LATO
Po pierwsze: Vincent pojawiający się nagle przy Havu i Judasie, tak po prostu, jakby celowo szukał pomocy akurat u nich, na tyle ich wyprowadził z równowagi, że przez moment nie wiedzieli, co zrobić. Rudowłosy patrzył na Judasa, a Judas na niego — dobrze wiedzieli, że nie jest to coś, z czym mogli tak łatwo walczyć. Mogliby próbować, w końcu już byli tak starzy, że przeżyli wiele takich starć, ale ryzyko się tu nie opłacało, gdy nie mieli pewności. Bo po co przypłacać życiem.
Po drugie: No właśnie, kurwa, mogą przypłacić życiem, jeśli od niego szybko nie uciekną.
Wymęczony Vincent wciąż dyszał, patrząc na mężczyzn z cieniem nadziei. Widzieli go ostatni raz, gdy chodniki nadal był zmarznięte, a pojawił się znowu w porze, gdy ciepło i przepocenie sprawiają, że taka walka jest jeszcze trudniejsza.
Ciężkie kroki zrobiły się głośniejsze. Syn Morsa chciał chwycić za Iaculum, a drugi mężczyzna, widząc kątem oka charakterystyczny gest, który robił przy zamiarze podrzucenia monetą, złapał go za koszulkę. Potwór dwa razy wyższy od księdza, z toporem zawieszonym na ramieniu zapewne zauważył tylko ruch znikających półbogów. Vincent prędko pobiegł za nimi i mimo krótszych nóg, z łatwością ich doganiał.
— Czemu mnie odciągasz? — burknął.
— A co, jesteś taki pewien siebie, że masz inny pomysł?
Prychnął na niego, gdy zatrzymali się ulice dalej, by się przysłuchać potworowi i rozważyć swoje możliwości. Wciął wyczuwał ich z pełną precyzją, więc pozostało albo uciekać, aż się zmęczą, albo gdzieś się skryć.
— To ty jesteś uciekającą pizdą. — Uśmiechnął się zgryźliwie.
— A ty jesteś idiotą.
Vincent patrzył na nich jak na rodziców, którzy podczas kłótni grożą sobie rozwodem.
— Już kiedyś się tak wjeba… już kiedyś mieliśmy takie sytuacje, i co? — Judas rozluźnił ramiona, czując nagle, jak bardzo są spięte. — Wyszło nam na gorsze to twoje cwaniakowanie się.
Na to określenie Havu miał ochotę się zaśmiać. Zamiast tego, zacisnął usta, a ich kącikami niemal się uśmiechnął.. Ksiądz nie zareagował, tylko znowu go złapał. (rękaw koszulki rudowłosego musiał być już rozciągnięty przez te gwałtowne chwyty). Gdy ruszyli w bezpiecznym kierunku, nie zorientowali się, że po drodze zgubili gdzieś Vincenta. Wpadli do jakiejś restauracji (do której trzeba było mieć rezerwację, a na dodatek powinno się poczekać przy wejściu na obsługę), w której zapewne dla Minotaura mogłoby być problematyczne ot takie polowanie na półbogów.
Na oślep poszli do drzwi od toalet (za które, gdy nie było się klientem, powinno się zapłacić dwa dolary), gdzie się zamknęli się w potrzasku. Dopiero wtedy było cicho, nie docierał do nich nawet szum zatłumionej knajpy.
Okej, szkoda, że to Vincent był najbardziej zagrożony, a nie oni, a on się zmył. Judas, orientując się, że instynktownie zadbali najpierw o swoje dupy, chciał już iść szukać półboga, ale powstrzymał go głos Havu.
— Cholerny dzieciak.
— Przestań — westchnął. — Chryste, musisz coś zawsze odpierdalać?
Havu wbił wzrok w sufit
— Czy mówienie ,,chryste” tak po prostu, bez potrzeby, nie jest grzechem?
— Co znowu próbujesz zacząć?
— Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno — wymówił przykazanie poważnie, jakby je odczytywał z biblii, bądź jakby kiedyś wyuczył się go na pamięć. — Wyspowiadasz się z tego? Ej, czy jak jesteś księdzem, to idziesz do innego księdza, czy samego siebie wyspowiadasz? Czy może…
— Nie mam na to cierpliwości — syknął.
Znowu na jego twarzy zawisł ten cyniczny uśmieszek, który po prostu uwielbiał używać przeciw Judasowi.
— Zaraz ty będziesz się wyspowiadać. Na kolanach.
— Z czego?
— Przez to twoje łakomstwo do wkurwiania mnie. Lubisz to robić, co? Nie umiesz tego kontrolować?
— Mamy dziecko do odratowania, a ty mnie prowokujesz — odparł, pochylając się lekko do mężczyzny. — Powinniśmy go poszukać, bo może być po nim, ale ty wolałeś uciekać.
— To ty jesteś prowokatorem. — Zacisnął zęby. — Nie rób teraz ze mnie debila.
Judas pchnął go, niezbyt delikatnie — plecy rudowłosego spotkały się z nagrzanymi, ceramicznymi kafelkami. Słowa Havu nie do końca do niego docierały i skupiał się jedynie na ich fragmentach.
— Skończysz?
— Nawet nie zacząłem.
Ksiądz oparł dłoń o ścianę za mężczyzną. Kąciki warg półboga w końcu opadły, a przysłonięte rzęsami, szmaragdowe oczy zaszły mgłą. Ksiądz przysunął się o dwa kroki, przez co znalazł się właściwie przy nim i schylił się, by być jeszcze bliżej. Po raz już któryś przekroczył niezapisane granice, które stawiał Havu — czy to swoimi podrywami ciała, czy odwróceniem wzroku. Zamknął go w potrzasku, na dodatek wiążąc go kajdanami w przez gromki, siarczysty ton.
Rudowłosy nie odezwał się, ale zamiast się szarpać, gdy wargi Judasa znalazły się blisko jego skóry, odwzajemnił dotyk. Nie spodziewał się, że mężczyzna bez zapowiedzi dotkliwie zagryzie się na jego szyi — otworzył szerzej oczy, wplatając palce w ciemne włosy i pociągnął go z dala od siebie. Zacisnął usta w wyrazie niepewności, czując, jak ręka mężczyzny odwiedza zakątki jego ciała, jak łaskocze go po dolnej części pleców, jak wtyka palce pomiędzy jego kręgi —- i było to uczucie rozkoszne, a jednocześnie wzbudzające dyskomfort, bo potem Havu przez długi czas będzie odczuwać dziwne, świerzbiące ciepło w tym miejscu.
Odwdzięczył się, owijając palcami kark Judasa. Pozwolił na, a raczej sam zainicjował pocałunek, przybliżając ruchem mężczyznę do siebie, zmuszając go, aby się schylił. Ksiądz poddał się, pozwolił teraz jemu, aby przejął dowodzenie, aby to Havu ustalił kierunek ich warg i zadecydował, z jaką intensywnością będą na siebie naciskać.
Był trochę inny, rozluźniony, jakby to kontrola dawała mu poczucie komfortu. Judasowi to nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie, podobało mu się to uczucie obezwładnienia, a jednoczesnego bycia w pozycji gotowości.
— Wiesz, jakiego jeszcze przykazania się nie trzymam? — zapytał między pocałunkami, dając im chwilę oddechu.
Havu mruknął w odpowiedzi, swoim kciukiem dotykając zaczerwienionych, nabrzmiałych warg mężczyzny, jakby pod wpływem wywieranej na nich presji stawały się wyjątkowo delikatne — czułe na wszystkie bodźce.
— Nie cudzołóż.
W innej sytuacji by parsknął wyzywającym, zażenowanym śmiechem, ale z racji tego, że byli zamknięci w potrzasku i cała ta scena owinięta była żarliwą aurą, słowa Judasa tylko go speszyły. Odepchnął go od siebie — plecy Judasa z uderzyły o ścianę kabiny z tak głośnym łomotem, jakby mogły się połamać.
Drzwi nagle się otworzyły, bo oczywiście żaden z nich nie miał tyle życiowej rozwagi, aby pomyśleć o zamknięciu się. Przed nimi — znowu — pojawił się spocony, dyszący dzieciak, wbijając w mężczyzn oskarżające spojrzenie.
— Co wy odpierdalacie?! — wydarł się na nich. — On nadal mnie próbuje zabić!
Pedale?
────
[1016 słów: Judasek otrzymuje 16 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz