poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Od Edgara CD Artema — ,,High to Death"

Poprzednie opowiadanie

LATO

W szafie śmierdziało potem, starym materiałem i pachnącą saszetką z lawendą, której funkcja została z pewnością zaniechana, a może już dawno straciła swoje życie, bo sam wiedziałem, że nigdy ich nie wymieniali. Uśmiechnęłom się do Artema, próbując zdusić w sobie ten gorąc, który pojawiał się, gdy mnie nazywał w ten sposób. Dobrze wiedziałom, że mnie prowokuje
— To jakiś twój fetysz? — prychnąłem. — Tak bardzo mnie lubisz nazywać w ten sposób?
— Mam fetysz, aby zaraz ci wpierdolić — syknął cicho, piorunując mnie wzrokiem.
Było tak ciasno, że nie pozostało mi nic innego, jak opierać się o niego i nasłuchując, czy ochroniarz dalej przeszukuje pomieszczenie. Najwyraźniej musiał nas wcześniej usłyszeć, bo nie zapowiadało się na to, aby miał zamiar szybko sobie pójść. Milczeliśmy długi czas, podczas gdy on wpatrywał się w drzwi od szafy, a ja w jego okrytą powagą, przyciemnioną twarz, która była jedyną rzeczą, jaką mogłom wyraźnie dojrzeć w tej ciemnocie.
Dotykające mnie ramię mężczyzny sprawiało, że czułem w ciele dyskomfort, a fantomowe kłucie i swędzenie dawało mi znaki, że mam się oddalić — tylko że nie miałem żadnego sposobu, aby to zrobić (poza wypadnięciem z tej cholernej szafy). Próbuję się odruchowo odsunąć, a moje wiercenie się wywołuje szuranie, przez które Artem marszczy na mnie brwi. Zauważyłem, jak zadrżały mu wargi.
— Możesz się nie ruszać? — szepnął, łapiąc mnie za łokieć.
— Odpierdol się.
— Bądź, kurwa, ciszej.
— Bo co mi zrobisz?
Wyszarpnąłem rękę, ale zamiast się uwolnić, zostaje zapędzone w jeszcze gorszą klatkę. Mężczyzna złapał mnie, przysuwając gwałtownie do siebie i przycisnął drugą rękę do moich ust. Jego zabliźniona twarz oblała się czerwienią, a nos prawie stykał się z moim. Rozszerzone źrenice sprawiały, że brązowe oczy wyglądały jak głęboka, pusta przestrzeń, w której możnaby utonąć, gdyby wpatrywało się w nie wystarczająco długo. Moje nerwy dawały o sobie znać, uderzył we mnie pulsujący gorąc, rosnący z każdą sekundą, wprawiając mnie w zesztywnienie.
— Zamknij się, rozumiesz?
Zacisnął palce na mojej talii. Gdy skinąłem głową, ostrożnie zabrał dłoń, spotykając się z moim uśmiechem.
— Chyba już dawno sobie poszedł. Znaczy, wiesz… jeśli chcesz spędzić ze mną tu więcej czasu, to nie mam nic przeciwko.
Wykorzystałem fakt, że na moje słowa znieruchomiał, co zapewne było reakcją poprzedzającą wybuch. Niespodziewanie pchnąłem go na przeciwległą ścianę. Zdezorientowany nie zorientował się od razu, że w tamtej chwili przylgnąłem do niego i zadzierając głowę do góry, opętałem dłońmi jego ciało. Nie wydał z siebie żadnej reakcji też wtedy, gdy zaczęły one sunąć po nagiej skórze brzucha i klatki piersiowej. Patrzył nawet nie na mnie, a wprost przed siebie, w odległy, nieosiągalny punkt, a ja pod palcami czułem napinające się, drżące mięśnie.
— Nie myślałeś kiedyś… — zacisnął zęby — że jest coś z tobą wyjątkowo nie tak?
— Nie widać, żebyś miał z tym problem.
— Nie pozwoliłem ci.
— Nie widzę odmowy.
— Nie było też pozwolenia.
Parsknąłem na te słowa.
— Więc czemu mnie nie odpychasz? Nie pozwoliłeś mi, ale jednocześnie nie dajesz mi odmowy?
A jednak, w końcu mnie odepchnął, a raczej wypchnął z szafy. Okulary przekrzywiły się i prawie spadły mi z nosa, a same zderzyłom się z podłogą, przez co moje ramię oblało się tak ogromnym bólem, że pociemniało mi przed oczami i przeszedł mnie cień irracjonalnej myśli, że wyłapał mi coś w barku (a miał wystarczająco siły i byłby w stanie to zrobić, gdyby chciał).
— Przestanę być dla ciebie miły. — Stanął nade mną. — Wstawaj, idziemy stąd.
— Daj mi dziesięć minut.
— Co ci da to dziesięć minut?
— W dziesięć sekund bym ci ojebał gałę, a ty pytasz, co da mi dziesięć minut?
Nachylił się do mnie i pstryknął mnie w czoło.
— Nie wkurwiaj mnie. Masz dziesięć sek… minut.
Potraktowałem to jak wyzwanie, żeby uwinąć się i w dziesięć sekund. Artem zobaczył, jak nagle wstaję, po czym idę do znanego sobie biurka. Po chwili, otworzyłem zakluczoną wcześniej szafkę iwyciągnąłem z niej pendrive’a. Mężczyzna stanął za mną i rzucił mi sztuczny uśmiech, napełniony irytacją.
— Nie mogłeś tak wcześniej?

 
Artem siedział na kanapie za mną, siorbiąc colę zero (od której smaku szybciej bym zwymiotował), a ja mogłem aż wyczuć na sobie jego spojrzenie. Tak bardzo uwłaczające, jakbym był niezjedzonym robakiem w pajęczej sieci, oczekującym niecierpliwie na swój koniec. Próbowałem ignorować ten ciężar, skupiając się na tym, co robiłem, ale moje oczy zaczęły już łzawić od wpatrywania się w ekran i akta znalezione na urządzeniu. To, co na nim było, mogło rozwiązać moje problemy, ale nie zmieniało to faktu, że byłem zawieszony i zapewne nikt mi nie uwierzy, dopóki sam nie dotrę do jakichś dowodów.
Zdjąłem okulary, rzuciłem je na biurko, odchyliłem głowę do tyłu i przetarłem dłonią powieki.
— Co my w sumie robimy? A raczej… czemu robisz to w moim domu?
— Właśnie nad tym myślę.
Głośno westchnął.
— Jest czwarta w nocy. Wątpię, że twój mózg funkcjonuje jeszcze o tej godzinie.
— Przenocujesz mnie w takim razie?
— Nie.
— Niekomfortowo ci ze mną?
Nie odpowiedział na to. Wstał i pochylił się nade mną, przez co dotarł do mnie gorzkawy zapach. Nie ruszyłem się, zerkając na niego rozmazanym spojrzeniem spomiędzy przyciśniętych do powiek palców, czując, jak w moim środku unosi się ciężki gorąc, rozsadzający moją klatkę piersiową, jakby ta woń wpełzła do moich płuc.
— Okej, może inaczej. Co ty próbujesz zrobić?
— Myśleć.
— No, nie wychodzi ci to.
— Wiem! — burknąłem.
— Idę spać, Edgar.
To jedyne, co powiedział, po czym zamknął się w drugim pokoju. Zostałem sam z monitorem, będącym jedynym źródłem światła w salonie. Jego akcent nie zaczął rozprowadzać się echem w mojej głowie jak kiedyś. Nie padał na tą samą sylabę co zawsze, nie przeciągał tak tego cholernego ,,e”, w głosie Artema było coś nowego, coś okrutnego i litościwego jednocześnie. Przestałem się skupiać na sprawie, tylko myślałem o tym, jak na mnie teraz patrzy, z obrzydzeniem, z głęboką zawiścią i dopiero wtedy to do mnie jakby rzeczywiście dotarło, w jakiej jesteśmy sytuacji i jak w ogóle do tego doszło.

Artem?
────
[956 słów: Edgar otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz