niedziela, 3 sierpnia 2025

Od Doriana CD Elianne — „Sherlock Holmes ale inaczej"

Poprzednie opowiadanie

Dorian nie wierzył w żadne puszyste szczury ani inne zwierzęta, które mogły nieproszone zamieszkać w baraku kohorty II. Postanowił jednak nie być tak sceptyczny (bo nie chciał wychodzić na zadufanego w sobie dupka) i jednej nocy nasłuchiwał. Leżąc w łóżku i „patrząc” się w sufit, wyczekiwał niepokojących dźwięków: pisków, warknięć albo chrumknięć. Nie wiedział, czym dokładnie jest ten „puszysty” szczur, więc też nie wiedział, jakich dokładnie dźwięków może się spodziewać.
Przewróciwszy się na drugi bok, pomyślał, że może powinien odpuścić. Może wychodzi teraz na wariata, leżąc nieruchomo w łóżku i czekając, aż dziwne zwierzę zdradzi swoje położenie. Reszta kohorty głęboko spała w akompaniamencie chrapnięć jednego z chłopców.
Dorian już powoli zamykał oczy. Już powoli pozwalał sobie na sen, kiedy usłyszał coś nienaturalnego. Burknięcie i prychnięcie. Terminator poruszył wielkim ogonem, a Dorian zesztywniał.
— Cicho — rozkazał, na co duży pies przestał merdać ogonem.
Kolejne burknięcie. Potem prychnięcie. Chrumknięcie? I piśnięcie?
Dorian podniósł się do siadu, ignorując, że łóżko pod nim skrzypnęło tak głośno, jakby właśnie łamał drewniane panele.
— Znajdź mi to. — Pogłaskał Terminatora za uchem, na co pies polizał dłoń właściciela i zaczął buszować między łóżkami.
Dorian poszedł za swoim psim przewodnikiem, który przy okazji poszukiwał, uważał, żeby niewidomemu nic się nie stało; bo koledzy z kohorty uwielbiali robić bałagan, szczególnie wtedy, kiedy kładli się do łóżka i istniała duża szansa, że zaraz poślizgnie się na czyichś gaciach.
Terminator zatrzymał się przy czyimś łóżku. Po samym zapachu błota i roślin Dorian wiedział, że znajduje się przy posłaniu należącym do Lotus. Nazywał ją dziwnym dzieckiem, ale względnie grzecznym. Nigdy nie miał z nią problemu, ale też nie dziwił się, że to ona mogła przynieść do obozu dziwne zwierzątko.
Kucnął i zaczął grzebać pod łóżkiem dziewczynki, ale nic tam nie znalazł. Ani śladu zwierzątka. Może to jednak nie była Lotus?
Terminator chwycił zębami za kawałek koszulki właściciela i pociągnął go dalej. Dorian odwiedził tej nocy tyle łóżek, że przestał podejrzewać kogokolwiek. Właściwie każdy mieszkaniec baraku wyglądał na kogoś, kto mógłby przynieść do obozu dziwne zwierzątko.
 
Rankiem poczekał, aż większość osób wyjdzie na dwór, usprawiedliwiając się, że zgubił coś bardzo ważnego i dołączy do reszty później. Musiał sprawdzić te cholerne łóżka, bo przez całą nos śnił o ogromnym puchatym szczurze, który próbował go zamordować.
Złapał Terminatora za kark i pociągnął, cały czas głaszcząc wielkiego psa za uchem. Wierzył, że wszystko, co wczoraj słyszał, było prawdą, a nie głupim snem.
— Czujesz coś? — zapytał psa. — Nie?
Terminator usiadł skołowany tuż przy właścicielu i zaskomlał jak smutny szczeniak, z którym nikt nie chciał się bawić.
Dorian się poddał. Po prostu wyszedł i poszukał Elianne, żeby wytłumaczyć, co słyszał w nocy i że nie ma zielonego pojęcia, kogo powinni podejrzewać o sprowadzenie podejrzanego zwierzęcia do obozu.
— Jest problem — zaczął, zanim koleżanka zdążyła się przywitać. — W nocy słyszałem dziwne odgłosy. Jakby coś chrumkało.
— Świnia?
— Przysięgam, to coś chrumkało i piszczało jednocześnie.
Elianne uśmiechnęła się i przeszła w miejsce, gdzie nikt nie będzie ich podsłuchiwać. Dorian nigdy nie wiedział, czy mówi takie rzeczy, stojąc daleko od tłumu, bo… nie widział ludzi.
— Próbowałem z Terminatorem znaleźć tego zwierzaka, ale wydaje mi się, że to przed nami uciekało. — Pogłaskał psa, siedzącego obok. — Jakby uciekało co chwile pod inne łóżka. Może powinniśmy na to zastawić klatkę?
— A co jak przypadkiem to skrzywdzimy? — jęknęła Eli z przejęciem. — Chyba nie chcę temu robić krzywdy.
Dorian był innego zdania, ale postanowił być miły i nie doprowadzać Elianne do histerii. Albo załamania. Albo nie chciał, żeby się wkurwiła, bo nie znał dziewczyny jeszcze tak dobrze, by przewidzieć, jak się zachowa.
— W jaki inny sposób mamy sprawdzić, kto to przyniósł?
— Rano niczego nie znalazłeś? W sensie, no, teraz?
Pokręcił głową.
— Próbowałem, ale nawet nie słyszałem tych dziwnych odgłosów. Myślisz, że ktoś to ze sobą nosi?
Elianne klasnęła w dłonie.
— Tak! Właśnie o to chodzi! — I złapała Doriana odruchowo za rękawek od koszulki, by szepnąć mu na ucho: — Chodźmy na stołówkę i obserwujemy, czy ktoś czegoś ze sobą nie zabrał, dobrze?
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Nie było to głupie, a może pomóc znaleźć poszlaki.
 
— Lubisz słodycze? — zapytała, kiedy usiedli obok siebie, ona trzymając proste kanapki, a on truskawkową babeczkę, którą wybrał mu Terminator. — Nie widać po tobie.
— A co? Mam się ubierać w różowe ciuchy, żeby było widać? — prychnął. — Wolę słodkie śniadania niż słone. Dodają energii.
— Słyszałam, że jest na odwrót.
— No, może tak, może nie. — Wzruszył ramionami. — Uważam, że cukier z rana wchodzi lepiej niż po południu. Zaobserwowałem to na sobie. Terminator też tak uważa.
— A nie można dostać, wiesz… cukrzycy?
— Od jednej babeczki?
— Tak kiedyś słyszałam. A może czytałam? — mruknęła sama do siebie. — Wygląda pysznie.
Dorian kiwnął głową w odpowiedzi, wgryzając się w słodką babeczkę, ozdobioną grubą warstwą równie słodkiego kremu. Przez ich krótką rozmowę prawie przegapili kogoś, kto z czymś pod koszulką poszedł odebrać talerzyk z jedzeniem.
Eli wbiła łokieć w żebro Doriana, a ten, niespodziewawszy się tego ciosu, wypuścił niedojedzoną babeczkę na ziemię.
— Hej! Moja babeczka!
— Cicho! — syknęła wrogo, a nadąsany chłopak przestał opłakiwać ukochane jedzenie. — Ktoś właśnie wygląda podejrzanie.
— Och, tak? Może mi go opiszesz?
— Dziewczyna. Niesie coś pod koszulką.
Dorian zmarszczył brwi. Niesie coś pod koszulką?
Zwrócił się do Terminatora, ale zanim zdążył poprosić psa, by podszedł i obwąchał podejrzaną, to ta znikła z pola widzenia Elianne. I z pola widzenia psa, bo Terminator nawet nie wiedział, czego właściciel od niego oczekuje, kiedy zaczął wściekle machać ręką. Pozbawiony kontroli nad psem Dorian czuł się, jakby własne dziecko wbiło mu nóż w plecy.
— Nie załamuj mnie! — krzyknął do psa. — Masz nos! Możesz wywęszyć!
Ale pies tylko zaskamlał w odpowiedzi, a Elianne położyła uspokajająco dłoń na ramieniu chłopaka.
— Chodź za mną. Tak też zrobił. Ufał w tej kwestii bardziej dziewczynie, bo sam nie mógł zobaczyć, czy kłamie, czy mówi prawdę. Wolał już robić wszystko to, co powiedziała, byleby znaleźć odpowiedzialną
za dziwne zwierzę osobę.
— Wydaje mi się, że poszła tam… — Zakręciła się w kółko i nagle gwałtownie zatrzymała. — A może tam?
— Pójdźmy tędy. — Wybrał kierunek, kończąc niezdecydowanie Elianne. Gdyby na nią czekał, to pewnie by się nigdy nie doczekał, a naprawdę zależało mu na czasie. — Pamiętasz, jak wygląda?
— Zwróciłam najbardziej uwagę na koszulkę, ale chyba kojarzę kolor włosów. Powinnam rozpoznać.
Dorian kiwnął głową porozumiewawczo.
— To do dzieła.

Elianne?
────
[1021 słów: Dorian otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz