wtorek, 5 sierpnia 2025

Od Elianne CD Kala — „Niebo było różowe"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Elianne wariowała.
Zbyt często łapała się na tym, że bezmyślnie wpatruje się w talerz, zamiast jeść obiad. Albo wyłącza się w trakcie czyjejś wypowiedzi i musi prosić rozmówcę, żeby powtórzył kilka ostatnich zdań. A jeszcze częściej bezsennie leżała na łóżku i wpatrywała się w spód górnej pryczy, nie śpiąc do późna przez chaos w jej głowie.
W każdej z tych sytuacji jej myśli pędziły w stronę Kala.
Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Regularnie się widywali, chłopak jej nie unikał i znowu rozmawiali. Jednak każda rozmowa była bardziej gadką-szmatką, kręcącą się wokół niezobowiązujących tematów. Wystarczyło posłuchać ich przez kilka minut, żeby zorientować się, że to pozory, które sami oni z całej siły chcieli utrzymać.
Tak długo tłumiła w sobie narastające emocje, że w końcu nie potrafiła ich rozróżnić. Jeśli miałaby porównać do czegoś to uczucie, pokazałaby kłąb splątanych światełek choinkowych; nawet nie wiesz, z której strony się za nie zabrać, ale jesteś pewien, że długo ci to zajmie. Co jeśli na końcu, kiedy po godzinach pracy podłączysz je do prądu okaże się, że są zepsute? Co jeśli jedna, pozornie nieważna żaróweczka się zepsuje, ciągnąc ze sobą na dno cały sznur lampek? Bała się, że jedna reakcja lub źle dobrane słowo doprowadzi do katastrofy, i dlatego wciąż milczała. Lęk przed niepowodzeniem stał wyżej niż nadzieja, że wszystko może się udać. Wmawiała sobie, że łatwiej się z kimś przyjaźnić, niż całkowicie go stracić.
Jednak ten durny sznur lampek sam powoli się rozplątywał, kawałek po kawałku segregując jej uczucia, aż stała się trochę spokojniejsza. Łatwiej było jej panować nad sobą, kiedy wiedziała, co czuje. Za to uciszenie huczących w jej głowie myśli i domysłów stało się niemal niemożliwe.
Naprawdę wariowała.
Kiedy wychodzili, było jeszcze jasno, więc w teorii się nie wymykali. O tym, że mają zamiar tu siedzieć również w nocy, przecież nikt nie musiał wiedzieć. A nawet jeśli, to takie niewinne łamanie zasad przecież jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Była niemal pewna, że ktoś teraz, w innej części obozu, robi coś znacznie gorszego.
Teraz sadowili się na rozłożonym na trawie kocu, mniej więcej osłonięci przez krzewy. Wcześniej, o dziwo, padał deszcz, więc powietrze na szczęście nie było parne, a i temperatura była całkiem przyjemna.
Przysunęła kolana do klatki piersiowej i machinalnie bawiła się końcówką jednego z dwóch warkoczy, jakie miała na głowie. Ostatnio często po prostu wiązała włosy, zamiast je układać. Nie miała do tego głowy.
— Wieki nie oglądałam zachodu słońca. A tym bardziej spadających gwiazd. Dobrze, że o tym pomyślałeś — powiedziała, posyłając siedzącemu obok Kalowi uśmiech.
Syn Wenus nieznacznie wzruszył ramionami, stawiając między nimi pudełko z ciastkami. Eli nie miała pojęcia, skąd je wytrzasnął, ale przecież nie będzie narzekać.
Niebo nieznacznie zasnuwały chmury, jednak słońce przebiło się przez nie, zalewając czerwonym blaskiem każde miejsce, gdzie sięgały jego promienie. Uniosła wzrok nieco wyżej, tam gdzie kolor nieba już przechodził w granat. Zaczęły pojawiać się pojedyncze, wciąż słabo migoczące gwiazdy.
Było tak ładnie, jak miała nadzieję, że będzie.
— Jest ślicznie — przyznała, odchylając się nieco do tyłu i podpierając się na dłoniach.
— No, jest — przytaknął jej Kal, przelotnie zerkając na nią, a potem wrócił wzrokiem do nieba.
Słońce zaszło, pozostawiając po sobie ciemną połać nieba. Eli niemal nie mrugała, bez przerwy wgapiając się w niebo. Kochała w gwiazdy, a kiedy wiatr przegonił chmury, były doskonale widoczne. Poza tym, naprawdę chciała zobaczyć, jak jedna z nich spada.
— O cholera, patrz, leci! — Jej ręka wystrzeliła w górę, mniej więcej wskazując kierunek, w którym leciała gwiazda. Roześmiała się. — Widzisz? Pomyśl życzenie!
Jak zaczarowana wpatrywała się w pędzący po niebie punkcik, który niestety dosyć szybko zniknął im z oczu, ginąc za horyzontem. Jej twarz wciąż rozjaśniał uśmiech, kiedy spuściła wzrok na Kala.
— Czego sobie życzyłeś? — zapytała, lekko przechylając głowę w bok.
— Jeśli powiem, to się nie spełni.
— No co ty, to tylko zabawa.
Kal zamilkł. Elianne wzięła głębszy oddech.
— Ja na przykład życzyłam sobie, żeby… żeby… O, leci kolejna — przerwała i odwróciła głowę tam, gdzie kątem oka dostrzegła pędzącą po niebie gwiazdę.
Jednak gwiazda szybko zniknęła, a ona musiała wrócić wzrokiem do Kala, który miał tak poważny wyraz twarzy, że niemal ją tym przestraszył. Uśmiechnęła się nieco nerwowo i usiadła trochę prościej. Zaczęła skubać nitkę, która sterczała z rękawa jej bluzy.
— Życzyłam sobie, żeby to… Wszystko, co się między nami dzieje, przestało sprawiać, że jest tak… sztywno. No bo coś się dzieje, tak? Już od jakiegoś czasu. Boże, przepraszam, głupio to brzmi. — Parsknęła nerwowym śmiechem. Bardzo chciała schować twarz w dłoniach, ale tego nie zrobiła. — Po prostu tęsknię za naszymi rozmowami. Takimi, które nie dotyczyły pogody i plotek z obozu, i… — przerwała, żeby dyskretnie zerknąć na Kala, ale wyczytała z jego twarzy mniej więcej tyle, że robi z siebie koszmarną idiotkę. — Słodki Hadesie, zapomnij, że cokolwiek powiedziałam.
Tym razem górę wziął wstyd i ukryła twarz w podkulonych przy klatce piersiowej kolanach. Czasami naprawdę żałowała, że nie umie zamknąć buzi na kłódkę.

Kal?
────
[804 słowa: Elianne otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz