LATO
Kiedy Oriana nie odpowiedziała, Kaya przekrzywiła głowę i delikatnie się uśmiechnęła. Poczuła, jak atmosfera zaczyna gęstnieć, a skóra na twarzy współpracownicy napina się i rozluźnia raz za razem, jakby próbowała sama siebie uspokoić.
— Jadę do domu — odpowiedziała, co przecież było oczywistością, bo obydwie po zakończonej zmianie właśnie chciały tam wrócić. Do miejsca, w którym mogły odpocząć i zapomnieć o problemach minionego dnia; o niemiłych klientach, rozlanej kawie czy słodkim napoju albo o pomylonym zamówieniu.
Kaya zaśmiała się mimowolnie. Oriana wydawała jej się nieszkodliwa, niewinna i całkiem… ciekawa. Miała do czynienia z ludźmi, którzy nie lubili o sobie dużo mówić. Rozmawiała też i z takimi, którym morda się nie potrafiła zamknąć. I szczerze mówiąc, wolała tych, którzy nie bali się ciszy.
— Mieszkasz daleko? — zagadała, nie chcąc, by stały przez całe pięć minut w ciszy (bo tyle się czekało na metro w tak dużym mieście).
Oriana spojrzała na tablice, na której wyświetlały się godziny odjazdów.
— Nie bardzo. Jakieś piętnaście minut stąd.
— O, ja podobnie. — Uśmiechnęła się szerzej, na co Oriana zareagowała westchnięciem. Nie chciała być niemiła, ale zdecydowanie nie chciała marnować teraz czasu na puste pogaduszki.
— No, w każdym razie. — Skinęła głową do nadjeżdżającego pociągu. — To mój. Do jutra.
Kaya nie zdążyła się nawet pożegnać z koleżanką, bo ta pognała do środka transportu, znikając w tłumie ludzi. Mogła tylko podążyć wzrokiem za odjeżdżającą maszyną i życzyć Orianie miłego wieczoru.
Rano nie spotkała Oriany na stacji ani też pod drzwiami restauracji. Mówiła, że będzie tutaj z nią od samych godzin porannych, a tymczasem Kaya nawet nie wiedziała, w którą stronę powinna przekręcić klucz w drzwiach. Chwilę pomęczyła się z zamkiem, aż też po długiej walce nie ustąpił i nie pozwolił dziewczynie wejść do środka.
W niewielkiej sali dla gości panowała nieprzyjemna cisza, którą najchętniej przerwałaby muzyką. Albo czymkolwiek innym. Nawet dźwiękiem maszyn, które czekały na uruchomienie.
Przeszła przez ladę, gdzie wczoraj rozmawiała z Orianą i pomyślała raz jeszcze o ich wczorajszym pożegnaniu. O tym, jak Oriana zniknęła jej z pola widzenia tak szybko, jak tylko podjechał pociąg i nawet nie zatrzymała się na sekundę, by powiedzieć ostatnie słowo.
W szatni przebrała się w robocze ciuchy, spięła dokładnie włosy, by żaden kosmyk nawet nie próbował spadać jej na oczy i wróciła do miejsca, gdzie wszystko się zaczynało: włączyła maszyny, sprawdziła, czy wczoraj nikt czegoś nie zostawił i stanęła… po prostu stanęła. Bez Oriany mogła zrobić tylko tyle, ile jej zdążyła pokazać pierwszego dnia. Nie potrafiła nic więcej. Kliknięcie guziczka na frytkownicy nie było wielką zagadką, a przetarcie blatów też nie wymagało żadnej wiedzy.
Kiedy błądziła wzrokiem od maszyny do maszyny, dostrzegła jedną rzecz, która potrzebowała poprawy. Brakowało lodu do zimnych napojów. Oriana wczoraj sama donosiła brakujące kostki z mroźni, ale nie pozwoliła zrobić tego Kai. Teraz była sama. I wiedziała, gdzie znajduje się mroźnia.
Zabrała przewieszony obok pojemniczek na lód i poszła do mroźni, skąd chciała nabrać lodu. Przeszła przez ciężkie drzwi, których za sobą nie zamknęła, bo bardzo nie chciała być głównym tematem wieczornego wydania wiadomości.
W mroźni panował taki porządek, jakiego mogła się spodziewać: kartony poukładano datami, równo, tak, by każdy z nich miał swoje miejsce i stał w prostej linii. Kilka z nich stało na ziemi, trochę większych, do których nie miała ochoty zaglądać.
W rogu czekał na nią pojemnik na lód, a w nim masa pokruszonych kostek. Kiedy zagłębiała w nich pudełko, poczuła, że ktoś inny otwiera szerzej drzwi i staje za jej plecami. Wystraszona odskoczyła, odrzucając pojemnik na bok.
— Co ty tu robisz? — ostry ton Oriany zbił Kayę z tropu. Wyglądała na złą, jakby właśnie jej uczennica zrobiła coś niewyobrażalnie złego. — Nie pozwalam ci wchodzić do mroźni.
— Chciałam donieść lodu — rzuciła na swoje usprawiedliwienie. — Brakowało dużo i pomyślałam, że pomogę, skoro ciebie jeszcze nie było. — Podniosła pojemnik, który wylądował na ziemi i podeszła do Oriany. Chłód, który panował w mroźni, zaczynał jej doskwierać coraz bardziej. Miało zająć jej to tylko pięć minut.
— Nie obchodzi mnie to — syknęła, złapawszy Kayę za rękawek koszulki. — Nie wchodzisz tutaj, nawet kiedy mnie nie ma, okej?
— To moja wina, że zaspałaś? — Wyrwała się, czując dyskomfort podchodzący jej do gardła. To, w jaki sposób Oriana się do niej teraz odzywała i reagowała na, chociażby najmniejszy ruch sprawiało, że poczuła się jak ktoś kompletnie obcy. A przecież tutaj pracowała! I miała czuć się bezpieczna! Tak powiedział jej inny półbóg, który polecał właśnie tę restaurację.
— Słuchaj — ton Oriany złagodniał. Przestała tak napinać mięśnie twarzy, a jej wzrok przestał tak boleć. — Cieszę się, że chciałaś pomóc, ale naprawdę chciałabym, żebyś tutaj nie wchodziła, okej? Mroźnia jest dla kierownika i dla menedżera, rozumiemy się?
— Dlaczego?
— Takie zasady, też tego nie rozumiem. — Wzruszyła ramionami. — Mogę? — Wyciągnęła rękę i czekała, aż Kaya poda jej plastikowy pojemniczek na lód. — Nabiorą trochę i przyniosę, a ty wracaj za ladę. Zaraz ci wytłumaczę więcej rzeczy, żebyś miała co robić.
Nawet jeśli była nieprzekonana, to i tak wykonała prośbę Oriany i wróciła za ladę. Czekała na blondynkę dwie minuty. O dwie minuty za długo, bo uważała, że mogła wykonać tę robotę sama. A z jakiegoś powodu nie mogła wchodzić do cholernej mroźni.
— Co już zrobiłaś? — Oriana sypnęła lodem do specjalnego pojemnika, a plastikowe pudełko odwiesiła na swoje miejsce. — Włączyłaś frytkownicę?
— Chyba wszystko włączyłam — odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo nawet nie wiedziała, czy coś pominęła, czy nie. — Tak mi się wydaje.
— To źle ci się wydaje. — Oriana machnęła ręką. — Chodź do mnie.
Pokazała córce Apolla kilka ważnych rzeczy, które przypadkowo pominęła w tym listę, na której miała wpisywać rzeczy, które przynosiła z chłodni albo z magazynu suchego. Oriana pokazała, jakie rzeczy może w ogóle wyciągać (zaznaczając kilkukrotnie, że do mroźni ma się nawet nie zbliżać) i pokierowała koleżankę dalej, do miejsca, w którym kroili warzywa.
— Ty tego nie będziesz robić, ale zawsze warto wiedzieć, co robi ktoś inny. — Pokazała stanowisko, składające się z małego blatu i paru desek do krojenia. — Gdyby ktoś czegoś nie zrobił na czas, to wiesz, gdzie przyjść i kogo opierdolić.
— Och.
— No co? — Wzruszyła ramionami. — Czasem pracujesz z idiotami i nie możesz udawać miłej.
Wróciły do lady, skąd Oriana wytrzasnęła środki do mycia zamknięte w jednej z szafek.
— Na otwarciu zawsze przecierasz stoliki — podała Kai jeden spray — i układasz krzesła tak, by każde stało równo i było maksymalnie dosunięte do stolika. Okej?
Pokiwała głową.
— A jak skończę?
— Jak skończysz, to zrobię ci kawy.
Uśmiechnęła się szeroko. Marzyła o tym. Tak bardzo marzyła o ciepłym napoju.
lesbijko?
────
[1053 słowa: Kaya otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz