Arnar uniósł brew, lustrując Mihala sceptycznym spojrzeniem. Potem popatrzył na krowy, równie, a nawet bardziej, sceptycznie. Wrócił wzrokiem do Mihala i nie było w nim ani krztyny zrozumienia dla… piękna krów, tak nachalnie przedstawianego mu przez dzieciaka. Wszelkie słowa, których celem było zaakcentowanie jakichkolwiek pozytywnych cech tych stworzeń mijały uszy i poziom rozumienia świata Arnara. Nie, że był głupi, on miał… on miał swoje powody. Przynajmniej lubił to tak sobie tłumaczyć, gdy nic, co mówiła do niego druga osoba do niego nie trafiało.
Bądź co bądź, głównym problemem w przekonaniu Arnara do… niepopełniania masowego morderstwa, prawdopodobnie poprzedzonego okrutnymi torturami (już sobie wymyślił taką jedną, najlepszą jego zdaniem: wycinanie krowie po kolei wszystkich żołądków, po usunięciu każdego jednego zszycie ran i pozwolenie na dalsze życie, ale bez możliwości trawienia… a dopiero potem zabicie jej), była jego głęboko zakorzeniona nienawiść do wszelkich form żyjących, nazywanych przez ludzi “zwierzętami” (przez niego też, ale gdy o tym myślał, chciał brzmieć mądrze dla samego siebie). Nie uznawał jakichkolwiek praw owych… istot przeszkadzających mu w jego spokojnym, codziennym życiu. Oraz w spokojnym, conocnym śnie, bo myśl o krowach pasących się za jego oknem skutecznie spędzała mu sen z powiek. A jeżeli już zasnął, miał okropne koszmary, których głównymi bohaterkami były te przeklęte krowy, tym razem to one popełniające masowe morderstwo poprzedzone torturami na jego rodzeństwie i ewentualnie innych ważnych dla niego osobach. Wszystko to złożyło się na to, że jakiś czas temu powziął zamiar zabicia samego źródła problemu, zanim ono w ogóle ten problem spowoduje. Do swojego czynu zbierał się długo, nieprzekonany do słuszności swoich działań, lecz gdy tylko zobaczył je po raz pierwszy na własne oczy… poczuł nieodparty wstręt, a wtedy już żadne “wcześniejsze obiekcje” nie mogły go powstrzymać przed nieuniknionym.
Także, w wielkim skrócie, przekonanie Arnara do zostawienia zwierzaków w spokoju graniczyło z przekonaniem ryby do spaceru po łące i zrobienia wianka z polnych kwiatów dla jej przyjaciela delfina. No, może trochę bardziej możliwe. W końcu Arnar nie był na tyle okrutny, żeby jakiekolwiek argumenty do niego nie przemówiły, ale z pewnością nie były to te o pięknych oczach tych nieboskich stworzeń. Arnar był przekonany, że te szatańskie pomioty prawdopodobnie mają ohydne i zaropiałe ślepia, a nie błyszczące oczka otoczone długimi rzęsami. Co prawda nie miał najmniejszego prawa tak sądzić, bo żadnej z krów nie przyjrzał z taką dokładnością, żeby móc to stwierdzić, ale postanowił ufać swoim przeczuciom. Powtarza się przecież, że należy ufać swojej intuicji.
Arnar wrócił do przytomności, wydobywając się z kotła swoich własnych, pełnych nienawiści, myśli. Lekko zmarszczył brwi, zanim ułożył idealną odpowiedź dla Mihala.
— Gdyby tylko stały, mógłbym spać spokojnie — powiedział nieco przyciszonym głosem, żeby te biedne kobyły na pewno go nie usłyszały. — Ale co wieczór, gdy tylko przypominam sobie o zagrożeniu, które czyha na nas tutaj, na tym pastwisku, tuż przy obozie… — potrząsnął głową w dezaprobacie. Jeśli byłby lepszym aktorem, może nawet udałoby mu się wycisnąć z siebie jakieś łzy, ale tak naprawdę nie było mu spieszno do płaczu.
— Ale właśnie… przecież… przecież one naprawdę tylko stoją…? — zagubił się Mihal, próbując nadążyć za dziwnym tokiem rozumowania Arnara. — No, spójrz, największym zagrożeniem, jakie stanowią, jest wdepnięcie w ich… w ich gówno.
Arnar wzdrygnął się na samą myśl i aż musiał sprawdzić, czy na pewno przypadkiem nie wdepnął już w te toksyny. Na całe szczęście, po krótkim spojrzeniu na własne buty przekonał się, że prawdopodobnie wiedziałby o wdepnięciu w czyjeś odchody w samym momencie wdepnięcia. Uspokoiło go to nieco.
— Nie mówię, że jesteś w błędzie — przyznał wreszcie, widocznie bardzo niechętnie — ale nie mówię też, że masz rację. Skoro powiedziałeś, że można je porównać do niedźwiedzi… a niedźwiedzie, o, one z pewnością są niebezpieczne…
Tak po prawdzie, Arnar miał tak skąpe pojęcie o jakichkolwiek zwierzętach, że jeżeli stawiał krowy, nawet te toksyczne, na równi ze swoim wyobrażeniem niedźwiedzia… No, ochota na walkę nieco mu przechodziła. Już potwory były lepsze, o nich przynajmniej się czegoś uczył, ale te wszystkie… te wszystkie, jak to tam, ssaki i cała reszta, o których opowieści skutecznie usypiały go na lekcjach biologii, stanowiły dla niego przerażającą tajemnicę.
Ale to nie tak, że nienawidził ich, bo się ich bał.
Mihal?
────
[680 słów: Arnar otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz