sobota, 23 sierpnia 2025

Od Vex CD Cherry — „Słuchawki i herbatka"

Poprzednie opowiadanie

ZIMA

Vex ściska swój sprzęt zdecydowanie zbyt mocno. Bieleją palce zakleszczone na obudowach, już dawno zniszczony laptop ciąży jejmu w ramionach (nauczyło się już, żeby nigdy nie zostawiać go przykrytego kołdrą na łóżku, bo szanse, że ktoś na nim przypadkowo usiądzie są aż za duże). Przed wkroczeniem do jaskini lwa, rzuca Cherry ostatnie wściekłe spojrzenie, choć prędzej wygląda na rozgniewane dziecko, niż śmiertelnie poważne prawie dorosłe półboże obiecujące swojej centurionce śmierć. Ta tylko pogania jągo ruchem dłoni, wygląda to trochę jak odganianie natrętnej muchy. Vex otwiera drzwi łokciem, przy czym kompletnie zapomina o zapukaniu.
— Puk, puk — mówi więc, ma gdzieś, czy przypadkiem nie przeszkadza Vergilowi. Najwyżej zwali wszystko na Cherry. — Straszny z ciebie mruk — dodaje cicho. Łudzi się, że nie usłyszał.
Okolone gęstymi brwiami oczy skupiają się na Vex. Drzwi za niąnim zamykają się z hukiem, kopnięte podeszwą martensa.
— Puka się — poucza jągo Vergil. — Niewerbalnie.
Cisza zawisa w powietrzu. Vex stoi jak sierota (bardzo zirytowana sierota), ledwo co wszedłszy do pomieszczenia. Prawie czuje płaską powierzchnię drzwi, jakby wytwarzała wokół siebie aurę wbijającą się w jejgo plecy.
Vex bierze wdech, który ma jejmu pomóc znieść ośmieszenie się. Wyrzuca z siebie, jak jakiś trigger warning, zanim rozmowa rozkręci się na dobre i już nie będzie miało szansy:
— Przepraszam za rymy, jestem przeklęte. I wiem, to wszystko jest trochę pier… pogięte.
— Cześć, Przeklęte. Jestem Vergil. — Uśmiecha się głupkowato. Gdy nie spotyka się z oczekiwaną reakcją (Vex gapi się w jego czoło pustym wzrokiem), kontynuuje: — Więc, co cię tu sprowadza?
— Kazano mi ci to dać — mówi, lekko unosząc rzeczy trzymane w rękach. — Nie, by miało ci się przydać. — Wypada prawie naturalnie, oprócz tego, że syczy to przez zaciśnięte zęby. Albo raczej chciałoby to w ten sposób wysyczeć, bo coś zmusza jągo do szerszego otwarcia ust.
— Podejdźże tutaj. — Vex posłusznie wykonuje parę kroków do przodu. Rzuca swoje rzeczy na biurko Vergila, nie przejmując się wywołanym przez nie hukiem.
— Pójdę już — informuje go z wymuszonym uśmiechem. — Pączki róż.
— Co? — Vergil marszczy brwi. — Czekaj. Nie powinna… powinie… powinieno…
— Powinnoś. Proszę bardzość.
— …Właaaaśnie. Nie powinnoś tego mieć — mówi to tak zmęczonym głosem, że niespodziewanie łatwo jest się domyślić, ile podobnych przemów musiał wygłosić w przeszłości. — To sprzeczne z zasadami Obozu, a dodatkowo sprowadza zagrożenie dla pozostałych legionistów…
Vex wygląda przez okno gabinetu, nawet nie próbując udawać, że słucha. Wystukuje szybki rytm na udzie, najlepiej to by się powolutku i niepostrzeżenie wycofało się na zewnątrz. Skoro nie dostanie srogiego lania za wszystkie swoje grzechy, to po co ma tu stać? Żeby wysłuchało przydługiego kazania, którego sens i tak przeleci jejmu koło uszu? Vergil na moment przerywa, najwyraźniej orientuje się, że Vex ma go gdzieś. Na chwilę zapada między nimi cisza napięta przez wszechobecny brak szacunku, aż pretor znowu nie zabiera głosu.
— Nie myśl, że nie ominie cię kara — mówi, tym razem w jego tonie słychać ślady irytacji. Vex kiwa głową z miną oznajmiającą, że spoko, ale mnie to nie rusza. — Z której jesteś kohorty?
— Z czwartej. Tej obdartej.
Vex przez chwilę obserwuje zaciśnięte wargi Vergila i jego drżące ramiona. Trwa to dobrą chwilę, bo chyba powziął sobie za cel nie wybuchnąć śmiechem w twarz legioniszcza. Wreszcie pretor jest w stanie powiedzieć:
— Przekażę Cheryl, że…
— Błagam, byle nie jej! — wtrąca się Vex, trochę nie zdając sobie sprawy z tego, że chyba kopie pod sobą coraz głębszy grób. — Ona… — Udaje, że się zakrztusiło, gdy dodaje do tego: “wrona”. Co, jeśli Cherry stwierdzi, że skoro ją wydało, to nie zasługuje na zdjęcie z niejgo klątwy…? To chyba jedyna rozsądna myśl, która pojawiła się w jejgo głowie.
— Dlaczego?
— Nieważne, zapomnij. Weź już mnie uwolnij — dodaje gorzko, choć najchętniej zaczęłoby krzyczeć. Chwyciłoby zepsutego laptopa, rzuciłoby nim o podłogę, bo i tak nic mu już nie pomoże. Rzuciłoby telefonem o ścianę, bo i tak zostanie jejmu odebrany. Przegryzłoby słuchawki, bo i tak zaraz wylądują w najbliższym kontenerze na śmieci.
Nie patrzy na Vergila, nie chce widzieć jego zaciśniętych ust, które pewnie powstrzymują śmiech. Jego oczu pochłoniętych rozbawieniem i aprobatą do bestialskich działań Cherry. Może zaproponuje jej, żeby częściej karała tak problematycznych legionistów, bo jak widać – całkiem nieźle ich to łamie.
— Powiem Cheryl — powtarza, choć Vex czuje w kościach, że tak naprawdę chciałby powiedzieć coś zupełnie innego. Coś bardzo głupiego i pewnie śmiesznego tylko dla niego, bo ono na pewno by się nie zaśmiało. — To ona, jako twoja centurionka, wybierze dla ciebie karę.
Vex ma ochotę go spoliczkować. Na pewno skończyłoby się to dla niejgo bajecznie i naprawdę jedynie chęć przeżycia powstrzymuje jągo przed uderzeniem pretora. Mierzą się przez chwilę wzrokiem, aż Vex nie wychodzi z pomieszczenia. Zatrzaskuje za sobą drzwi, tak, że trzęsą się w zawiasach a zainstalowane w nich przymglone szybki irytująco brzęczą.
— Poleciłobym ci też wejść do środka — przekazuje Cherry. — Nie szłobym raczej do wychodka — dodaje wbrew sobie i jejgo twarzy nagle wydaje się straszliwie ciepła.
Dziewczyna uśmiecha się do niejgo miło, ale nie wykonuje ani kroku w stronę ledwo co zamkniętych przez legioniszcze drzwi. Vex wzrusza ramionami z taką miną, że gdyby było bohaterczem kreskówki, to z jejgo uszu unosiłby się dym.
— Zadowolona? — prycha. — Zachwycona?
— Można tak powiedzieć.
— Weź już mnie odczaruj. I w dupę się pocałuj — mamrocze Vex. Najchętniej zaczęłoby kopać jakieś kamyczki, ale niestety żadnych nie ma w okolicy.
— No, nie wiem, za tę odzywkę…
— Zrobiłom wszystko, o co mnie prosiłaś! — wrzeszczy Vex. — Nawet przed pretorem mnie upokorzyłaś! Nie wystarczy ci to? Totalne, kurwa, dno. — Tupie nóżką jak wkurzona, mała dziewczynka.
Gapi się na Cheryl spod zmarszczonych brwi, jejgo usta wykrzywiają się w złości. Ciężko oddycha (kiedy ono nie oddycha ciężko?), dłonie same zwijają się w pięści. Powoli staje u swoich granic, bo ileż można być zmuszanym do rymowania, do tworzenia bezsensownych wierszyków, gdy tylko próbuje się otworzyć usta?
— Spokojnie. — Z jakiegoś powodu nawet to jedno słowo wyrzucone z jej ust irytuje Vex do żywego. — Zdejmowanie klątw to nie takie hop-siup…
— Jakoś przeklinanie mnie było! I… i to… hańbą mnie okryło…? Cokolwiek! Aczkolwiek! Nie mam nic więcej do powiedzenia! Tylko ciągle wyrok do odsie… dzenia??? — krzyczy, coraz bardziej zdezorientowane własnymi słowami. Nie da się w ten sposób nawet kłócić, bo wszystko, co mówi nagle traci nie tylko sens, ale też jakąkolwiek powagę.
— Wiesz, miałam ci powiedzieć — zaczyna Cherry rozbawionym tonem (przyprawia on Vex o białą gorączkę i wewnętrzne eksplozje). — Rymowana klątwa sama znika po jakimś tygodniu. Nie potrzebujesz do tego mnie, tak po prawdzie.
Vex przechodzi zimny dreszcz. Wpatruje się w Cherry wzrokiem wściekłego kundla z ulicy, który boi się ciebie bardziej, niż ty boisz się go, ale i tak będzie szczekał, warczał i się rzucał. Syk wciąganego przez wąsy tlenowe powietrza nagle staje się tak głośny, że wypełnia uszy Vex jak wata.
— Ty popierdolona wariatko. Dziś dowie się o tym twój tatko — mamrocze, gdy Cherry już nie może jejgo usłyszeć. Po prostu odeszło w akompaniamencie głośnego tupania butami i znacznie cichszymi przekleństwami rzucanymi pod nosem, które musiało rymować z najdziwniejszymi wyrazami pojawiającymi się w jejgo głowie (mniej więcej coś w stylu: "o ty mozole, gnój, konserwa").
Pobiło ścianę. Kopało kamienie. Zdarło resztki skóry z czubków martensów. Podarło plakaty Rihanny (nie zrobiło tego, tylko pomyślało, że fajnie byłoby to zrobić, ale nie potrafiło się na to zdobyć). W najmniejszym stopniu nie poczuło, że to pomogło.
Ile jejmu jeszcze zostało? Kiedy ona rzuciła tę klątwę? Dwa dni temu? Trzy? Wczoraj? Jakby chociaż to wiedziało, mogłoby przynajmniej odliczać bolesne dni aż do momentu, w którym wreszcie mogłoby się znowu odezwać. Normalnie odezwać. Oraz, dodatkowo, jakoś ujść z życiem w obliczu gniewu centurionki i pretora (chociaż już nie wie, czy to przypadkiem nie ono jest bardziej złe na nich, niż oni na niągo).

Czeri?
────
[1249 słów: Vex otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz