piątek, 22 sierpnia 2025

Od Luciena CD Dahlii i Arnara — „Kaktukonie??? bardzo śmieszne naprawdę brawo"

Poprzednie opowiadanie

Lucien trzymał dłoń Arnara jeszcze przez chwilę, a Dahlia w końcu zabrała głos. Spojrzała na dwójkę jak na skończonych idiotów (bo co innego miała sobie pomyśleć) i powiedziała:
— Mogę zostać.
Arnar załamał ręce, bo przygotował się na odmowę, a Lucien szeroko się uśmiechnął. Znaczyło to, że wygrał, chociaż na początku nawet nie zgadzał się na ten zakład.
— Specjalnie to zrobiłaś — wytknął Arnar, patrząc na Dahlię w taki sposób, jakby właśnie zdradziła najlepszego przyjaciela, pozostawiając go na pożarcie hienom. — Wiem to.
— Nie, po prostu… nie opłaca mi się wracać teraz — przyznała, wzruszając ramionami. Obojętność pasowała do twarzy kobiety tak dobrze, jakby się już taka urodziła albo jakby ktoś wyrzeźbił ją w glinie i nie mógł tego później zmienić.
— Lucien… co z kanapą? — Arnar z przejęciem spojrzał na mebel, który jakiś czas temu skręcał na trytyki. Wolałby nie rozkładać sofy, bo wiedział, że wtedy nadawałaby się do wyrzucenia tak samo, jak dywan. Biedny dywan. Był całkiem ładny, ale faktem było, że o niego nie dbali.
— Cóż… — zaczął chłopak, nie wiedząc, z której strony powinien ugryźć temat. — Nie możemy rozłożyć kanapy. To taki model — skłamał, ale kłamstwa przechodziły mu przez gardło gorzej niż Arnarowi, bo jaki model kanapy się nie rozkłada?
— Nie muszę mieć rozłożonej — mruknęła w odpowiedzi heroska. — Może być tak, jak jest.
Arnar odetchnął z ulgą, a Lucien poklepał go po ramieniu. Musieli się nawzajem wspierać, bo właśnie zaoferowali przypadkowej półbogini nocleg, a w ich mieszkaniu panował istny bałagan, którego Lucien jeszcze nie zdążył ogarnąć; i tak w kuchni można było spotkać stos nieumytych naczyń (nikomu nie chciało się tego zmywać), w przedpokoju syn Dionizosa rzucił ubrania, które chciał wyrzucić, a w łazience czekało w koszu pranie.
— Super. Przyniosę ci koc. I poduszki.
Lucien zniknął w sypialni, by wrócić z kocykiem w jamniczki i poduszką w księżniczki. Dahlia nic nie powiedziała na ten temat, jakby już się przyzwyczaiła, że tego dnia nie spotka jej nic normalnego i przyjęła rzeczy z udawaną wdzięcznością.
— To… dobranoc? — mruknął Arnar, patrząc, jak ich nowa wspólna koleżanka kładzie się na kanapie i zamyka oczy. Całkowicie niewzruszona.
Szepnęła coś w odpowiedzi, na co Arnar uśmiechnął się słabo, a Lucien uciekł do sypialni, nie chcąc jej dłużej przeszkadzać.
— Wiesz, mam pomysł — zaczął, kiedy usiedli na dużym łóżku małżeńskim. — Pójdziemy jutro do sklepu. I kupimy nowy dywan.
— Lucien, nie mogę…
— Przegrany zakład. — Wetknął palca między żebra Arnara. Dziecko Hermesa jęknęło z bólu. — Kupimy nowy dywan.
— Dobra! — Odsunął się, nie chcąc wystawiać się na kolejny atak. — Kupimy nowy dywan!

 
Dlaczego Dahlia zgodziła się pójść z nimi do sklepu? To było pytanie, które krążyło Lucienowi w głowie, kiedy stali we trójkę w sklepie budowlanym w dziale z dywanami, a Dahlia z Arnarem dyskutowali, czy ten się nada, czy może jest za miękki. Patrzył na nich z widocznym skonsternowaniem, ale starał się nie rozkładać tej sytuacji na czynniki pierwsze.
— Ten jest całkiem ładny — powiedział, dotknąwszy jednego z dywanów. — Kolorystycznie pasuje i jest całkiem miękki.
Arnar właśnie kończył kłócić się z Dahlią.
— Niebieski? — zdziwił się, spoglądając w stronę Luciena, głaszczącego dywan, jakby był to najmilszy zwierzak na świecie. — Nie wiem, czy chcę niebieski.
Lucien przewrócił oczami. Musiał wszystko mu zepsuć. Ze wszystkich dywanów, które obejrzeli, ten najbardziej mu się spodobał. No i był miękki. I nie za duży. I wyglądał na taki, który łatwo będzie później wyczyścić.
— A masz inny pomysł? — burknął, nie próbując ukryć nawet irytacji. — Od godziny stoimy przy tych dywanach.
— Hej, spokojnie. — Arnar objął Luciena ramieniem. — Na wybranie dywanu potrzeba czasu. Nie denerwuj się.
Lucien myślał, że zaraz wyjdzie z siebie. Przez godzinę jedyne, czego się nasłuchał, to jak Dahlia i Arnar wykłócają się o głupoty, wyzywając siebie przy okazji od debili.
— A mogę sobie wybrać lampkę nocną? — zapytał z głośnym westchnięciem. — Ty wybierzesz dywan, okej?
Arnar klepnął Luciena w ramię. Jak konia. Albo psa.
— Pewnie. Nie martw się. Dahlia to prawdziwa znawczyni dywanów, prawda?
Kobieta pokiwała głową.
— Podoba mi się ten w konie.
— Nie chcę dywanu w konie! — zaprzeczył Lucien. — Arnar, ty się, kurwa, boisz koni!
— To prawda. — Zbladł na twarzy, jakby właśnie sobie o tym przypomniał. Realizacja dopadła go szybciej, niż był na to przygotowany. — Nie chce żadnego dywanu z końmi! — krzyknął do Dahli, która właśnie zwijała rzeczony dywan w rulon, by go zabrać do kasy. — Nie chcę koni!
Pracownik sklepu odpowiedzialny za dział z dywanami wyłonił się z jednej z alejek, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Kiedy zobaczył, że to tylko trójka debili kłócąca się o głupi dywan postanowił wrócić do swoich obowiązków. Lucien wcale mu się nie dziwił.
— Idę na lampki. — Wyminął dwójkę herosów, a przechodząc, rzucił okiem na dywan z końmi. — A to nie są przypadkiem jednorożce?
— Jednorożce to też konie — odpowiedziała Dahlia głosem prawdziwego znawcy, profesorki filologii końskiej.
— Nieważne. — Machnął ręką. — Wybierzcie coś, co nie będzie końmi, a będę zadowolony.
Dahlia chyba nie była zadowolona. Bardzo spodobał się jej ten cholerny dywan w konie. Idąc w stronę alejek z lampkami, żyrandolami i innymi żarówkami, Lucien zobaczył, jak Arnar zaczyna szarpać się z Dahlią o tamten dywan z kopytnymi zwierzętami. Jeszcze trochę, a pracownik, który przed chwilą sprawdzał sytuacje, będzie musiał interweniować, by ich od siebie oddzielić.
Wystawa lampek prezentowała się naprawdę pięknie, ale Lucien nie mógł wybrać zwykłej lampki nocnej. Wziął tę w kształcie grzyba. Muchomora. Świeciła się jednocześnie białym oraz czerwonym światłem.
— Hej, Arnar, patrz. — Podniósł zdobycz do góry, kiedy wracał do dwójki herosów na dział z dywanami. — Mam grzyba.
— Zajebisty! — Klasnął w dłonie tak ucieszony, jak dziecko po otrzymaniu ulubionego lizaka. — To muchomor. Wiedziałeś?
— Tak, znam się na grzybach.
— Naprawdę?
Zamrugał oczami. Nie wiedział, czy Arnar w tym momencie jest poważny i uwierzył chłopakowi w tak głupie kłamstwo, czy zaczął właśnie jedną ze swoich gierek, w które Lucien nienawidził grać.
— Co do dywanu — przerwała im Dahlia, wykorzystując chwilę ciszy — wybraliśmy ten.
Lucien podniósł wzrok i zobaczył… nie dywan w konie. Normalny, błękitny dywan.
— Czyli jednak umiesz wybrać dywan. — Uśmiechnął się do Arnara.
— Przecież mówię, że najlepszą znawczynią dywanów jest Dahlia. To ona wybrała.
— Masz super gust co do dywanów, Dahlia — poprawił się. — Rozumiem, że możemy już pójść zapłacić?
— A mogę ten dywan w konie? — Spojrzała tęsknym wzrokiem w kierunku nadal zwiniętego dywanu. — Zabiorę sobie go do domu.
— Czemu pytasz o zgodę? — Skrzywił się Lucien.
— Bo twój partner boi się koni.
Arnar zaśmiał się niezręcznie, ale było widać, jak napina wszystkie mięśnie na wspomnienie o samych koniach. Nawet nie musiał na nie patrzeć, żeby zacząć drżeć ze strachu.
— Weź sobie nawet dziesięć tych dywanów. Po prostu stąd chodźmy.

Koniara?
────
[1066 słów: Lucien otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz