WIOSNA
Vergil chrząknął, czekając na odpowiedź. Unoszący się w powietrzu mglisty obraz falował jak spokojne morze w słoneczny dzień. Szkoda tylko, że o wodzie mogli pomarzyć, bo znajdowali się na środku pustyni, gdzie jedynym źródłem wody będzie czyjś pot.
Edel zawiesiła głowę, nie wiedząc, od czego powinna zacząć. I czy w ogóle powinna. Bracia stali poza kadrem, Dorian kątem oka spoglądał na Kurta, a ten mu się odwdzięczał tym samym, porozumiewawczym spojrzeniem. Chcieli powstrzymać centurionkę, zanim zdąży zdradzić Vergilowi zbyt wiele szczegółów.
— Czy ja widzę pustynie? — zapytał nagle Vergil, przybliżając swoją twarz ku chmurze, którą stworzyła Edel. Brakowało jeszcze na nosie pretora okularów, które mógłby poprawiać jak niedowidzący starzec. — Edel, o co chodzi? — powtórzył pytanie, na co centurionka przełknęła nerwowo ślinę. W końcu otworzyła usta, gotowa, by wyjaśnić s,kąd wzięła się na środku niczego, ale wtedy w kadr wpadli bracia, przepychając się tak, jakby walczyli właśnie o życie.
— Nie, spokojnie, wszystko jest pod kontrolą! — krzyknął Kurt, przeskakując nad Dorianem. — Nie potrzebujemy pomocy!
— Nie potrzebujemy! — wrzasnął za nim Dorian, machając rękoma. — Do widzenia! — Próbował rozmyć w powietrzu chmurę z tęczy, ale obraz się tylko niebezpiecznie zachwiał, twarz Vergila stała się nagle bardzo niewyraźna, by w końcu prysnęła, jak bańka mydlana.
Chłopcy poklepali się po plecach, zmęczeni krzykiem i skakaniem po piaszczystym podłożu.
— Hej — zaczęła ostrożnie Edel, godząc się na powolną śmierć w męczarniach, bo oczami wyobraźni widziała, jak cała ich trójka (i pies) umierają na pustkowiu, otoczeni jedynie gorącym piachem i kupkami wyschniętej trawy. — Co zamierzacie zrobić?
Kurt wzruszył ramionami, a Dorian podrapał się po głowie. Wyglądali na niewzruszonych, co Edel wpędzało w jeszcze większą paranoję; a zwyczajnie trafiła na dwójkę, z którymi lepiej nie było mieć żadnego kontaktu.
— Poczekamy, aż Terminator się obudzi — powiedział w końcu Dorian, kucając obok dużego psa. Czarne, grube futro nawet się nie nagrzało, jakby piekielny ogar stworzył wokół siebie specjalną barierę, nieprzepuszczającą promieni słonecznych. — Jak już się obudzi, to wrócimy do obozu. Proste? Proste.
— Ale…
Nikt już nawet nie zwracał na nią uwagi: Dorian leżał przytulony do psa, a Kurt siedział obok nich. Edel mogła tylko skulić się gdzieś niedaleko tej dwójki i udawać, że panuje nad sytuacją. Chociaż nie panowała nad niczym, bo przecież Vergil nawet im nie pomoże!
Przesiedzieli w ten sposób może godzinę, a może dwie. Nikt z nich nie miał zegarka, telefonu ani niczego, dzięki czemu można by było sprawdzić, czy nie zbliża się noc. Nocą bowiem na pustyniach temperatura drastycznie spadała, a wielkie cielsko Terminatora mogło nie zmieścić trójki półbogów pod sobą.
— Ile on może tak spać? — Spojrzała w stronę Doriana, który przypominał typowego ojca na wakacjach: rozłożony obok psa leżał na brzuchu i gdyby nie ubrania, to mógłby się nieźle opalić na plecach. Po powrocie wmawiałby wszystkim, że pojechał na Florydę.
— Tyle, ile potrzebuje — mruknął cicho, przetarłszy twarz z piaskowego pyłu. — Też możesz pójść spać.
Edel zamknęła usta tak szybko, jak je otworzyła. Nie miała nawet najmniejszej szansy przebić się przez mur, który postawiło to rodzeństwo. Dwójka zawistnych, zazdrosnych Legionistów i obydwoje na domiar złego byli dziećmi Invidii. Gorzej trafić już nie mogła.
Postanowiła rzeczywiście poczekać, tak, jak Dorian powiedział — Terminator potrzebował tyle czasu, ile potrzebował (nie wiadomo ile). Mogło trwać to chwilę, bo w końcu kręcili się po piachu już od dobrych kilku godzin, a mogło się to jeszcze przedłużyć. Wszystko zależało od dobroci serca piekielnego ogara. Jak bardzo ironicznie to zabrzmiało?
Pies zaczął się wybudzać po kolejnych godzinach leżenia w piachu. Dorian jako pierwszy wyczuł, że coś pod jego głową zaczyna się powoli unosić, a potem opada tak szybko, jakby zostało przyciągnięte przez obcą grawitację.
— Piesku? — Uniósł głowę, po czym obkręcił się na plecy, by lepiej widzieć Terminatora. Przez cały czas leżał na brzuchu. — Hej, Terminator, wszystko okej?
Piekielny ogar sapnął w odpowiedzi. Piach wpadł mu do oczu i pyska, ale zadawał się tym nie przejmować.
— Obudził się! — krzyknął do Kurta, bo istnienie Edel przez cały pobyt na tych piaskowych wakacjach ignorował. — Zobacz!
Kurt podszedł do brata, który zaczął psa drapać pod uszami.
— I co? Może nas wrócić?
Wzruszył ramionami. Był zbyt zajęty głaskaniem Terminatora, by myśleć teraz o powrocie. Nawet w momencie, kiedy nieuchronnie zbliżała się do nich wizja zimnej (wręcz mroźnej) nocy na pustkowiu. Otoczeni przez piach, kępki trawy i kojoty, które jeszcze nie wyszły ze swoich schronisk, gdzie chowają się przed upałami.
Kurt kucnął przy psie i rudowłosym towarzyszu. Wyciągnął rękę ku Terminatora, a ten w odpowiedzi polizał otwartą dłoń Legionisty. Dokładnie wylizał piach spomiędzy palców chłopaka, jakby te drobinki były pysznym kremem waniliowym.
— Chłopcy? — Edel wstała. — To jak z powrotem?
Dorian i Kurt nawet nie zwrócili uwagi na pytanie. Szeptali ze sobą, jakby właśnie planowali śmierć centurionki.
— Zaraz będzie noc… — mruknęła cicho, nie wiadomo czy bardziej do siebie, czy do nich.
Dorian odezwał się pierwszy. Przełamując chwilową barierę, którą stworzyli już z Kurtem wcześniej:
— Terminator może przenieść tylko dwie osoby — powiedział z pełną powagą. Tylko Kurt wiedział, że kłamał. — Dlatego uznałem, że wrócę z Kurtem, a ty zadzwonisz po Vergila tak, jak chciałaś.
Edel parsknęła słabym śmiechem. Cienie pod oczami stały się jeszcze wyraźniejsze, a usta miała tak spierzchnięte, że strach było myśleć, co stanie się z nimi za kolejną godzinę.
— Przecież przeniósł naszą trójkę.
— No, i na tym się skończyło. — Odwrócił się i zaczął z Kurtem o czymś szeptać, ignorując dziewczynę, która stała jakieś dwa metry od nich. — No co? — burknął, czując na swoich plecach zniecierpliwiony wzrok. — Przecież chciałaś zadzwonić do Vergila.
— Tak, ale… powiedzieliście, że jeśli pies się obudzi, to będziemy mogli wrócić do obozu.
Tak było. Właśnie tak było. Ale to tylko kolejna zagrywa nieznośnej pary półbogów, którzy w pierwszej kolejności myśleli o czubu własnego nosa, by potem dopiero przejąć się kimś innym; a Edel, która zadzwoniła do Vergila podpadła im tak bardzo, że spadła na sam koniec ich listy „ludzie, o których warto myśleć".
— Daj spokój, przecież znasz drogę powrotną — rzucił zgryźliwie Kurt. — Jesteś Centurionką.
— No właśnie. Centurioni powinni takie rzeczy umieć.
Terminator podniósł się ociężale, wytrzepał z nadmiaru piachu, na którym leżał i zamerdał ogonem na widok swojego właściciela. Widok Kurta też go ucieszył, ale chłopakowi dalej pozostał niesmak po tym, jak dokładnie oblizał mu dłoń.
— Chłopcy…
— My się będziemy zbierać. — Dorian poklepał psa po głowie i odszedł kilka metrów od Edel. Kurt zaraz go dogonił. — W sumie… co my chcemy z nią zrobić? — zapytał brata, kiedy stwierdził, że znajdują się w odpowiedniej odległości od dziewczyny i nie ma nawet najmniejszej szansy, by ich podsłuchała.
zabijamy edel
────
[1054 słowa: Dorian otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz