ZIMA
— Nie sądzisz, że jeśli mnie zabijesz, to nie będzie kto miał zdjąć z ciebie klątwy?
Właściwie to Cherry sama nie do końca wiedziała, jak to działa. Większość mocy półbogów była tylko okresowa: oznaczało to, że same schodziły z nieszczęśnika po pewnym czasie. Cherry jeszcze nigdy nie podtrzymywała rymowanej klątwy na kimś tak długo. Moc była raczej bezużyteczna na potwory, a wśród ludzi… cóż, Cherry nie uważała się do tej pory za osobę specjalnie złośliwą, toteż nigdy wcześniej nie korzystała z tej mocy dłużej niż na pięć minut. Vex było po prostu wrednym gówniarzem, które musiało zrozumieć, że nic nie dzieje się bez konsekwencji. W sensie, naprawdę, czy kiedykolwiek jakieś dziecko Apolla użyło rymowanej klątwy całkowicie poważnie, wykorzystując ją jako broń przeciwko komuś, a nie głupi żart i śmieszna umiejętność, podobna raczej do zwijania języka w rurkę niż do strzelania ogniem z palców?
Nie miała bladego pojęcia, czy jest jedyną osobą, która mogłaby odczarować Vex, bo równie dobrze mogłoby to być pewnie i inne dziecko Apollina, ale jeśli to pomogłoby jej w przekonaniu legioniszcza do magicznej zmiany w sercu na krainę dobroci i jednorożców, to równie dobrze mogłaby ciągnąć tę bujdę.
A Vex wydawało się przerażone.
To był moment, kiedy na zaplecze weszła zmartwiona krzykami Elianne. Uchyliła drzwi, wyściubiła blond czuprynę przez framugę i przez krótki moment wodziła wzrokiem, od Cherry po Vex, od Vex po Cherry, dopóki nie zrozumiała, że Cherry w sumie nie zagraża żaden opętany pacjent, a Vex wygląda, jakby zaraz miało położyć się na podłodze i zacząć krzyczeć.
— Wszystko w porządku? — zapytała ich dwójkę.
— Cherry to sadystka, sadyzm wręcz z niej tryska!
Cherry złapała się pod biodro i omiotła legioniszcze wzrokiem.
— Oj, Vex chyba nie czuje się za dobrze — rzuciła arogancko. — Elianne, poszukasz leku nasennego? Może być jako zastrzyk.
Elianne opuściła pokój szybciej, niż Cherry się spodziewała, uznając, że są to tylko i wyłącznie sprawy między wyrodną matką a zbuntowanym dzieckiem i nie chce znowu znaleźć się pomiędzy nimi.
Vex prawie rzuciło się na kolana. Prawie.
— Mów, co za uleczenie mnie chcesz, a zjem nawet jedną wesz — jęknęło.
Cherry nonszalancko, udając kompletnie nie zainteresowaną, sięgnęła do najbardziej wciśniętych w kąt zaplecza pudeł i wyjęła z nich schowaną wcześniej dokładnie parę słuchawek. Pomachała je Vex przed oczami.
— To twoje?
Na chwilę przez twarz Vex przebiegł wyraźny wyraz złości. Już, już, otworzyło usta, żeby odpowiedzieć ripostą albo krzykiem pterodaktyla, ale zaraz ugryzło się w język i poddało.
— Jest to moja własność, żeby była jasność.
Cherry wcisnęła jenu słuchawki do ręki.
— To teraz grzecznie wrócisz do baraku Czwórki, znajdziesz całą swoją elektronikę i oddasz ją panu pretorowi osobiście, dobrze?
Vergil uznałby, że była trochę zbyt okrutna, pomyślała.
Vex zacisnęło palce na słuchawkach ze złością i spiorunowało Cherry wzrokiem.
— Nie, żebym cię obrażało, ale chyba jednak cię trochę posrało — warknęło.
Cherry założyła ramiona na piersiach.
— To może sama mu powiem, hm? Ciekawe, czy będzie bardziej łaskawy, jeśli to ktoś na ciebie naskarży, a nie samo winowajcze przyjdzie okazać skruchę?
Nie, żeby Cherry faktycznie miała zamiar naskarżyć. Tak jak już wcześniej coś sobie uświadomiliśmy: Cherry Amoret nie była konfidentką. Może i sama nie była pewna, co mogłaby jeszcze zrobić, gdyby Vex ostatecznie nie odpuściło, ale kolejna herbatka na sraczkę byłaby sto razy bardziej honorowa, niż skarga do Vergila.
— A żebyś tak sraczki dostała i mrówką się stała.
Cherry prychnęła.
— Podsuwasz mi pomysły. Ciekawe, jak wyglądałaby rymowana klątwa i sraczka równocześnie? Przekonamy się?
Trzy sekundy dzieliły Vex i Cherry od tego, żeby jedno zaczęło dusić drugie kabelkiem od słuchawek (to, które z nich by dusiło, a które było duszone, zostawiam dla własnej interpretacji). Vex przez chwilę myślało nad czymś bardzo intensywnie ze zmarszczonymi brwiami (nad zabójstwem, prawdopodobnie), po czym prychnęło i pokazało jej środkowy palec.
— OKEJ. KUP SE KLEJ — warknęło ze złością. — Jesteś okropną manipulatorką, nie mogłabyś być moją współlokatorką. Nienawidzę cię tak, że zaraz zacznę mówić wspak. To jest bez sensu, schowałom dumę do kredensu. Wiesz, że to jest bez sensu, dopuściłaś do tego precedensu. Ale okej, zagram w hokej.
Dopiero teraz Cherry naprawdę zrobiło się Vex żal.
— To… to zabrzmiało okrutnie poważnie. Nawet z tymi rymami.
Tak jak matka przyłapująca dziecko na nielegalnym spożyciu e-papierosów, Cherry stała z założonymi rękami nad łóżkiem Vex i śledziła je wzrokiem, kiedy wyciągało cały swój dobytek spod łóżka. Nie obyło się bez totalnie zbędnego trzaskania każdym wyciąganym przedmiotem, maksymalnie zmarszczonych brwi, grymasu i unikania wzroku Cherry za wszelką cenę, jakby jeden ich kontakt wzrokowy miałby być elementem zapalnym dla tego, żeby Vex rzuciło w centurionkę starą skarpetką. Zamiast tego musiało wyciągać spod łóżka wszystkie rzeczy po kolei, bo Cherry nie zaufała zdaniu: „nie mam już nic pod łóżkiem poza małym okruszkiem”.
„Mały okruszek”, jak się okazało, nie był oczywiście jedyną rzeczą pod łóżkiem Vex. Fioletowowłose wyrzucało po kolei brudne pranie, sznurówki do glanów (z jakiegoś niezrozumiałego dla Cherry powodu miało ich cholernie dużo), zagubiony plakat Rihanny (Vex spanikowało i podarło go na oczach Cherry, mamrocząc coś o podrzuceniu i odrzuceniu, a sama Cherry nie wiedziała, co z tych słów było rymem a co intencjami Vex), zapasowe strzały (Cherry miała nadzieję, że to zapasy do Gastrafetes, a nie do niecnych planów), znalazł się też laptop ze zniszczoną matrycą (dołączający do słuchawek) i nóż kuchenny (przecinek), który skonfiskowała już sama centurionka (Vex nawet się nie tłumaczyło, już nie miało siły na zrymowanie słowa nóż ze zbóż).
Potem Cherry kulturalnie odprowadziła Vex po samo pretorium, świergocząco witając się ze strażnikami, którzy na widok rozjebanego doszczętnie laptopa, zaplątanych słuchawek i piorunująceno wszystkich wzrokiem dziecka Marsa, kulturalnie usunęli im się z przejścia.
Kiedy tak stali przed drzwiami, Vex spojrzało na Cherry, jakby czegoś oczekując.
— Zdejmę klątwę dopiero, jak stamtąd wrócisz — podpowiedziała Cherry.
Vex zbladło, potem poczerwieniało, potem znowu zbladło.
— Chyba cię pogrzało, chcesz, żebym… żebym wiórkiem się stało?! — syknęło. — Potrzebuję więc chociaż tłumacza, inaczej mnie to uwłacza!
— To nie moje słuchawki — powiedziała stanowczo. — Ale też trochę żałuję, w końcu nie będę mogła usłyszeć, jak próbujesz mu to wytłumaczyć w rymach — prychnęła. — Dasz radę, Vex. Nie zabije cię. Gdyby cię zabił, musiałby potem tłumaczyć się przede mną, dlaczego zabił mojego legionistę. — Pchnęła drzwi przed rozjuszonym legioniszczem. — Wiem, o czym myślisz i nie, ty też nie możesz zabić jego, bo cię wtedy w ogóle nie odczaruję. Baw się dobrze.
────
[1028 słów: Cherry otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz