poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Od Elianne CD Kala — „Niebo było różowe"

Poprzednie opowiadanie

LATO

Elianne niemal z otwartą buzią patrzyła, jak Kal po prostu odwraca się do niej plecami i czmycha w stronę swojego baraku. Zanim zdążyła się otrząsnąć, zniknął już w drzwiach, a ona miała ochotę za nim pobiec i wyciągnąć go z łóżka za kołnierz. Nawrzeszczeć na niego i najlepiej potem go przytulić, bo targały nią tak silne i różne emocje, że nie była w stanie zdecydować się tylko na jedno.
No i przede wszystkim chciała zamordować Izana Kinga.
Najlepiej połamać go kołem.
Nie mogła jednak ani wyciągnąć Kala z baraku ( bo wszyscy już pewnie spali ), ani zamordować Izana ( bo nie chciała pójść siedzieć za zabójstwo ), więc pozostawał jej tylko smutny powrót do baraku.
Dopiero kiedy po cichu dotarła do swojego łóżka i na nim usiadła, zeszło z niej całe to oszołomienie. Miała ogromną ochotę, żeby zacząć krzyczeć w poduszkę, ale to chyba nie był najlepszy pomysł.
Wyznała Kalowi miłość.
Kal ją pocałował.
A potem pojawił się Izan King i wszystko spieprzył.
Przez chwilę poważnie rozważała, czy nie pójść nakablować na niego do pretora. Bądź co bądź, facet wylazł z krzaków w środku nocy i zaczepiał dwójkę dzieciaków. Ba, nawet odważył się ich gdzieś zaciągnąć! To, że zaciągnął ich do centrum obozu, było nieważnym szczegółem. Mógł przecież zaciągnąć ich do innego miejsca. Tak, naskarżenie na niego było świetnym pomysłem. Coś mogło im się stać. Ale jak wytłumaczy, co w ogóle robili w jakichś chaszczach w środku nocy? I dlaczego myśli teraz o tym najmniej ważnym elemencie tej feralnej nocy?
Wykrzyczenie się w poduszkę naprawdę kusiło ją coraz bardziej.
A co jeśli Kal zrobił to, no nie wiem, przypadkiem? Poczuł taki impuls i pocałował ją, ale nie stało za tym nic głębszego? Na pewno był jakiś procent szans, że tak właśnie mogło być. Mógł też się nad nią zlitować i zrobić to, żeby nie było jej przykro, a rano będzie udawał, że nic się nie stało. Na bogów, czy on naprawdę to zrobi? Przecież lubił czasami zignorować jakiś ważny temat, bo łatwiej było o tym nie rozmawiać. Nie, żeby go nie rozumiała, bo sama bardzo chciała teraz zapaść się pod ziemię i nie wychodzić z łóżka przez następny rok.
Wcisnęła twarz w poduszkę, jakby to mogło choć odrobinę uciszyć kotłujące się w jej głowie myśli. Wiedziała, że przypominanie sobie tego wszystkiego raz za razem i wymyślanie coraz gorszych, potencjalnych rozwiązań wcale jej nie pomoże. Co innego miała jednak zrobić? Popłakać się? To również było dostępne w jej asortymencie, ale wiedziała, że jeśli się teraz popłacze, to już będzie koniec. Na amen wmówi sobie, że Kal jej po prostu nie chce, to wszystko było czystym przypadkiem, a ona zrobiła z siebie idiotkę.
I tak się w końcu popłakała, ale tylko trochę, więc to się właściwie nie liczy.
 
Elianne przez większość nocy przewracała się z boku na bok. Kilka razy zapadała w płytki sen, choć nazwałaby to raczej drzemką. Przespała maksymalnie dwie godziny, i to dręczona koszmarami. Możliwe, że ich głównym antagonistą był Izan, który krzyczał “hop, hop, do łóżek!” prosto do jej ucha. Gość będzie się jej śnił po nocach przez najbliższy miesiąc, była tego niemal pewna.
Raczej o świcie, a nie rankiem, stoczyła się z łóżka. Wiedziała, że nie zniesie gapienia się w górną pryczę przez ani minutę dłużej, a nie mogła też wparować teraz do nie swojego baraku. Na autopilocie poszła się umyć i nawet mniej więcej ujarzmiła swoje włosy, choć po raz pierwszy zostawiła je rozpuszczone. Prysznic wcale nie wyrwał jej z otępienia, więc przerosło ją zaplecenie zwykłych warkoczy. Teraz jej twarz okalała burza jasnych loków.
Narzuciła na siebie byle co; ot, coś akurat wystawało z jej szafki, więc to wzięła. Siedząc na brzegu swojego łóżka, nerwowo skubała skórki przy paznokciach. Wciąż musiała odczekać do w miarę akceptowalnej godziny. Nadal była centurionką i nie mogła tak po prostu olać wszystkiego i snuć się po obozie o jakiejś cholera-wie-jakiej porze. Wczoraj to zrobiła, i co z tego wyszło?
Znowu próbowała sobie przypomnieć wszystkie sposoby tortur, o jakich kiedykolwiek czytała. Każdą z nich z chęcią przetestowałaby na Kingu.
W końcu Legioniści dookoła niej zaczęli się budzić, rozmawiać i żartować, szykować się do kolejnego iście emocjonującego dnia. Wtedy stwierdziła, że nie musi już dłużej czekać. Przemknęła przez obóz do baraku Kala. Była przerażona, ale gdyby spędziła kolejną godzinę w niewiedzy, chyba padłaby na zawał.
Okazało się, że szła na próżno, bo chłopaka wcale tam nie było.
Wiedziała, że sprawa jest poważna, skoro Kal zerwał się z łóżka o tej porze. Na chwilę w siebie zwątpiła. Musiałaby chyba obejść cały obóz, bo koniecznie chciała z nim porozmawiać przed tą głupią zbiórką, a i tak nie miała gwarancji, że go znajdzie. Chyba jednak nie umiałaby nie spróbować.
Odwróciła się w stronę wyjścia i już tworzyła w głowie listę miejsc, w której mogła znaleźć Kala, kiedy niemal nie staranowała go w drzwiach.
Zdawał się niemal przerażony jej widokiem, a Eli naprawdę chciała wierzyć, że nie wmówiła sobie chwilowej ulgi w jego wzroku. Szybko zwróciła uwagę na to, że z pewnością miał za sobą ciężką noc. Wyglądał prawie tak źle jak wtedy, kiedy pierwszy raz przyszedł do niej po leki do ambulatorium. Boże, ile by oddała, żeby teraz mieli do obgadania tamten problem, zamiast tego!
— Chodź — powiedziała w końcu, łapiąc go za rękę, bo przecież nie mogli tak stać i gapić się na siebie w milczeniu przez następną godzinę.
Wyciągnęła go za jeden z baraków. Serce dudniło jej w piersi tak mocno, że chyba nie dałaby rady pójść gdzieś dalej i nie umrzeć na zawał. Znowu.
— Powiedz mi tylko, czy żałujesz. Jeśli tak, to nic się stało, trudno, ale… Muszę wiedzieć. Proszę — szepnęła, unosząc na niego wzrok.
Mogłaby się nawet do niego uśmiechnąć, gdyby wszystkie jej mięśnie nie drżały z powodu stresu.

Kal? 
 ──── 
 [944 słowa: Elianne otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz