Biegł, nie patrząc na nogi ani nie oglądając się za siebie. Był jak każde dziecko — szczęśliwe, niewinne i pozbawione problemów. Kochał spędzać czas na dworze, bo właśnie w naturalnym środowisku mógł poznawać świat. Poczuć, że żyje.
A poczuł, że żyje z chwilą, kiedy potknął się o wystający korzeń jednego z dużych drzew i poleciał przed siebie. Małe rączki zaryły o ziemiste podłoże.
— Mamo! — krzyknął, patrząc na poranione dłonie.
Kobieta szybko podeszła do dziecka i przetarła rączki pociechy mokrą chusteczką.
— Już spokojnie. — Wyciągnęła z torebki plaster i nakleiła na ranę. Ucałowała rączki chłopca i poczochrała brązową czuprynę. — Do wesela się zagoi.
───
[Artem otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz