Theodore zawzięcie wbijał czubek buta w ziemię, niezręcznie stojąc przed niewielkim ołtarzem poświęconym Somnusowi. Nie do końca wiedział, dlaczego w ogóle tu przyszedł. Po prostu były jego urodziny, które zwykle chociaż starał się spędzać z matką, a teraz był tutaj sam.
Przysiadł na zimnej ziemi. Przynajmniej nie spadł jeszcze śnieg. Otulił się ciaśniej kurtką, wbijając wzrok w trawę poniżej ołtarza. Po kolacji na wzgórzu nie było zbyt wielu osób, a to był prawdopodobnie jedyny plus całej sytuacji.
Pochylił głowę i przymknął oczy. Piekły go od chłodu. Westchnął ciężko, zaczął wyłamywać palce i wymamrotał:
— Czasami wolałbym, żebyś nie był moim ojcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz