niedziela, 24 sierpnia 2025

Od Lotus — „I'm the girl I've always been”

Lotus wierzchem dłoni otarła kropelki potu z czoła, przygryzając koniuszek języka. Kiedy zrobiło się tutaj tak gorąco? Pomieszczenie było zaparowane i duszne, ale była zbyt skupiona, żeby to zauważyć. Dopiero teraz, kiedy umieściła na miejscu ostatnią śrubkę, dotarły do niej zewnętrzne bodźce. Trochę ciepłego powietrza jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło, więc przecież nie było czym się przejmować.
Z usatysfakcjonowanym uśmiechem postawiła na stojącym przed nią stoliku miniaturowego robota. Przez chwilę jedynie się w niego wpatrywała, a potem nastawiła znajdujący się na jego plecach stoper na pięć sekund. Po upływie tego czasu w pokoju rozległa się głośna, piskliwa muzyczka, a robot zaczął bujać się w jej rytm.
Wiedziała, że stoper nie pozwoli wyłączyć muzyczki przed upływem dziesięciu minut. Cudowna sprawa: dziesięć minut nieprzerwanej, bardzo elokwentnej muzyki. Robot grał zapętloną, przyspieszoną wersję piosenki The sound of Silence. Lotus zdecydowanie była z siebie bardzo, ale to bardzo dumna.
Kiedy przedmiot w końcu ucichł, dziewczyna wcisnęła go do kieszeni spodni. Może i wyglądał na dość kruchego, ale trzeba by się trochę postarać, żeby go zniszczyć. Napracowała się, żeby był wytrzymały. Nie chciała go rano zgnieść ręką. Bo robocik, któremu jeszcze nie nadała imienia, był tak naprawdę budzikiem. Zwlekanie się z łóżka o świcie każdego ranka za cholerę nie chciało wejść jej w nawyk, więc chciała ułatwić sobie życie. Za nic nie będzie w stanie spać, jeśli ta muzyka będzie grała jej tuż obok ucha. Plan był idealny.
Dlatego Lotus wieczorem nastawiła zegarek na godzinę czwartą trzydzieści rano, postawiła robota przy ścianie na łóżku i z uśmiechem na ustach poszła spać.

Godzina 4:30 - muzyka zaczyna grać, Lotus przewraca się na drugi bok.
Godzina 4:31 - muzyka wciąż gra, Lotus śpi, ktoś z sąsiedniej pryczy zaczyna kląć.
Godzina 4:32 - Lotus świetnie bawi się w swoim śnie.
Godzina 4:33 - gdzieś w baraku skamle pies; Lotus może założyć się, że ktoś w jej śnie krzyknął właśnie "co do kurwy nędzy?".
Godzina 4:34 - chyba właśnie dostała w twarz poduszką.
Godzina 4:35 - Lotus leniwie rozchyla jedną powiekę, kiedy czuje, że ktoś sięga ponad nią ręką. Przymyka oko z powrotem tylko na chwilę, a potem słyszy głośny trzask i odgłos śrubek toczących się po podłodze baraku.
O 4:36 Lotus podniosła się do siadu i przetarła dłonią oczy. Zamrugała i spojrzała w bok, gdzie tuż przy jej łóżku stał Dorian. Obok jego nóg siedział Terminator, a gdzieś pod jego łapami i wszędzie indziej walały się resztki grającego robota. Kilka innych zaspanych (i chyba złych) twarzy również spoglądało w jej stronę.
— Co się stało? Coś się pali? — zapytała i od razu zakryła usta dłonią, żeby stłumić ziewnięcie.
— Co to niby, kurwa, było?
Dorian machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. Lotus potrzebowała chwili, żeby uświadomić sobie, że mówi o jej cudownym projekcie. Który skończył swój żywot w mniej niż dwadzieścia cztery godziny.
— No, mój robot. Jezu, wiesz, ile ja nad nim pracowałam? — przerwała, zerkając na zegar. — Pograłby jeszcze ze trzy minuty i by przestał. Już prawie mnie obudził. Serio.
— Robot? Serio? U siebie go słyszałem!
Chłopak wyglądał, jakby jeszcze naprawdę wiele słów cisnęło mu się na usta. Najwidoczniej jednak zrezygnował, bo odwrócił się do Lotus plecami i odszedł w stronę wyjścia z baraku, ale chyba przy tym mamrotał coś pod nosem. Dziewczyna zmarszczyła brwi, znowu ziewnęła i zeszła z łóżka.
Metalowe wnętrzności robota znajdowały się na całkiem sporej połaci podłogi i Lotus z chęcią by je tam po prostu zostawiła, ale przecież mogła z nich zrobić coś jeszcze. Wyzbierała przynajmniej większość tych części, które jeszcze się do czegokolwiek nadawały i położyła je na łóżku. Może zrobi coś z tym później. Wcześniej czekał ją dzień zapewne tak świetny, jak jego poranek.

Lotus naprawdę bardzo chciałaby powiedzieć, że poranna katastrofa była jednorazową wpadką i potem już wszystko poszło jak po maśle. Nie chciała jednak kłamać, więc wolała przyznać, że kilka rzeczy potoczyło się odrobinę nie po jej myśli.
Na początku wszystko było w porządku. Zjadła śniadanie (całkiem dobre) i grzecznie pomaszerowała na Pole Marsowe, żeby trochę poćwiczyć. Nie było to najciekawsze zajęcie, ale tutaj wszyscy wiecznie machali bronią, więc trzeba się było przyzwyczaić. Już dawno dowiedziała się, że używanie greckiego ognia podczas zwykłego sparingu nie jest najrozsądniejszym pomysłem, o ile nie chciała przypadkiem spalić połowy obozu. Musiała pobocznie nauczyć się walki mieczem, żeby był z niej jakikolwiek pożytek.
Miecze były cholernie nudne. Żadnej w tym finezji, ot, wymachiwanie ciężkim ostrzem i próbowanie się nim osłonić przed ciosami przeciwnika. Tym razem Lotus nie zdążyła się osłonić i dostała po żebrach tak, że uderzenie aż wypchnęło jej całe powietrze z płuc. Była gotowa założyć się, że do jutra będzie miała pięknego siniaka. Mogła jednak tylko rozetrzeć obolałe miejsce i postarać się bardziej, żeby ponownie nie oberwać.
Po obiedzie rozbolał ją brzuch i była przez to tak rozkojarzona, że niemal spaliła sobie grzywkę, kiedy próbowała naprawić jakiś zepsuty miecz. Była prawie pewna, że przypaliła sobie przy tym brwi. A może tylko jej się wydawało? W każdym razie, po tym incydencie odechciało jej się takiej niewdzięcznej roboty i stwierdziła, że przyda jej się zaczerpnąć świeżego powietrza bez miecza u boku.
W teorii w tym czasie powinna robić coś pożytecznego, więc przeszła przez obóz trochę chowając się po kątach, ale jakoś jej się udało. Z westchnieniem ulgi opadła na trawę. Musiała obmyślić jakąś mniej inwazyjną wersję jej budzika; taką, żeby ktoś nie musiał go roztrzaskiwać o podłogę każdego ranka. Może też taką, która faktycznie by ją budziła. Próbowała wmówić sobie, że w końcu przecież obudziła się przez robota, ale była to raczej naciągana wersja. Mogła mu w sumie chociaż zamontować jakiś wyłącznik albo krótszy czas grania, albo…
— Co ty tu robisz? Chowasz się przed kimś?
Lotus niemal podskoczyła, kiedy właściwie znikąd pojawiła się przed nią Zoe.
— …nie? Dlaczego miałabym się chować? — zapytała, patrząc na dziewczynę, która właśnie siadała obok niej na trawie.
— Nie wiem, ja się na przykład chowam. Miałam niby w czymś pomagać, ale zwiałam. Strasznie nudne to było — powiedziała Zoe, wzruszając ramionami.
Wygodnie rozsiadła się na ziemi, podpierając się na dłoniach i wystawiając twarz do już raczej nikłych promieni słońca. Najwidoczniej średnio przejmowała się tym, że nie powinno jej tutaj teraz być. Lotus jakoś jej się nie dziwiła.
— Przecież nikt cię nie zaszlachtuje za maleńką ucieczkę — stwierdziła z rozbawieniem. — Stajni też nam nie będą kazać sprzątać. Nie ma co się chować.
— No nie wiem. Edel pewnie nic by nam nie zrobiła, ale ktoś inny? — Wzdrygnęła się teatralnie. — Trudno, szybko biegam. O co w ogóle chodziło rano? Chyba to przespałam. A reszta zachowywała się, jakby zaraz mieli cię ukamieniować.
Lotus roześmiała się. Tak, to był dosyć trafny opis sytuacji.
— No, bo ja tylko chciałam sobie zrobić budzik. Ale chyba mam po prostu za mocny sen. Muszę wymyślić coś lepszego. I takiego, żeby nikt nie chciał zmieść mnie z powierzchni ziemi — wyjaśniła, a jej myśli znowu potoczyły się w kierunku nowego projektu.
Zoe spojrzała na nią z rozbawieniem.
— Coś innego to chyba dobry pomysł.
Przez następne pół godziny chowały się między krzewami, aż nie stwierdziły, że mogą bezpiecznie zejść na kolację. Do herbaty Lotus wpadła jakaś zawzięta muszka i niewiele brakowało, żeby dziewczyna ją przeoczyła i wypiła. Jakoś odechciało jej się pić.
Wieczorem Lotus położyła się do łóżka bez budzika, ale za to ze świadomością, że może spać tylko na jednym boku, bo poobijane żebra wołają o pomstę do nieba, kiedy tylko ich dotyka. Nie poszła do ambulatorium, bo po co?
Z jednym siniakiem jakoś da się żyć.


────
[1223 słowa: Lotus otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz