LATO
Żyłka wędki napręża się niemal tak samo mocno, jak mięśnie Sony, gdy próbuje stosować się do instrukcji Lairy, ale równocześnie musi walczyć z morskim potworem uczepionym haczyka. Co oni w ogóle mają zamiar zrobić, gdy ryba wreszcie wynurzy się z wody, żyłka rozluźni się i Sony prawdopodobnie upadnie na deski pomostu, straciwszy równowagę? I co potem z tą rybą? Powieszą ją na ścianie? Co się robi z rybami, gdy się je już złowi? Elliot mógłby zrobić zdjęcie, na którym przeszczęśliwe Sony trzyma ogromnego szczupaka (w tym wypadku na jej rękach może nie widniałyby ślady po bolesnych ugryzieniach, a przynajmniej ma taką nadzieję) za ogon, znaczy się za płetwę, i szczerzy się do kamery najszerszym ze swoich uśmiechów. Za nimi stałaby wtedy Laira, dumnie trzymając dłoń na ramieniu Sony, jak ojciec, którego dziecko wygrało bardzo ważny konkurs. W końcu to byłoby osiągnięcie dla jej szkoły wędkarstwa, prawda?
Dlatego na pewno musi się udać. Sony czuje to w kościach, gdy ściskana w spoconych dłoniach wędka trochę wysuwa się jej z rąk, na szybko poprawia nie do końca dopracowany i jeszcze mniej profesjonalny uchwyt, bo już dawno zapomniało, jak powinno się ułożyć palce. Laira coś tam pokrzykuje, biegając wzrokiem od ciemnej powierzchni jeziora do Sony walczącego z wędką, chyba próbuje ją dopingować, ale ono zbyt skupia się na tym, żeby wyjść z tej sytuacji zwycięsko… Przecież złowiłoby coś po raz pierwszy! To byłoby takie świetne uczucie… Niezastąpione!
Po czym nagle słyszy dziwnie głośne “ping”, które sprawia, że Laira niemal natychmiast wybucha śmiechem, a Sony z jeszcze głośniejszym hukiem wykłada się na deskach pomostu, zdezorientowane wpatruje się w niebo nad sobą.
— Że co? — jęczy żałośnie, gdy wreszcie unosi głowę. Wciąż ściska wędkę w dłoni, jednak po rybie nie ma ani śladu, po haczyku zresztą też. Pod nogami wije im się żyłka, jedyna pozostałość po desperackiej walce. — No bez jaj! — krzyczy Sony (to niekoniecznie odpowiedzialna rzecz do zrobienia tak wcześnie rano, gdy cały obóz wciąż śpi), gwałtownie siadając. Laira nawet im nie odpowiada, jedynie uśmiecha się pod nosem, przed jej oczami co chwilę przelatuje moment upadku Sony, który nie mógłby być śmieszniejszy. Zwłaszcza że przez moment naprawde oboje myśleli, że uda im się złowić tę rybę.
— No nic, założymy ci nową żyłkę i…
— Byle szybko! — Zanim Lairze udaje się porządnie zająć naprawą wędki, Sony już do niej doskakuje z kompletnie zmienionym nastrojem (żałoba po utraconej zdobyczy mija dziwnie szybko), pochyla się nad nią i zaaferowane obserwuje, co robi. — To było takie super! Tyle emocji, tyle napięcia, jedna wielka niewiadoma!
— Serio aż tak ci się podobało? — pyta Laira z niewielkim uśmiechem, bo nawet bardziej niż się cieszy, to po prostu trudno jej dopasować takie niewinne, pocieszne dzieciątko Apollina do łowienia ryb. To raczej nie hobby dla tak delikatnych, pochłoniętych szukaniem inspiracji poetów i malarzy.
— No! — Sony ochoczo potakuje, ekscytacja wręcz się z niej wylewa. — Najgorsze jest to czekanie po prostu. Jak już coś ci się złapie, to zaczyna się taka świetna zabawa! I musi mi się dzisiaj udać, wiesz? Dlatego się nie odczepię od tego jeziora, dopóki mi nie wyjdzie! — obiecuje jej z uporem małego dziecka.
Sony znów siada na pomoście, gdy już zdążyło trochę poskakać dookoła. Jest bardziej podekscytowane łowieniem ryb niż dzisiejszymi zajęciami muzycznymi, na których zasiadłoby do swoich ukochanych bębenków i mogłoby odpalić mały jam session, tylko że… zawsze znajduje się okropnie mało osób, które chcą z nią grać, bo te głupie dzieciaki boją się, że będą jakoś źle improwizowały. Jakby w ogóle dało się źle improwizować!
— Proszę bardzo! — Laira wpycha w dłonie Sony wędkę, znowu musi poprawić ich chwyt. Niby nic trudnego, ale dzieciak zaraz zapomina, jak powinien ułożyć dłonie. — Tym razem nie ciągnij tak gwałtownie, jak coś ci się złapie.
— Ale jak ja mam nie ciągnąć, jak muszę ciągnąć?
— Znaczy… po prostu mniej szarpania, więcej… skutecznej i równomiernie rozłożonej pracy mięśni. — Laira próbuje jak najlepiej wytłumaczyć to, o co jej chodzi. — Zresztą, pokażę ci, jak coś mi się chwyci.
Sony spogląda na swoje ramiona, które nie są szczególnie dobrym przykładem umięśnionych bicepsów doświadczonego rybaka. Nie traci jednak nadziei, układa się wygodnie i wbija wzrok w wodę, skupiając się na tym bardziej, niż zazwyczaj skupia się… tak naprawdę na wszystkim.
— Chyba odkryłem swoje powołanie — rzuca, jego oczy śledzą najmniejsze zmarszczki na wodzie.
— Mówisz? — Laira trochę podejrzliwie unosi brew, bo ona już wie, jak to jest z jednodniowymi hobby, którymi zainteresowanie mija tak szybko, jak się pojawiło. Chyba że Sony rzeczywiście jest słowne i od dzisiaj stanie się dla niej konkurencją w obozie.
— Tak! Będę tu z tobą siedzieć codziennie i będziemy razem sobie łowić, aż w końcu będę takim profesjonalistą, że nawet tobie szczęka opadnie! Rozsławię się na cały świat!
Śmieją się razem, bo taka wersja przyszłości nie dość, że jest bardzo nierealna (światowy mistrz wędkarstwa nie mógłby być dzieckiem Apolla, przyznajmy przed sobą, że tata byłby… zły), to dodatkowo z jakieś powodu po prostu jest im wesoło, a uśmiechy same cisną im się na usta. Mieć taki dobry humor, gdy świat wokół nich jeszcze na dobre nie wstał, to jest dopiero sztuka.
Tym razem czekają znacznie dłużej i gdy tak siedzą, obóz powoli zaczyna budzić się do życia, zaspani herosi wyczłapują ze swoich domków. Sony macha nogami nad taflą wody, próbuje pod nią dostrzec przepływające wśród wodorostów ryby, które nie poświęcają mu i Lairze żadnej uwagi. Tym bardziej ignorują ich haczyki, samotnie zawieszone pod wodą. Tematy do rozmów przychodzą i odchodzą, Sony wciąż łapie na język coś nowego, coś na tyle interesującego, żeby ich głosy nie ucichły ani na moment. Na całe szczęście Laira nie próbuje ich uciszyć, tym samym niszcząc misterny układ wszystkich ojców wędkarzy, którzy zawsze mówią swojemu dziecku, że w ten sposób będzie płoszyć ryby, a tak naprawdę chcą tylko choć przez moment posiedzieć w ciszy.
— Czy tam się coś ruszyło? — pyta Sony w pewnym momencie, przerywając wcześniej rozpoczętą rozmowę o tym, która firma robi najlepszą czekoladę do picia. — Widziałaś? Coś ci tam chyba… Laira!
Coś się złapało. Na pewno coś, spławik drga, gdy Laira skupia się i zaciska dłonie na wędce. Nie za mocno, tak po prostu, bo serce i tak zawsze bije trochę szybciej, gdy człowiek widzi, że ryba połyka przynętę. Jeszcze chwila, jeszcze moment…
Sony z lekko otwartymi ustami i podziwem wymalowanym na twarzy obserwuje Lairę, bo u niej akurat widać, że każdy ruch ma jakiś cel, każde pociągnięcie jest wymierzone, że w walce z rybą to ona jest tą groźniejszą i tą mającą przewagę. Nie mija wiele czasu, zdecydowanie mniej, niż wtedy, gdy Sony szarpało się ze swoją niedoszłą zdobyczą, a bezbronna ryba zostaje wyciągnięta przez Lairę i upada na pomost między nią a Sony.
Przez moment Sony myśli, że to trochę ohydne, ale już po chwili skacze ze szczęścia, kompletnie ignorując jakiekolwiek obrzydliwe aspekty wciąż żywej ryby, która właśnie dusi się pod ich nogami.
— To było takie… takie jak z anime o superbohaterach! — krzyczy do Lairy, klaszcząc w dłonie.
— Oj, no nie przesadzaj…
— I co z nią teraz? Jaka to w ogóle ryba? Nadajemy jej jakieś imię? Czy ona się w ogóle czymś wyróżnia? Mogę sobie zrobić z nią zdjęcie? Chociaż musiałobym pobiec po Elliota, bo ja nie mam aparatu, tak w ogóle, nie tylko przy sobie, a on pewnie i tak wciąż śpi i będzie tragedia z obudzeniem go, a w sumie to nie wiem co teraz i tak jakby…
— Wstrzymaj konie, już ci powiem!
Sony posłusznie udaje, że sznuruje usta i choć wciąż lekko podryguje (na tyle, że stare deski pomostu skrzypią pod jej stopami), to naprawdę zamienia się w słuch, bo to jeden z tych niewielu momentów, w których ciekawość przyćmiewa ich zwykłą podekscytowaną gadatliwość.
Laira?
────
[1255 słów: Sony otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz