sobota, 9 sierpnia 2025

Od Elianne CD Doriana — „Sherlock Holmes ale inaczej"

Poprzednie opowiadanie

Brązowa koszulka, czerwonobure włosy, brązowa koszulka, czerwonobure włosy, brązowa koszulka, czerwonobure włosy…
Eli była bardzo bliska mruczenia tego w kółko pod nosem, kiedy szli w kierunku wskazanym przez Doriana. Niby z jej pamięcią było wszystko w porządku, ale obawiała się, że chwila rozproszenia i zapomni o szczegółach. A nie mieli konkretów, więc te szczegóły były, no, dość ważne. Była tak skupiona na jednoczesnym rozglądaniu się dookoła i powtarzaniu w myślach tych dwóch rzeczy jak mantry, że w pewnym momencie niemal potknęła się o Terminatora. Pies, wciąż przygnębiony po tym, jak został złajany, szedł przed nimi z nosem przy ziemi, a Elianne zahaczyła nogą o jego ogon. Gdy już znowu stała stabilnie, z frustracją zatrzymała się i rozejrzała dookoła.
— Jak można się wtopić w tłum z takimi włosami? Przecież… — przerwała nagle.
Czerwonobure włosy! Ale czy to była brązowa koszulka? Nie miała pojęcia, ale i tak ruszyła do przodu, z większą werwą niż wcześniej.
— Chyba ją widziałam. Weszła za stajnię.
— Chyba?
— No, prawie na pewno.
Dorian tak czy siak poszedł za nią, bo chyba nie miał innego wyjścia. Poza tym chciał już złapać winowajcę i mieć święty spokój.
Eli dziarskim krokiem skierowała się tam, gdzie przed chwilą zniknęła poszukiwana dziewczyna. Niemal czuła już słodką satysfakcję z udanego śledztwa, ale kiedy znaleźli się za stajnią, zobaczyła… Właściwie to nie zobaczyła nic. Ot, drewnianą ścianę budynku i połać trawy.
— Nie no, to są kurwa jakieś żarty? — parsknęła, z niedowierzaniem wpatrując się w pustkę.
— Nic nie ma? — zapytał Dorian, kiedy Terminator skwapliwie obwąchiwał róg budynku.
— Nic. Wielkie, okrągłe nic. Po co miałaby iść tędy, zamiast przodem, skoro nic tu nie robiła? — mruknęła bardziej do siebie, niż do chłopaka.
Zaczęła iść wzdłuż ściany, żeby wcielić się w tamtą dziewczynę. Czytała kiedyś jakąś książkę, w której policjant w taki sposób poszukiwał zaginionych. Cóż, policja z pewnością miałaby więcej informacji. Elianne wiedziała, że winowajczyni całego zamieszania z jakiegoś powodu obeszła stajnię od tyłu i to musiało jej wystarczyć.
— Przecież ona może być wszędzie. Może powinniśmy poczekać do obiadu, żeby znowu wszyscy zebrali się w jednym miejscu? — zaproponował Dorian, idąc kilka kroków za nią.
— Chyba masz rację — westchnęła.
Nie było sensu kręcić się po obozie bez żadnego celu. Poza tym, mieli przecież obowiązki. A nuż Eli zobaczy ją gdzieś przypadkiem? To było chyba nawet bardziej prawdopodobne niż to, że ją wyśledzą. Szczególnie, że teraz nawet nie mieli pojęcia, w którą stronę poszła. Była pewna, że wypatrzy ją podczas posiłku, więc teraz chyba mądrze było wrócić do swoich zajęć.
W około trzech czwartych długości budynku, kiedy już raczej bez zaangażowania rozglądała się dookoła, dostrzegła coś dziwnego.
— Poczekaj — powiedziała, żeby Dorian się zatrzymał. — W ścianie chyba nie powinno być dziury, co nie?
— Nie, nie wydaje mi się. — Chłopak zmarszczył brwi.
Kucnęła przy samej ścianie i odgoniła dłonią Terminatora, który już pchał nos w otwór. Nie chciała, żeby wystraszył to coś, jeżeli w ogóle tam było. Podejrzewała, że konie też mógłby nieźle nastraszyć.
— No, świnia to by tu może nie weszła, ale coś mniejszego jak najbardziej.
Próbowała zajrzeć do środka, ale to wymagałoby między innymi wyłożenia się na trawie, więc zrezygnowała.
— To chyba pusty boks — powiedziała, wstając i otrzepując dłonie o spodnie.
— Mogła wpuścić tędy potwora, jeśli jest mały. Przecież nie może go trzymać pod koszulką cały dzień — zauważył Dorian, a Eli przytaknęła mu skinieniem głowy.
— Trzeba użyć głównego wejścia — skwitowała, machinalnie odgarniając kosmyk włosów, który wpadał jej do oczu i ruszyła przed siebie.
W stajni było kilka pustych boksów, w tym dwa około miejsca, w którym w ścianie była dziura. Jeden był wysprzątany, a w drugim zostało trochę siana, ale czystego i podsuniętego pod tylną ścianę. Wyglądało to co najmniej dziwnie. Jakby ktoś celowo podrzucił tu trochę siana, żeby coś mogło się schować.
Chociaż starała się uchylić bramkę boksu powoli, i tak rozległo się ciche skrzypienie. Skrzywiła się, ale po chwili jej uwagę przykuło coś innego - dziwne dźwięki, nieco przytłumione. Jakby chrumkanie połączone z popiskiwaniem. Spojrzała na Doriana, żeby upewnić się, że to te same odgłosy, które słyszał w nocy.
Cofnęła się po miotłę, która stała oparta o ścianę pomiędzy boksami. Terminator węszył w powietrzu zaraz za nią, kiedy zaczęła powoli odgarniać siano. Zostawiła kupkę, która chyba zasłaniała dziurę w ścianie, żeby zwierzak przypadkiem nie uciekł. Po chwili trąciła miotłą coś, co wydało z siebie głośny pisk i wyskoczyło z siana, a Eli w tym samym czasie odskoczyła do tyłu, trzymając przed sobą miotłę.
— …To chyba jest w pewnym sensie świnia — powiedziała niepewnie, wciąż trzymając trzon miotły w gotowości.
Na rozwalonej kupca siana siedziała ruda świnka morska.

Dorian?
────
[746 słów: Elianne otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz