LATO
O, żałuje, i to jeszcze jak żałuje! Powiedziałby to, wykrzyczałby, że jest największym idiotą w całym Obozie, że chyba powinna poszukać sobie znajomych, którzy są bardziej stabilni psychicznie i nie całują innych tylko dlatego, że nie wiedzą, co odpowiedzieć (Kal jest pewny, że to nie jest normalne zachowanie i stwierdził to po długich godzinach segregowania swoich myśli w nocy). Potem jeszcze chwilę by ponarzekał na to, że ona też mogłaby być łatwiejsza w obsłudze, bo chyba to, co wszyscy mówią o kobietach, jednak jest prawdą i nie da się żyć z tymi babami. Zamiast tego mówi tylko:
— …
Dłonie schowane w jego kieszeniach boleśnie się zaciskają, ale on nawet nie czuje tych małych nieprzyjemnych eksplozji. Bardziej skupia się na guli w gardle, która nie pozwala mu zaprzeczyć, bo przecież to jest cholernie głupie, zwłaszcza że… nie jest w stanie powiedzieć, czego oczekuje od niego Elianne. Próbuje to odnaleźć w napływających od niej emocjach, jakoś wyczuć coś pod powierzchnią, odszukać odpowiedzi, złamać ten szyfr. Upewnić się, że odpowie tak, jak ona chciałaby, żeby odpowiedział, żeby go nie porzuciła i nie postanowiła znaleźć sobie kogoś innego, kogoś lepszego, kogoś, kto by potrafił. Chociaż… czy tak nie byłoby dla niej lepiej? Czy właśnie tego nie próbował osiągnąć przez ostatnie miesiące?
— Odpowiesz mi? Proszę? — naciska Elianne, ale Kal nie wyczuwa jej złości. Jedynie jakiś cień rozczarowania i smutku w ogólnej fali niecierpliwości i napięcia. To chyba przez to, że nie odpowiada, ale jak miałby się do niej dostosować, skoro nie wie, czego ona chce?
— Nie — mamrocze w końcu, bo to chyba nie pora na stuprocentową szczerość (poza tym musiałby tłumaczyć, że nie żałuje całowania jej per se, tylko żałuje, że nie zrobił nic innego, to jest: niczego nie powiedział, chociaż chciał). — Znaczy, tak. W sensie… no, odpowiadam. Że nie — plącze się, bo Elianne kompletnie niepotrzebnie zadawała drugie pytanie, gdy on wciąż zbierał się, żeby odpowiedzieć na pierwsze. Chyba się zarumienił albo jego policzki po prostu ot tak zaczęły go szczypać. Może to przez ten nowy krem, którego nie przetestował, jeśli chodzi o alergie? Powinien był, bo co, jeśli teraz cały spuchnie…
— O, bogowie — wzdycha Elianne. Uśmiecha się ciepło, Kal szybko notuje w głowie kolejne sygnały. Nie ma siły na to, żeby jakkolwiek zareagować, wpatruje się w nią ze swoją zwykłą, beznamiętną ekspresją. Jak zawsze, to w jego głowie rozgrywa się największy dramat. — Dziękuję — mówi Elianne na odchodne, tylko przed zupełnym odejściem szybko wspina się na palce i całuje go w zaróżowiony policzek.
Jego twarz natychmiast obejmuje szok, bo ze wszystkich rzeczy nie spodziewał się akurat tego. Raczej przymuszenia go do rozmowy, umowienia się na spotkanie, na którym wszystko by sobie wyjaśnili i… to wszystko, co robili od zawsze i czego tak nienawidził. Te ciągle popełniane błędy, samonakręcająca się nieskończona spirala, która doprowadziła ich właśnie tutaj poprzez całe pasmo niepowodzeń i niedopowiedzeń.
*
Nie udaje mu się jakkolwiek odpowiedzieć, bo Elianne już obok niego nie ma. Nagle świat zdaje się być jeszcze bardziej straszny i jeszcze mniej zrozumiały, bo co to, na bogów, miało być?
Dzień niby mija jak zwykle, oprócz tego, że Kal znacznie częściej niż normalnie sięga do swoich pierścionków, żeby obracać na palcu ten, który nagle zaczął gryźć go coraz bardziej. Wcześniej nie zwracał na to uwagi, po prostu go nosił – przecież każda z tych osób przeminęła i prędzej czy później przeminie, więc od dawna traktuje je wszystkie jako zaklęte talizmany przeszłości, stąd też mało zastanawiał się nad tym, czy rzeczywiście chce je nosić. Nie znaczyły nic więcej niż szczelnie zamknięty pojemnik na wspomnienia, bo dopóki je miał, wiedział, że będzie pamiętać, nie musi więc niczego rozpamiętywać w obawie, że ci ludzie przestaną żyć nawet w jego głowie. Ot, dziwna biżuteria, której nigdy nie zmienia. Oprócz tego, że jakoś trudno mu jest się rozstać nawet z tymi, które powinien wyrzucić już dawno.
To dlaczego, gdy wreszcie zsuwa któryś z nich z palca, od razu odczuwa jego bolesny brak? Jakby zapomniał o czymś ważnym, podczas gdy on… on naprawdę bardzo nie chce zapominać.
Może w końcu powinien?
Niezdecydowany patrzy na swoje rozcapierzone dłonie. Zadbane paznokcie, zaczerwieniona i podrażniona w niektórych miejscach skóra. Pierścionki ze śladami rdzy, startymi kolorami, nieznaczące skarby jakby wyciągnięte prosto z dziecięcej szkatułki z biżuterią. Prawie nie ma tu miejsca dla innej biżuterii, jakby w jego życiu też nie było miejsca dla innych osób. Nic wielkiego, pozbyć się jednego z nich. Tego najtańszego, z jakiegoś automatu z biżuterią, w którym zawsze zdobywało się nie to, co chciało się zdobyć. Wyróżnia się tylko czarną gwiazdką, która nie pasuje do niczego, co na co dzień nosi Kal (przynajmniej tak sobie wmawia, bo czarne gwiazdki raczej pasują do wszystkiego).
Wsuwa pierścionek do kieszeni, od razu wydaje mu się, że czegoś ważnego przy sobie nie ma, chociaż ma, tylko nie w tym miejscu, co zazwyczaj. Na palcu wciąż czuje jego dotyk, jeszcze bardziej bolesny, niż możnaby się spodziewać.
W końcu trzeba odpuścić i przestać zastanawiać się nad tym, czy jednak powinien był powiedzieć coś innego.
*
Z Elianne spotyka się dopiero pod wieczór, żeby wreszcie odzyskać swój koc. Albo koc Elianne? Czyj on w końcu był? Kalowi wydaje się, że jego mózg nagle jest jakiś… nierozruszany, nienaoliwiony, że trudno mu jest cokolwiek sobie przemyśleć, bo wirujące w jego głowie głosy nagle ucichły. Nie wita tej ciszy z ulgą, bo one milczą w ten niespodziewanie niekomfortowy sposób, bo teraz ma wrażenie, że jak wcześniej myślał za dużo, to teraz już w ogóle nie myśli i nie jest w stanie przetworzyć najprostszych sygnałów.
— Jest cały mokry — śmieje się Elianne, a Kal tylko jej niemrawo potakuje.
— Chciałem… zapytać — wysuwa się z jego ust, zanim zdąży temu zaradzić — czy to jest dla ciebie… okej.
— Hm? — Elianne marszczy brwi. — Nie rozumiem?
— Czy ty naprawdę nie masz nic przeciwko… byciu. W ten sposób. Ze sobą. I tak dalej. Ze mną, znaczy się, nie, że masz ogólnie przeciwko byciu w ten sposób z kimś, ale specyficznie ze mną — mówi bez ładu i składu, niekoniecznie zdecydowany, co on tak właściwie próbuje jej przekazać i, co ważniejsze, o co on ją tak naprawdę pyta. Powoli zaczyna mieć wrażenie, że o nic. — Jakoś tak. Nie daje mi to spokoju. I chyba wolę… wiedzieć, na czym stoję.
To chyba najdoroślejsza decyzja, jaką podjął w ciągu ostatnich kilku lat swojego życia.
Zawsze może się odwrócić, prawda? Wycofać się i uciec. Nie dopuścić do powstania bolesnych wspomnień, które potem będą dręczyć ich dwójkę po nocach przez następne kilka lat, może nawet do końca życia (nie myśli jeszcze o tym, że wciąż mogą powstać pytania, mnóstwo scenariuszy, które wyciągną z prostego: “A co, jeśli…?). Tym razem nie miałby przedmiotu, w którym zamknąłby swoje uczucia, przekręcił klucz i skwitował to słowami:
I potem żyli długo i szczęśliwie.
A przynajmniej chciałby, żeby wszystkie dotychczas wspólne drogi właśnie tak się rozchodziły.
Elianne?
────
[1118 słów: Kal otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz