poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Od Theodore'a do Edel — „Goopya Peezda"

Padał deszcz. Cały czas. Theo żałował, że jego boski ojciec nie przekazał mu w genach jakichś bardziej pożytecznych mocy. Na przykład takich, które mogły przegonić chmury. Z usypiania wszystkich dookoła nie miał większego użytku.
Od kiedy przestał być in probatio, było mu trochę łatwiej. Nikt z premedytacją nie uprzykrzał mu życia i zazwyczaj nie dostawał najgorszych obowiązków do wykonywania. W końcu pozbył się tej głupiej tabliczki. Awansując na legionistę, zyskał przywilej w miarę spokojnego życia. Niestety, wszystko to nie zwalniało go z codziennego babrania się w błocie na Polu Marsowym. Całkiem lubił treningi, ale nie kiedy deszczówka spływała mu strugami po twarzy, a sztylet wyślizgiwał mu się z dłoni.
Sparing skończył się ubłoconymi ubraniami i skaleczoną dłonią. Z grymasem schował ostrze z powrotem do pochwy. Krew kapała mu z palca na trawę, ale była szybko zmywana przez deszcz. Rana była malutka, ale miał już kompletnie dość i to był ostatni czynnik, który przekonał go, że powinien się poddać. Był w połowie drogi do swojego baraku, kiedy zatrzymał go czyjś głos.
— Wszystko w porządku? Krwawisz?
Odwrócił się i zobaczył, że mówiła do niego dziewczyna, którą przed sekundą minął. Znał ją z widzenia, na pewno była centurionką, ale chyba nie umiał przypomnieć sobie jej imienia. Zerknął w dół na swój palec, z którego już ledwo sączyła się krew. Prawdopodobnie wyglądało to gorzej, kiedy szedł z dłonią wysuniętą do przodu, jakby palca trzeba było co najmniej amputować.
— To nic takiego — odpowiedział, pokazując jej nieszkodliwą rankę. — Małe skaleczenie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Cały czas chowała się pod daszkiem, i Theo wcale się jej nie dziwił; też nie chciałby moknąć, gdyby był tak lekko ubrany. Już był gotowy do odejścia, gdy zaczęła grzebać w kieszeniach spodni, a po chwili z satysfakcją wydobyła plaster z jednej z nich. Wyciągnęła dłoń w stronę legionisty.
— Eee, dzięki? — bąknął, zabierając plaster. Z żółtą księżniczką.
To chyba była Bella z Pięknej I Bestii.
Dłużej wpatrywał się w ten rysunek, niż faktycznie zaklejał plastrem rankę. Jednocześnie zastanawiał się, dlaczego centurionka przejmuje się dzieciakiem z nie swojej kohorty. Raczej wcześniej się z tym nie spotkał. Rodion był jedynym centurionem, którego znał bliżej i raczej nie zaobserwował u niego takich zachowań.
— Nie ma za co. Nawet przez najmniejsze skaleczenie może wdać się zakażenie. Trzeba dmuchać na zimne — powiedziała, uśmiechając się do niego.
Theo przez cały czas próbował przypomnieć sobie jej imię. Eden? Medel? Edel…? Edel!
Chyba.
— …Nie wyglądasz jak ktoś, kto nosi plastry z księżniczkami — wyrwało mu się.
— To głupi stereotyp — odpowiedziała, nieznacznie marszcząc brwi, ale po chwili na jej twarz znowu wrócił uśmiech. — Poza tym, plastry z czaszkami też się znajdą.
Deszcz powoli zamienił się w mżawkę i Theodore miał ogromną nadzieję, że za chwilę zza chmur wyjdzie słońce. Chciał się już tylko przebrać w coś suchego i pójść na obiad, bo umierał z głodu.
— No tak, wybacz. I jeszcze raz dzięki za plaster — powiedział i machnąwszy jej ręką na pożegnanie, odszedł.
 
— Hej, sory że przeszkadzam, ale jest problem.
Theo stanął przed Edel, która pochylała się nad notesem przy jednym ze stołów. Był trochę zdyszany, bo nabiegał się po obozie, żeby ją znaleźć.
Dziewczyna uniosła głowę, jednak nie zdążyła jakkolwiek zachęcić go do mówienia, bo sam zaczął mówić.
— Trenowałem z Lotus i tak jakoś przypadkiem się stało, że wybiła sobie palec. Chciała wyrwać mi sztylet z ręki i chyba źle go złapała, teraz ma spuchniętą rękę, ale uważa, że nic jej nie jest. I nie da się jej zaciągnąć do ambulatorium. Najpierw znalazłem Doriana, no i powiedział, że nic jej nie będzie, ale ten palec naprawdę nie wygląda dobrze — wyjaśnił, odgarniając z twarzy loki, które wpadały mu do oczu.
Nie umiał powiedzieć, czy centurionka była przestraszona, czy zrezygnowana. W każdym razie zamknęła zeszyt i wstała od stołu.
— Gdzie ona jest?

Edel?
────
[617 słów: Theodore otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz