ZIMA
— Zamknij py… Okej, dobra, ale naklejkę z Garfieldem daj — mamrocze Kuźma, a w jej głowie już układa się jasny plan, gdzie owa naklejka wyląduje. Niedawno zdrapała jej się taka ze Slendermanem, która straszyła połowę baraku (nie taka była intencja Kuźmy, tak dla wyjaśnienia), bo świeciła w ciemności i wszyscy wzdrygali się, gdy budzili się w środku nocy i dostrzegali ją kątem oka, gdy dumnie zdobiła łóżko Kuźmy (o je zdrapanie obwinia innych legionistów, bo nie ma szans, że tak po prostu uległa samodestrukcji, jak usilnie próbują jej wmówić). Podobnie było z marionetką z kultowej gry Five Nights at Freddy’s, więc Kuźma już wie, co oni knują. Musi wypowiedzieć im otwartą wojnę, kupując kolejne pięćdziesiąt świecących naklejek, bo najwyraźniej to one są najbardziej niepokojące. Bardziej niepokojące niż ona, a to już sukces.
— Oki doki! — Ucieszony Ricky już przegrzebuje kieszenie swojego plecaka, a Kuźma naprawdę próbuje nie być w szoku, że on trzyma tam takie rzeczy. Jakby się zastanowić, to nie takie dziwne, pewnie po prostu od lat niczego stamtąd nie wyciąga i na samym dnie leży sobie warstwa śmieci, o których przeznaczeniu Ricky zapomniał już lata temu. — Proszę bardzo! — Przed nos Kuźmy leci naklejka w całkiem niezłym stanie, tylko z boku ma niewielkie plamki po jakiejś brązowej cieczy, a z drugiej strony jest leciutko nadpalona. Nie będzie widać, jak już ją naklei, nie ma tragedii. Nie jak z tymi kartami pokemonów.
— Dzięki. — Kuźmie nawet udaje się lekko uśmiechnąć z zaciśniętymi wargami, aparat na zębach drapie ją od wewnątrz.
— Jak ją nakleisz, to mogę się podpisać pod spodem z datą! — proponuje Ricky, którego ta akceptacja prezentu wznosi pod niebiosa. To chyba pierwszy raz, jak ktoś w obozie nie boi się dotknąć czegoś, co wyszło z czeluści jego plecaka i zostało przez niego dotknięte.
Reszty drogi powrotnej Kuźma nie pamięta. Ricky cały czas coś szczebiotał, a ona potakiwała mu, nie słuchając ani słowa. W baraku padła na łóżko i zanim się obejrzała, była już czwarta w nocy.
JESIEŃ
— Udało mi się w końcu!
Kuźma słyszy zza siebie rozradowany okrzyk, przez który legioniści wokół niej wzdrygają się zaskoczeni (znaczy, trudno powiedzieć, że wokół niej, bo zazwyczaj wszyscy siedzą w odległości co najmniej dwóch metrów od niej, a i tak coś niepokojącego obejmuje ich ramiona). Ona już dawno się do tego przyzwyczaiła, nic strasznego: to po prostu Ricky znowu do niej biegnie, żeby pochwalić się swoimi wynalazkami, które znacznie częściej kończą jako czarna plama na ścianie, niżeli cokolwiek funkcjonalnego (do tego też się już przyzwyczaiła: nigdy nie spodziewaj się niczego wspaniałego i zapierającego dech w piersiach, bo się rozczarujesz). Kuźma odwraca się, żeby popatrzeć na wyszczerzone zęby kolegi, który łapie ją za ramię i zaraz gdzieś ciągnie. Dziewczynce ledwo udaje się przełknąć ostatni kawałek bułki z nutellą, którą niestety upaprała sobie palce, bo nagłe pociągnięcie doprowadziło ją do niekontrolowanego zaciśnięcia dłoni.
— Ej, idioto, nie wypiłam jeszcze mleka! — krzyczy już w biegu, nie mając najmniejszych szans na porwanie serwetki z któregoś ze stołów.
— To jest ważniejsze od jakiegoś tam mleka! — przekonuje ją Ricky, a Kuźma tęsknym wzrokiem żegna wysoką szklankę z różową rurką, jej ulubioną. Pewnie ktoś jej to ukradnie, bo przecież nie wypiła ani łyka. A co, jeśli zabiorą też rurkę i nigdy jej nie dostanie? Jest taka fajna, gumowa…
— Niby co takiego ci się udało? — prycha trochę zirytowana, spodziewając się, że gdy wreszcie dotrą do baraku, to skończy się na tym, że inni obozowicze ze strachu przed śmiercionośnym wytworem Ricky’ego już zdążyli się go pozbyć i właśnie wącha kwiatki od spodu. Jeżeli można mówić w tym kontekście o jakiejś dziwnej miksturze lub jeszcze dziwniejszej maszynie. — Poza tym, masz plamę na policzku.
— Pamiętasz, jak poszliśmy po te grzyby? — pyta kompletnie nieprzejęty Ricky, jakby Kuźma wcale nie próbowała być dla niego niemiła. Na samo wspomnienie tamtych różowych chmurek, Kuźmę zaczyna boleć głowa. — No, to nareszcie udało mi się zrobić z nich użytek. — Ta wiadomość zdecydowanie nie jest wesoła. Raczej brzmi jak bardzo, bardzo złowroga wróżba. — Zostało mi ich trochę mało, bo początkowe projekty, no, słowem, nie wypaliły, ale zawsze znowu możemy po nie skoczyć, prawda?
Kuźma ma ochotę odpowiedzieć, że nie, nie ma mowy, że ona kiedykolwiek wróci do tamtej jaskini, w ogóle nie ma szans, że kiedykolwiek znowu pójdzie na jakąkolwiek wyprawę z Rickym, a już zwłaszcza tam, gdzie jest ciemno. Nie obchodzi ją, jak bardzo będzie tego potrzebował, ona nie będzie znowu jakichś głupich puchatych króliczków i jednorożców, które pocieszą Ricky’ego i dodadzą mu… Co prawda nie dodadzą mu odwagi, a tylko głupio go rozproszą i sprawią, że będzie jeszcze trudniej go dopilnować. Prawie tak, jakby to on był młodszy od niej. Tragedia.
— I co ty z tego zrobiłeś? — pyta z niespodziewanie dużymi obawami o swoje bezpieczeństwo. Wolałaby spodziewać się, że zaraz zostanie skonfrontowana z trucizną albo z wielkim robotem, który równocześnie jest mikrofalówką i maszyną do suszenia grzybów, a dodatkowo jeszcze ugotuje ci z tych grzybów zupę. Swoją drogą, pewnie trującą, bo fioletowe grzyby o kształcie kalosza nie są w stanie być dobre dla ludzkiego organizmu.
— Dowiesz się — tajemniczo odpowiada Ricky, a raczej chciałby, żeby zabrzmiało to tajemniczo, bo nie może powstrzymać chichotu. Czy on zrobił gaz rozweselający i testował go na sobie?
— Nie lubię niespodzianek.
— To musisz polubić, bo ja lubię.
Zirytowana Kuźma przewraca oczami. Krzywo stawia nogi, prawie się potykając, gdy próbuje nadążyć za Rickym, bo nie dość, że jest niższa i ma znacznie krótsze nogi, to dodatkowo chłopiec robi niespodziewanie duże kroki. Musi za nim prawie biec, ale nie do końca biec, utrzymując to dziwne pośrednie tempo, którego szczerze nienawidzi.
W baraku unosi się dziwny zapach i jeśli Kuźma mogłaby sobie zaufać, to coś jej się wydaje, że unosi się tu jakaś dziwna mgła. Bardziej prawdopodobnym jest, że tylko jej się wydaje, może to tylko wytwór jej zestresowanej wyobraźni, która już nie wie, co może jej podpowiedzieć. Ricky jest dziwny, zbyt dziwny, żeby mogła go jakoś rozgryźć. Patrzy na dumną minę, która przykleiła się do jego twarzy i nie może zrozumieć, o co chodzi, czemu ją tu zaciągnął, co ma powiedzieć? Nie zna się na chemii, jej największym osiągnięciem było zrobienie mydełka na zajęciach w szkole, które potem i tak wylądowało w śmieciach, bo się na nie zezłościła.
— Um, to o co ci chodzi?
Ricky?
────
[1023 słowa: Kuźma otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz