poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Od Caroline CD Terry'ego — ,,Rzeźnia nr 7”

Poprzednie opowiadanie

Caroline strzepnęła dłonią, jakby odganiała muchę, i wytarła ją o materiał koszulki. Knykcie miała zaczerwienione, jednak to było nic. Mogła się bardziej postarać, ale ten gnojek poruszał się tak szybko, że nie miała na to większych szans. To, że w końcu trafiła i tak było swego rodzaju sukcesem. Parę razy zgięła i rozprostowała palce, a potem już była gotowa do dalszej walki.
Kiedy jednak spojrzała na Terry'ego, na przeszkodzie stanęło jej spojrzenie zbitego psa, którym ją obdarzył. Wyglądał na przestraszonego i miała dziwne wrażenie, że przestraszył się jej. Przecież tylko dała w pysk strasznie wkurwiającemu półbogowi. Nie uważała tego za jakąś okrutną zbrodnię. Terry chyba jednak był za nie wszczynaniem bójek. Widać, że dzieciak Demeter.
Westchnęła przeciągle.
— No dobra. Ale tylko dlatego, że trzęsiesz się jak osika. Ty w ogóle jesteś w stanie przeżyć zimę? — zapytała z powątpiewaniem, podnosząc z trawy swój miecz.
Nie miała pojęcia, czy Terry trzęsie się z zimna, czy naprawdę się przestraszył. Zresztą, wszystko jedno. Była pewna, że dzisiaj już nie będzie z niego żadnego pożytku.
Twarz Terry'ego momentalnie zalała ulga. Nie spodziewał się, że to wypali; najwyraźniej trafiło mu się szczęście w nieszczęściu.
— To i tak już chyba pora obiadu, co? — spytała ponownie, jakby wcale nie oczekiwała odpowiedzi na poprzednie pytanie. Przyzwyczaiła się, że czasami musi sama sobie odpowiadać. — Co tak stoisz? Weź swój miecz i idziemy.
Chłopiec złapał broń ( która wciąż była dla niego zdecydowanie za ciężka ) i powlókł się za nią. Jasne, cieszył się, że upiekła mu się reszta treningu, ale i tak był on bardziej nieprzyjemny niż zwykle. Z chęcią wróciłby do opiekowania się roślinami.
— O co w ogóle chodziło z tym podcinaniem sobie żył? Gość strasznie spanikował — zagaiła, energicznie stawiając kroki.
Odrobinę zwolniła, kiedy zobaczyła, że Terry zostaje w tyle.
— Ja- to znaczy, on… On nie za dobrze zna język migowy — odpowiedział w końcu. — Źle zrozumiał to, co chciałem mu pokazać.
Caroline przewróciła oczami. Jasne, że chodziło o jakąś głupotę. Przynajmniej rozproszyło go to na tyle, że mogła ich pogonić. I bardzo dobrze, bo gdyby Niketas chciał dłużej bawić się z nią w takiego głupiego berka, mogłoby się to skończyć różnie. I raczej nie za dobrze.
— Jakoś nie jestem zdziwiona — prychnęła.
Odłożyli miecze na miejsce i skierowali się w stronę pawilonu. Caroline spotkała się wzrokiem z Niketasem, który bezczelnie do niej pomachał, uśmiechając się radośnie. Jego nos nie nosił nawet śladu uderzenia. A powinien, chociaż po to, żeby miał nauczkę na przyszłość. Zastanawiała się, czy on w ogóle zna takie słowo jak nauczka.
— Wiesz co? Zjem dzisiaj z tobą. Tamte gnojki chyba dalej coś kombinują — powiedziała, marszcząc nos.
Terry spojrzał na nią tak, jakby nie wiedział, czy powinien się cieszyć. To był naprawdę ciężki trening i z chęcią zaznałby spokoju, a przy Caroline to chyba nie było do końca możliwe. Nawet jej nie przytaknął, bo ona przecież nie zapytała, tylko stwierdziła fakt.
Dziewczynie to raczej nie przeszkadzało. Uśmiechnęła się i znalazła wolne miejsca przy jednym ze stołów. Jakaś dziewczynka nagle zmieniła kierunek, w którym szła, kiedy ją zobaczyła. To było niesprawiedliwe, bo Caroline była prawie pewna, że nigdy nic jej nie zrobiła.
— Często cię tak zaczepiają? — zapytała Terry'ego w przerwie od pochłaniania swojego makaronu.
Chłopiec lekko wzruszył ramionami.
— Czasami — bąknął, grzebiąc widelcem w talerzu. Apetyt go chyba dzisiaj opuścił.
— Musisz jeść. Najpierw masa, potem mięśnie. Jak nie chcesz być takim chuchrem, to potrzebujesz masy — pouczyła go Caroline, machając dłonią z wyciągniętym widelcem, który chyba miał być przedłużeniem jej palca wskazującego. Zabrała dłoń zanim wydłubała komuś oko.
Terry nie wyglądał na szczególnie zachęconego jej gadaniem. To wcale mu nie pomagało. Poza tym miał wrażenie, że gdyby wciskał w siebie takie ilości jedzenia, jakie mu zalecała, w końcu by pękł ( co może nie było aż tak beznadziejną alternatywą, skoro wtedy nie musiałby już więcej wymachiwać mieczem ).
Może jednak faktycznie powinien posłuchać jej rad?
— Poza tym — zaczęła dziewczyna, kontynuując swój wywód — żeby walczyć musisz mieć energię. Strasznie szybko się męczysz, wiesz? Powinieneś już wyrobić sobie dużo lepszą kondycję, a tu nic. Musisz zacząć ćwiczyć jeszcze poza sparingami ze mną. Pobiegać, powyciskać jakieś ciężary. Szłoby ci dużo lepiej, serio.
Paplała, nawet nie do końca przejmując się tym, czy Terry jej słucha. Ale oczywiście powinien, bo wszystko co mówiła było niezwykle ważne i przydatne. Była pewna, że gdyby chłopiec wziął sobie do serca wszystkie jej rady, bardzo szybko stałby się jednym z najsilniejszych i najsprawniejszych dzieciaków w obozie. Nie chciała go do tego zmuszać samodzielnie, bo co jeśli zejdzie jej na treningu? Czasami po prostym treningu wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. A ona naprawdę bardzo chciała tego uniknąć. Wystarczająco wiele miała za uszami, nie chciała sobie dokładać kłopotów.
Ale prawienie wszystkim dookoła swoich bardzo mądrych rad jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziło. 

 Terry? 
 ──── 
 [775 słów: Caroline otrzymuje 7 Puntów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz