sobota, 9 sierpnia 2025

Od Caroline CD Terry'ego — „Rzeźnia nr 7"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Caroline westchnęła i wyciągnęła do Terry’ego rękę, żeby pomóc mu wstać. Ten jednak wciąż leżał na ziemi, najwyraźniej niezainteresowany podniesieniem się z ziemi. Tylko trochę poirytowana pochyliła się, żeby za ramiona postawić go na nogi, co nie okazało się szczególnie trudnym zadaniem. Dzieciak naprawdę mało ważył. Przetaksowała go wzrokiem, żeby upewnić się, że nie zrobiła mu krzywdy, chociaż była tego niemal pewna.
To chyba będzie trudniejsze, niż myślała.
— Mam nadzieję, że nie uderzyłeś się w głowę, bo przed nami długa droga. Ale najpierw trzeba coś zrobić z tymi twoimi rękami, bo nawet miecza nie umiesz porządnie utrzymać. Ty w ogóle trzymałeś kiedyś miecz? — zapytała, podpierając dłonie na biodrach, kiedy Terry wbijał w nią niemal przerażony wzrok.
Odpowiedzi najwyraźniej musiała domyślić się sama, ale były przecież plusy. Skoro nie chciał się odzywać, to nie będzie też protestował ani się wykłócał. Zresztą, teraz protesty już niewiele by pomogły, bo Caroline ustanowiła sobie nowy cel: nauczy chłopaka posługiwać się mieczem. Co lepszego miała do roboty?
Podeszła do niego i kilkoma sprawnymi ruchami ułożyła jego dłonie na mieczu w poprawny sposób.
— Tylko musisz mocno złapać tą rękojeść, na Hadesa, przecież ten miecz zaraz sam ci wypadnie z rąk — westchnęła, podnosząc z trawy własny miecz.
Skinęła głową z aprobatą, kiedy Terry chociaż trochę mocniej zacisnął dłonie na rękojeści. Przez chwilę zastanawiała się, czy on się jej po prostu nie boi, ale doszła do wniosku, że na pewno nie. Przecież jeszcze nie dała mu żadnego powodu do strachu, prawda?
— Na twoim miejscu skupiłabym się na defensywnie, bo do ofensywy to ty się niestety nie nadajesz — zaczęła, bawiąc się drewnianym mieczem. — Jesteś drobny, to twój atut. Szybko biegasz?
— Tak — wykrztusił Terry, trzymając przed sobą miecz tak, jakby stał na baczność.
— Zajebiście. Czyli będziesz robił dobre uniki. A im dłużej unikasz ostrza, tym bardziej wkurza się twój przeciwnik, więc staje się nieuważny. Będzie z ciebie pożytek — skwitowała i posłała mu promienny uśmiech.
Trzydzieści sekund później Terry leżał na ziemi, a jego drewniany miecz znajdował się prawie metr dalej.
— No przecież miałeś zrobić unik!
Terry nie odpowiedział.

LATO

Caroline naprawdę wzięła sobie za cel wytrenowanie Terry'ego. Najpierw musiała, żeby chlopak wyrobił normę treningów, a potem już tylko dlatego, że spodobała jej się rola nauczycielki. Raz na jakiś czas, o przypadkowych godzinach zgarniała go, żeby potrenował; średnio ją obchodziło, czy akurat coś wtedy robił. Po dwóch pierwszych tygodniach Terry załapał, jak powinien trzymać miecz i umiał utrzymać się na nogach przez prawie minutę walki ( dawała mu fory, żeby nie był taki przerażony, kiedy tylko się do niego odzywała ) i stał się stałym bywalcem infirmerii. Dziewczyna przez jakiś czas obawiała się, że ktoś ją zaraz posądzi o znęcanie się nad biednym dzieciakiem, bo od rozpoczęcia treningów z nią ciągle kończył posiniaczony, ale jakoś nikt się do niej nie zwrócił.
Teraz jeśli wyciągała Terry'ego na trening, robiła to zwykle dlatego, że nie miała nikogo innego do sparingu. Może i dalej nie dorównywał jej umiejętnościami, ale zawsze był lepszy niż słomiana kukła. No i w końcu czegoś się nauczył. Przede wszystkim unikania twardego drewnianego miecza.
— Znowu skupiasz się na osłanianiu tylko jednego boku. Nie wydaje mi się, żebyś był w stanie walczyć z tarczą, więc prawdopodobnie ktoś przebił by ci nerkę — poinformowała go rzeczowym głosem, czubkiem drewnianego miecza uderzając go pod żebrami.
— Dlaczego nie mogę strzelać do wrogów z procy? Siedząc na drzewie? — zapytał Terry i skrzywił się, pocierając dłonią miejsce uderzenia.
W pewnym momencie zaczął się do niej odzywać. Odebrała to za swego rodzaju porażkę, bo to oznaczało, że wcale się jej aż tak bardzo nie bał, ale jakoś mogła się z tym pogodzić. Jak ją denerwował, to przestawała dawać mu fory. Bawiła się całkiem dobrze.
— Nie wszędzie są drzewa. Poza tym, w pięć minut ustrzelił by cię ktoś z łuku albo innej kuszy. Chyba że powybijałbyś wszystkim oczy tymi kamyczkami — powiedziała, wzruszając ramionami. — Co w sumie nie jest takie głupie — przyznała po chwili.
Łatwiej się walczy z kimś, kto właśnie stracił wzrok. A przynajmniej tak podejrzewała, bo nigdy nie miała okazji tego przetestować.
Wbiła czubek miecza w ziemię i podparła się na nim jak na lasce.
— Zarządzam przerwę, bo… Bo tak.
Terry nie protestował, więc mogli na moment odrzucić drewniane miecze na bok. Pogoda już jakiś czas temu pożegnała letnie upały i znacznie się ochłodziło, przez co chłopak ciągle przypominał sopel lodu. Caroline usiadła pod pobliskim drzewem i rzuciła mu kurtkę, którą wcześniej zdjął tylko dlatego, że mu kazała. Trening w kurtce nigdy nie był dobrym pomysłem, ale miała wrażenie, że ten dzieciak dosłownie zamarza. Nie chciała ryzykować hipotermii na jej warcie. A Terry zdecydowanie zbyt często wyglądał, jakby był jej bliski.

Terry?
────
[761 słów: Caroline otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz