sobota, 30 sierpnia 2025

Od Elianne do Kala — „O pierścionku odnalezionym"

Elianne kopnęła leżący na ziemi kamyk czubkiem buta i opadła na drewnianą ławkę stojącą przed jej barakiem. Naciągnęła rękawy swetra na dłonie, gdy budynek nie zdołał osłonić jej przed podmuchem chłodnego wiatru. Zaczynała tęsknić za latem.
Ostatnie trzy dni spędziła w domu, w San Francisco. Poprzednie tygodnie w obozie były burzliwe i nie udało jej się wcześniej wyrwać. Odwiedziny u rodziny jednak wybiły ją z rytmu i snuła się po obozie bez większego celu, zamiast zająć się czymś pożytecznym. Ot, pokopała sobie kamyk. Na niczym innym nie umiała się skupić.
— Obejrzysz coś ze mną? — zapytała, zaglądając do pokoju Willa przez szparę w uchylonych drzwiach. Zacisnęła dłoń na framudze. — Mama mówiła, że ostatnio ciągle słyszy, jak oglądasz horrory. Wieki nie oglądałam dobrego horroru. Może moglibyśmy…
— Jestem zajęty. Gram — przerwał jej chłopak, ledwo zerkając na nią znad ekranu komputera.
Na głowie miał założone słuchawki i Eli nawet nie była pewna, czy usłyszał wszystko, co do niego powiedziała.
— Dobra, to może kiedy indziej — powiedziała, posyłając mu uśmiech, którego nie zobaczył, i po cichu zamknęła drzwi do pokoju chłopca.
Tak właściwie to nie powinna być szczególnie zdziwiona. Który piętnastolatek chciał spędzać czas ze starszą siostrą? W dodatku taką, którą rzadko widywał, bo na co dzień nie mieszkała z nim w jednym domu.
Rodzice wyszli na kolację ( Elianne wróciła idealnie na rocznicę ich ślubu ), Matt był na urodzinach jakiegoś kolegi, a Chris siedział w mieście oddalonym o osiemset kilometrów od San Francisco i cholera go wie, co robił. Dom był tak okropnie cichy i pusty, że mógłby zostać uznany za niezamieszkany.
Szybko zorientowała się, że bracia niekoniecznie chcieli spędzać z nią czas. Jej ojciec i Camille się starali, jak zawsze. Drugiego wieczoru zalegli na kanapie z pop cornem i masą innych przekąsek, a Richard przygotował kolekcję kiczowatych filmów, które Eli pamiętała jeszcze z dzieciństwa. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem śmiała się tak bardzo, a w dodatku zjadła tyle słodyczy, że nie mogła zasnąć w nocy.
A gdy przewracała się z boku na bok w ciemnym pokoju, zatęskniła za Christopherem.
On nigdy nie musiał się szczególnie starać, żeby pokazać, że ją widzi. Wystarczało, że mierzwił jej włosy, kiedy mijał ją rano w kuchni nad kubkiem kawy. Albo gdy pamiętał, że przyjeżdża do domu i upewniał się, że ta paskudna ziołowa herbata, którą piła tylko ona, jeszcze się nie skończyła. Wiedział, że w nocy często nie może zasnąć i zawsze pukał cicho w jej drzwi, kiedy wychodził na balkon zapalić, bo może miała ochotę porozmawiać. Gdyby obudził przy tym rodziców ( ich sypialnia znajdowała się po drugiej stronie korytarza ), z pewnością miałby przechlapane. W tym domu przecież nie paliło się papierosów, a i tak już go o to podejrzewali. Nigdy jednak nie przeszkodziło mu to w zasygnalizowaniu siostrze, że z chęcią z nią porozmawia.
Teraz Chris studiował w sąsiednim stanie i bywał w domu jeszcze rzadziej, niż Eli. Tej nocy, kiedy usiłowała zasnąć, łzy szczypały ją pod powiekami.

 
Długo wyczekiwała wyjazdu do domu, ale powrót do obozu przyjęła ze znaczną ulgą. Tu nigdy nie było cicho i rzadko bywała sama. Na co dzień może i na to narzekała, ale po pobycie w zbyt milczącym domu wszystko wydawało jej się lepsze, niż on. Nawet włączająć w to łatanie ran zbyt gorliwych herosów, którzy zachowywali się, jakby od zaświatów dzieliło ich dziewięć żyć.
Zamiast szukać kolejnego kamyka, z którego mogłaby zrobić swoją następną ofiarę, postanowiła poszukać Kala. Odkąd napięcie między nimi opadło, po części wszystko wróciło do starego porządku, a po części bylo sto razy lepiej. Elianne w końcu czuła, że może odetchnąć, a przy tym zyskała świetnego chłopaka. Wszystko było na swoim miejscu.
Dopadła Rodiona na Polu Marsowym. Jeszcze nie zaczął treningu, ale z pewnością przerwała mu przygotowania.
— Hej, mam tylko szybkie pytanie — zaczęła, nawet nie dająć mu szansy na to, żeby jej odpowiedział. — Pamiętasz może, gdzie powinien być teraz Kal? Mam mu coś super ważnego do powiedzenia. Nie będę go długo odciągać od obowiązków — obiecała.
W teorii była centurionką i wcale nie musiała się nikomu aż tak gęsto tłumaczyć, ale była do tego dziwnie przyzwyczajona.
Chłopak uniósł brew.
— Tak, tak. Chyba miał gdzieś grabić liście — odpowiedział, wzrokiem już wracając do grotu swojego oszczepu, który chyba ostrzył.
— Dzięki wielkie.
Eli posłała mu promienny uśmiech, na który tak naprawdę wcale nie miała ochoty, ale przecież nie chciała wyjść na gbura.
Odnalezienie Kala zajęło jej kilka chwil, bo w obozie było całkiem sporo miejsc, w których można grabić liście. Chłopak stał na trawie i grzebał grabiami w niewielkiej kupce już zebranych, suchych liści. Nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z przydzielonego mu zadania.
— Hej — powiedziała, podchodząc bliżej. Liście pod podeszwami jej butów kruszyły się z cichym trzaskiem.
Kal uniósł głowę, dłonie wciąż zaciskając na trzonie grabi.
— Cześć. Kiedy wróciłaś?
— Będzie ze trzy godziny. Co, stęskniłeś się? — zażartowała dość sucho.
Zmniejszyła dzielący ich dystans i zręcznie wyjęa mu z dłoni te nieszczęsne grabie, żeby móc się z nim porządnie przywitać. Czyli go pocałować. Mogłaby się do tego przyzwyczaić.
— Hej, pomóc ci z tymi liś- oj.
Znowu, kurwa?
Theodore wyszedł zza rzędu tujek i właśnie otrzepywał dłonie o spodnie, kiedy podniósł głowę i na nich spojrzał. Kal odchrząknęła i z powrotem wziął od Eli grabie. Ona za to nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.
— To wy razem jesteście, czy coś? — spytał Theo, machnąwszy ręką mniej więcej w ich kierunku.
Elianne zaczęła bawić się końcówką jednego ze swoich warkoczy i rzuciła Kalowi szybkie spojrzenie.
— …Tak? — bąknęła nieco niepewnie; nie dlatego, że nie była pewna odpowiedzi, tylko dlatego, że pytanie zbiło ją z tropu.
— A to ty nie jesteś gejem?
Theodore patrzył na Kala, jakby pytanie wymsknęło mu się przypadkiem. Twarz Kala stężała i widać było, że wcale go to pytanie nie śmieszy. Eli niemal zachłysnęła się powietrzem.
Dlaczego już drugi raz ktoś wyszedł z krzaków, złapał ich na pocałunku i zadawał dziwne pytania? To już przestawało być zabawne.

Kal?
────
[965 słów: Elianne otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz