sobota, 9 sierpnia 2025

Od Silasa CD Edgara — „Sleeping with Strangers"

Poprzednie opowiadanie

LATO

TW: NSFW

— Czerwony.
Edgar zmarszczył brwi.
— Mój ulubiony kolor, czerwony. — Powtórzył Silas. — Tutaj.
Pod nos półboża został podsunięty telefon. Na jego ekranie, zakrytym pękniętą folią (chociaż niejasnym było to, czy tylko owa folia pancerna była pęknięta, czy ekran pod nią również ucierpiał) znajdowała się aplikacja “Kontakty”. Pod zdjęciem Silasa w różowych okularach i kąpielówkach, nonszalancko siedzącego w dmuchanym brodziku dla dzieci, trzymając w obu dłoniach kolorowe drinki i uśmiechającego się do obiektywu swoim krzywym, pijanym uśmiechem widniało jego imię, a niżej: numer telefonu.
Silas cierpliwie czekał, aż towarzysz wystuka serię cyfr na swojej klawiaturze. Czy w stanie niknącego, lecz nadal wszechobecnego upojenia trafi palcami w każdy z poprawnych klawiszy, w tym momencie nie miało znaczenia.
Palcami, które były tak atrakcyjne. Heros oddał się wspomnieniu ich dotyku na jego skórze. Przez chwilę rozważał ponowne ujęcie je w usta. Czy smakowałyby nikotyną i rozlanym alkoholem, czy nadal smakowałyby nim?
— Dzięki — bąknęła Edgar, oddając telefon.
 
Oddanie się kolejnym falom ciepła było kuszące. Ponowne pocałowanie Edgara. Miękkie usta, piękne oczy, szyja, którą tak przyjemnie muskało się ustami – powierzchownie, aby zaraz przejść dalej, niżej, głębiej, szybciej.
— W tym momencie nie randkuję — wypalił Silas, miast poddać się swoim fantazjom.
— Nie?
— Brzmisz, jakbyś był zawiedziony.
Edgar prychnęło i pokręciło głową. Zamiast szukać odpowiednich słów w mlecznej mgle alkoholu, trawy i mdłej satysfakcji orgazmu, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
 
— Następnym razem dam zaprosić się gdzieś, gdzie jest łóżko. — Oznajmił Silas i podsunął towarzyszowi zapalniczkę. Zwykłą, plastikową, w tandetnym, pomarańczowym kolorze. Kupił ją na stacji benzynowej sfrustrowany tym, że zgubił wszystkie inne, które posiadał.
— Będzie następny raz? — Brązowowłose musiało pstryknąć kilka razy krzesiwem, zanim pojawił się płomień.
— Masz mój numer. Ale pamiętaj: — Silas ujął tlącego się papierosa, nim brunet miał szansę się zaciągnąć. Przyłożył filtr do ust, wypełnił je dymem i odchylił głowę do tyłu, by wydmuchać kilka siwych chmurek. — Jeśli to wszystko to dziwny sposób na podryw, nie jestem zainteresowany. Nie pójdę z tobą do kina. Chyba żeby obciągnąć ci w ostatnim rzędzie.
Edgar odchrząknął. Nie z oburzenia – było bardziej zaskoczone śmiałością. Nie sprzeciwiała się. Miast tego wzięła papierosa i zaciągnęła się.
Chwycił Silasa za nadgarstek i przyciągnął go do siebie. Satysfakcjonowało go to, jak łatwo mężczyzna uległ. Posłusznie rozchylił wargi, łykając dym najbardziej niedbałego studenckiego pocałunku. Śmiech zawitał głęboko w jego piersi. Cichy i dźwięczny.
— Czy to była zgoda? — Zapytał syn Trivii, ignorując uporczywe szczypanie oczu.
— Zastanowię się. W końcu mam twój numer.
Palce Edgara ponownie wplotły się we włosy Silasa, prędko znajdując pełną garść i zaciskająć się wokół niej. Ostrożnie, nie aby ciągnąć, ale aby pokazać dominację. Skłonić go do odchylenia głowy do tyłu, wydobyć z jego gardła cichy, przeciągły jęk.
 
— Jasne, piękny — wydyszał, z trudem zbierając się w całość. Musiał użyć całych swoich pokładów siły, aby wydostać się z czarnej dziury pożądania, która zdawała się go pochłaniać. Tak naprawdę z lepkiej rozkoszy wyrwał go szczegół: ciężar w kieszeni spodni, którego nie mógł wyczuć. — Ale najpierw oddaj mi portfel.
Piwne oczy nie ustępowały. Nie chciały słyszeć ani słowa sprzeciwu, ani jednej wymówki. Edgar otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Zapewnić, że nie, kochany, portfel na pewno ci wypadł gdzieś po drodze. Zostawiłeś w szatni, pamiętasz? Zamiast tego przełknął ślinę i wyciągnął z tylnej kieszeni wytarty, skórzany portfel. Spłaszczony użytkiem i pełen wyblakłych paragonów. Silas otworzył go i zlustrował zawartość.
— I moje pięćdziesiąt dolarów — rozkazał, niespiesznie przeglądając przestrzeń między każdym z paragonów. Wyciągnął rękę, aby otrzymać wygnieciony banknot. Tym razem zamaskowanie tonu głosu było trudniejsze. Wydawał się bardziej dźwięczny, wypełniał przestrzeń między nimi niecierpliwym drganiem każdej uncji magii, jaką można było nasycić mowę. Zgrzytał rozpaczliwą próbą przekonania Edgara do oddania własności bez sprzeciwu. — I moją dwudziestkę.
Dopiero gdy zielony banknot znalazł się w jego dłoni, pulsujący, tępy ból przeszył jego skronie.
Cholera, mógł dzisiaj nie pić.
Albo wypić więcej.
 
— Twój ulubiony kolor. — Zaczęła Edgar, wpatrując się w żar, spadający z papierosa. — To aluzja do tego, że lecisz na czerwone flagi?
— Totalnie — pychnął Silas w odpowiedzi. Wspomnienia wszystkich nocy spędzonych na tanich, cienkich materacach, na lepkich kurzem kanapach i w tanich barach z równie tanimi facetami przeszyły jego ciało.
— Oddaj mi bransoletkę — oznajmiło jedynie półboże w odpowiedzi.
Tym razem to Silas nie sprzeciwiał się. Nie kłamał, nie próbował przekonać rozmówcy do tego, że bransoletki chętnie spadają z nadgarstków, że mógł ją spuścić w kiblu albo zapomnieć jej w domu. Niechętnie wyjął srebrny łańcuszek z kieszeni i umieścił go na wnętrzu dłoni Edgara.
— Nie szukałem nikogo lepszego — oznajmił po chwili ciszy. — Miałem szczęście, że trafił mi się seksowny pedagog z problemami, o które nie będę pytać.
— Problemami? — Warknęło w odpowiedzi.
— Skup się na tym, że jesteś seksowny.
 
Pet syknął, gdy wpadł do płytkiej kałuży.
Czy bycie przyłapanym na kradzieży było upokarzające dla Edgara? Wzrok Silasa zgubił się na chwilę w błękitnych oczach. Doskonale znał to piękące upokorzenie porażki. Z drugiej strony, gdyby nie zaczarowana przez niego moneta (którą kiedyś wyciągnął z błota i wyczyścił płynem do naczyń), służąca za talizman w portfelu, nigdy nie połączyłby faktów. Zorientowałby się, że jego własności brakuje dopiero następnego ranka, albo następnym razem, gdy chciałby zaspokoić głód tłustymi frytkami z cheddarem.
Dłoń mężczyzny objęła udo Edgara, zaczęła wędrować wyżej, żeby spocząć na jego wewnętrznej stronie. Ciepło, wyczuwalne przez gruby jeans było o wiele przyjemniejsze od chłodnego wiatru nocy. A raczej poranka: znad horyzontu majaczyła łuna bladego światła, wkraczająca na niebo przed wschodem słońca. Silas nagle zatęsknił za objęciami drugiej osoby. Wieczorami, spędzonymi z butelką wina, z filmem i kocem. Za leniwymi pocałunkami, równie leniwym seksem.
— Nie musisz gdzieś być? — Palnął, zamiast dać pochłonąć się tęsknocie. — Sprawdzać prace domowe?
— Są wakacje — odparł Edgar, a Silas jedynie kiwnął głową. Minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz był w szkole. Nie miał potrzeby kwestjonować tej wypowiedzi. — Chcesz się mnie pozbyć?
— Skądże. — Mężczyzna zniżył głos. — Chcę, żebyś wziął mnie na tylnym siedzeniu.

Edgar?
────
[951 słów: Silas otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz