poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Od Elianne CD Kala — „Niebo było różowe"

Poprzednie opowiadanie

LATO

Kruchy spokój rozsypał się jak zamek z piasku. Co wcale nie oznaczało, że trzeba było to wszystko zostawić w cholerę, żeby zostało zmyte przez przypływ. Nie, to już nie było coś, co można chociażby zostawić za sobą w nadziei, że samo się rozwiąże. Eli dobrze o tym wiedziała i z niemal desperacją rzuciła się, żeby cokolwiek uratować.
Zanim poderwała się z trawy, Kal był już gotowy do odejścia, ale nie miała zamiaru mu na to pozwolić.
— Poczekaj, proszę — powiedziała, choć już stał do niej plecami.
Bała się podejść bliżej.
— Zapomnij — powtórzył Kal.
Elianne zacisnęła szczękę i kiedy tylko chłopak zrobił pierwszy krok do przodu, stwierdziła, że w dupie ma strach. Po kilku szybkich krokach zagrodziła mu drogę, zmuszając go, żeby się zatrzymał. Położyła dłonie na jego dłoniach, które zaciskał na materiale bluzy tak mocno, że niemal drżały. Niezbyt zwróciła uwagę na to, czy Kal w ogóle zareagował na jej dotyk, bo była zbyt skupiona na jego twarzy.
— Powiem ci, okej? Tylko nie odchodź teraz.
Nie miała pojęcia, co poskutkowało: to, że zaskoczyła go swoją gwałtowną reakcją czy to, że pomimo wszystko był ciekawy. Najważniejsze było to, że się zatrzymał i chyba zamierzał jej wysłuchać.
— Ten dzieciak, nie pamiętam już jak się nazywał, powiedział, że jedynym sposobem na uratowanie ciebie jest dotyk osoby, która cię kocha. Spanikowałam, myślałam, że nie dam rady cię uratować. Spróbowałam chyba tylko dlatego, by wykluczyć wszystkie możliwości, i… — przerwała, żeby zaczerpnąć oddech i zebrać myśli. Nie żeby szczególnie dużo myślała w tej chwili. — I się ocknąłeś. Uświadomiłam sobie wtedy, że bogowie sobie z nami pogrywają, i że nie znam wszystkich swoich uczuć. Nie powiedziałam ci tego wcześniej, bo było mi głupio. Poza tym mówienie takich rzeczy na głos tylko je przyklepuje i sprawia, że stają się nieodwracalne, a to mnie przerażało, bo co jeśli stwierdzisz, że jestem stuknięta i w ogóle mnie nie kochasz? Ale mówię to teraz.
Kal ani razu jej nie przerwał, wpatrując się w nią wzrokiem, z którego nie potrafiła nic odczytać. Nie miała pojęcia, czy jest rozczarowany, zły, czy w ogóle słyszał cały ten potok słów. Jednak skoro już uchyliła te drzwi to nie było odwrotu, więc równie dobrze mogła otworzyć je na całą szerokość.
— Po prostu czasami wydaje mi się, że umiem z ciebie czytać jak z otwartej książki. Zawsze to widzę, jeśli gdzieś odpływasz gdy mówię. I kiedy się stresujesz, i kiedy kłamiesz, i kiedy wbijasz sobie w dłonie te cholerne paznokcie, bo chciałabym ci pomóc za każdym razem, ale nigdy nie jestem pewna, czy ty chcesz tej pomocy. Bo z drugiej strony patrzę na ciebie i nie mam bladego pojęcia co może ci chodzić po głowie — dokończyła mocno ściszonym głosem, który był spowodowany między innymi przez to, jak ściśnięte miała gardło.
Paplała jak najęta od kiedy nauczyła się mówić. Mogła się rozpływać nad pogodą, plotkami, sensem życia jak i życiem pośmiertnym, ale słowotok wcale nie był pomocny, kiedy musiała rozmawiać o swoich uczuciach. Słów było za dużo i nie umiała posegregować ich w głowie, a na języku plątały się jeszcze bardziej, utrudniając jej wyrażenie tego, co naprawdę czuję. Zamiast powiedzieć kilka prostych słów, które wyrażały całość, wolała owinąć je w otoczkę wielu drobniejszych spraw, bo tak było łatwiej. Bała się, że w ten sposób nie dotrze do Kala, ale musiała spróbować zrobić to po swojemu.
— Po Walentynkach działo się na tyle dużo, że na chwilę o tym zapomniałam, ale to wracało. Cały czas. I długo zajęło mi zrozumienie, o co chodzi. Wtedy, gdy nie rozmawialiśmy przez dłuższy czas postanowiłam, że ci nie powiem. Wcześniej nad tym myślałam, ale doszłam do wniosku, że to właśnie przez to zacząłeś mnie unikać. A ja wolałam mieć cię za przyjaciela, niż nie mieć cię w ogóle. Ale wychodzi na to, że mleko się rozlało. — Parsknęła nerwowym śmiechem, spuszczając wzrok, kiedy już nie mogła wytrzymać patrzenia mu w oczy.
Milczenie Kala z każdą sekundą coraz bardziej ciążyło jej na ramionach, wbijając ją w ziemię. Ostrożnie zabrała dłonie, a jej ręce powoli opadły wzdłuż boków. Czuła się, jakby coś stanęło jej w gardle i chciało jej się płakać, ale miała wrażenie, że się stąd nie ruszy dopóki ostatecznie nie przypieczętuje swoich słów. Musiała przełknąć ślinę i zmusić się, żeby ponownie na niego spojrzeć, chociaż kontury jego postaci rozmazywały się jej przed oczami.
— Kocham cię, Kal. To jest to, czego ci nie mówiłam. Teraz już wiesz — powiedziała cicho; głos miała nieco zduszony, ale nie zadrżał.
To wyznanie kosztowało ją więcej, niż chciała przyznać. Kal z czasem stał się osobą, bez której czuła się niepewnie. Szukała go wzrokiem na porannym apelu i podczas treningów. Ostatnio zarwała noc i przejrzała chyba wszystkie leki, jakie mieli w ambulatorium, żeby zobaczyć, czy nie może zaradzić czegoś na te jego przeklęte bóle głowy. Uwielbiała się z nim droczyć, bo kiedy się na nią obrażał, to nigdy nie na długo.
Chyba nie była gotowa, żeby to wszystko stracić.
A jednak zaledwie chwilę po wypowiedzeniu tamtych słów zrobiła minimalny krok w tył.

Kal? 
 ──── 
 [819 słów: Caroline otrzymuje 7 Puntów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz