poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Od Kurta CD Doriana i Edel — „Serve the Servants”

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Nowa centurionka Drugiej Kohorty była tak nieudolną istotą, że Kurtowi nawet nie chciało się tego w żaden wyczerpujący sposób komentować. Chciało mu się po prostu śmiać.
Wyglądała jak zwykła dziewczyna, która nigdy nie pogodziła się z tym, że jej matką jest bogini tęczy, więc na przekór wszystkiemu postanowiła wejść w kulturę emo. Szkoda tylko, że Kurtowi wystarczyły trzy dni obserwacji tej istoty kątem oka, żeby zauważyć, że pomimo wegańskich glanów Altercore 359 i czarnego cienia do powiek, dziewczyna trzęsła się jak brzózka na wietrze, kiedy miała przemawiać do całej kohorty lub, brońcie bogowie, mówić przed pretorem.
Personalnie Kurt do Edel nic nie miał — nawet szacunku, chciałoby się dodać, ale nie było to do końca prawdą. Edel była członkinią Drugiej Kohorty tak jak każdy inny, a teraz, na przekór wszystkiemu, teoretycznie Kurt był też jej podwładnym.
W jakiś sposób kuła go zazdrość, że to nie on objął jej miejsce. Mniejsza niż w przypadku Doriana, chociaż w życiu by tego przed nim nie przyznał. Kurtowi nie zależało aż tak na władzy i prawdopodobnie nie byłby dobrym liderem; nie podobał mu się fakt, że nawet nie wzięto go pod uwagę. A w czym ta cała Edel, córka Arcus, mogłaby być od niego lepsza? Czemu tak ważne stanowisko, jak centurion kohorty objął ktoś, kto skubał swoje paznokcie ze stresu i gryzł kolorowe ołówki? Dziewczyna, która wystraszyła się tylko samego jego spojrzenia i wydukała żałosne „wydaje mi się, że czymś może cię uraziłam”? Wkurzało go nawet to, że w ogóle zauważyła, że ją obserwują. Dobrze, może i dwóch rudych gości i wielki mastif nie byli najsubtelniejszymi szpiegami, ale…
Ciekawiło go, czy wielki mastif był wystarczającym powodem, żeby centurionka obsrała gacie.

***

— Posłuchaj, Terminator, to tylko jedna noc…
Kurt wysłuchiwał takich zrzędzeń już od dobrych piętnastu minut. Dorian spakował wszystkie gryzaki (wielkości dużych miśków wygrywanych w automatach nad morzem) psa, dał się całkowicie obślinić i kątem oka, kiedy Kurt niby nie patrzył, dał mu parę buziaków we włochate czoło.
— To tylko pies, Dorian — burknął z górnej pryczy Kurt.
Tylko pies warknął.
— Zechcesz powtórzyć?
— Nie, dzięki.
Plan zaczął się od zupełnie idiotycznego (okej, jak wszystko, co wymyślili w ostatnim czasie) aspektu: Terminator miał w nocy teleportować się cieniem prosto do baraku dziewczyn, dziwnym trafem tam, gdzie spała Edel, i nieco poświecić na centurionkę swoimi czerwonymi ślepiami. To zupełnie niegroźna mara nocna.
Chrapiąca, w dodatku. Pozbycie się psa na noc równało się z tym, że Kurt pierwszy raz od czterech lat nie musiał spać z zatyczkami w uszach.
— Pomyśl, że to takie… takie nocowanie…!
Albo nie. Kurt wyciągnął spod poduszki zatyczki do uszu, założył je i nałożył sobie na głowę kołdrę, żeby tego wszystkiego nie słyszeć.

***
— Kurt? Dorian? Mogę mieć sprawę?
Kurt prawie się uśmiechnął na tak żałosny widok centurionki.
Miała podkrążone oczy — na tyle, że nie dała rady ich zakryć nawet swoim emo makijażem. W ogóle była pomalowana niedokładnie, zauważył. Trochę, jakby się spieszyła, albo nie czuła się bezpiecznie przy porannym skincare routine.
Za Edel człapał równie zmęczony mastif, piekielny ogar, który dorównywał jej wzrostu.
— Taaak? — zaświergotał Dorian.
— Wasz pies. Teleportował się do mnie w nocy.
Mój pies — poprawił ją Dorian bardzo dosadnie.
— Twój… twój pies. Teleportował się do mnie w nocy.
Kurt uniósł brew.
— I?
— Jak to „i”? Nie powinien spać… z wami… znaczy z tobą, Dorian?
Dorian wzruszył ramionami.
— Terminator może spać, gdzie tylko chce. Jest moim psem przewodnikiem. Mam papiery od pretora, jakbyś chciała wiedzieć.
— Nie, nie o to mi chodzi! — Edel nerwowo zamachała rękoma. — Po prostu… zaskoczył mnie jego widok w nocy. To tyle.
— Ehe.
I odeszła. Tak po prostu. Zostawiając sapiącego Terminatora z powrotem z nimi.
Dorian podrapał go za uchem i odwrócił głowę w stronę Kurta.
Jakbyś chciał wiedzieć — przedrzeźnił Edel — to twój plan był chujowy, Kurt.
— Wyglądała na całkiem wystraszoną, jakbyś chciał wiedzieć.
Dorian rzucił w niego kamykiem.
Tak w sumie, to czemu to robimy?, cisnęło się na usta Kurtowi. Nie, żeby Edel im coś zrobiła, albo była szczególnie do dupy — jeszcze nie miała czasu pokazać im się z tej istotniejszej strony, którą oboje najbardziej poważali, w walce czy w dowodzeniu. Może i to była sprawa honoru, Kurt musiał przyznać przed sobą niechętnie. Może próbowali udowodnić reszcie kohorty, że Edel tak naprawdę jest do dupy, a potrzebowali do tego sytuacji. A może przed sobą chcieli udowodnić, że Edel jest do dupy i to oni nadawaliby się bardziej na to stanowisko, żeby podwyższyć sobie ego.
Kurt innych powodów nie widział.

***
Pod koniec dnia Edel wzięła Doriana na stronę. Samego, tym razem. W końcu to był jego pies. (Ale Kurt zazdrośnie pomyślał, że tak samo jak on musiał codziennie znosić jego ślinę na koszulkach oraz chrapanie w nocy i potajemnie uważał się za współwłaściciela). Kurt mógł tylko kulturalnie podsłuchiwać.
— Dorian — zaczęła Edel, próbując utrzymać ton głosu — twój pies siedział ze mną przez całą kolację.
— Może chciał coś z talerza.
— Nie patrzył się na talerz — poprawiła go. — Patrzył się na mnie.
— Masz problem do mojego psa?
— Nie, nie o to chodzi, to…
— No właśnie. Tak myślałem. Terminator, idziemy.
Terminator, jak najgrzeczniejszy piesek na świecie, wcale nie wysłany na przeszpiegi bogu ducha winnej dziewczyny, podreptał za swoim panem prosto do baraku Drugiej Kohorty.

***
Nazajutrz Edel wyglądała tylko gorzej.
Popsikała się tym razem perfumami. Owocowymi, gwoli ścisłości. Kurt nie miał na tyle wyczulonego węchu, żeby rozpoznać ten zapach, ale niezaprzeczalnie była to nuta owocowa.
W ogóle, czemu nagle się tak wypsikała? Przyszło mu do głowy tylko to, że nie umyła się, bo pies próbował obserwować ją pod prysznicem.
— Okej. — Stanęła przed dwójką rudych prześladowców i nabrała głębokiego wdechu, tak wyuczonego, jakby już wcześniej przerabiała to u psychoterapeuty. — Terminator znowu spał przy moim łóżku. Wiecie, o co tutaj chodzi?
— Centurionko — zwrócił się do niej Kurt ze sztuczną uprzejmością — sądzisz, że mamy z tym coś wspólnego?
— Nie. — Zagryzła wargę. — Nie o tym mówię. Po prostu…
Dorian zawęszył w powietrzu. Terminator powtórzył jego ruch.
— Chwila — przerwał. — Czy to papaja?
— To moje perfumy — wydukała Edel.
— Tylko nie cholerna papaja! — przeklął Dorian. — Terminator ma alergię na papaje!
No tak, papaja, pomyślał Kurt. Owocowy zapach.
Pies kichnął i wciągnął całą trójkę w czeluści czwartego wymiaru.

***
Kurt ocknął się w okrutnie niewygodnej pozycji. To znaczy: przygnieciony, to było odpowiednie słowo. Pod wielką łapą nieprzytomnego piekielnego ogara.
I z jakiegoś powodu w ustach miał piasek.
Dwie sekundy później ruszać zaczęła się reszta ofiar. Edel wypełzła spod psiego tyłka i usilnie próbowała odgarnąć włosy z twarzy, równocześnie przecierając oczy, żeby wydostać z nich resztki rozmazanego makijażu i ziarenka piasku. Dorian miał najwięcej szczęścia, znalazłszy się na psie. Nie miał jednak czasu, żeby dojść do siebie i zorientować się w otoczeniu, bo najszybciej zdał sobie sprawę z okoliczności i zsunął się do psiego pyska, żeby sprawdzić przytomność psa.
— Terminatorek? — Kurt pierwszy raz usłyszał w głosie brata taką grozę. — Terminatorek, skarbie! Co ta cholerna papaja ci zrobiła?!
Terminatorek chrapnął w odpowiedzi.
Kurta momentalnie przestała obchodzić czułość psa i jego właściciela. Jego wzrok zatrzymał się na samotnych krzewach pośrodku niczego, które otaczały smutną, żwirową dróżkę szerokości pickupa.
— Zaraz, kurwa, czy on nas teleportował na pieprzoną pustynię?


Edel?
───
[1158 słów: Kurt otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz