sobota, 15 marca 2025

Od Doriana CD Edel i Kurta — „Serve The Servants”

Poprzednie opowiadanie

Może nie był gotowy na to, że nowym centurionem zostanie akurat ona. Może był też zwyczajnie zazdrosny, bo ponownie nie został wybrany na ważne stanowisko. Może wciąż uważał, że jest zbyt słaby, by pełnić funkcję inną, niż zwykłego legionisty.
Stojący tuż obok niego Terminator zawarczał, pewnie wyczuwając napięcie. Ten pies wiedział wszystko, czytał Doriana jak otwartą książkę i zawsze odwzorowywał emocje chłopaka z idealną precyzją oraz dokładnością. Przeciągłe warknięcie miało odstraszyć potencjalnego napastnika, powiadomić go, by lepiej się nie zbliżał.
— Nie, nic z tych rzeczy — powiedział, uśmiechając się krzywo, by chociaż w minimalnym stopniu ukryć swoje prawdziwe uczucia. Zazdrość rozdzierała pierś półboga. — Masz pewnie swoje obowiązki.
Podrapał się po głowie, po czym odwrócił na pięcie, dając tym samym znak Kurtowi, by jak najszybciej wrócili na swoje miejsce. Ich miejscem był pewien wydeptany mały placyk, na którym ćwiczyli we dwójkę. Tylko we dwójkę. Nie wpuszczali tutaj nikogo, chociaż wątpliwe, by inny legionista zdołał się tutaj zakraść przez pilnującego Terminatora. Wielki, czarny mastif odstraszał ludzi, nawet kiedy leżał i się nie ruszał.
Dorian wciąż czuł na swoich plecach wzrok Edel. Nowej centurionki, kogoś, kto wyrwał mu i Kurtowi ważne stanowisko. Ich dwójka codziennie ćwiczyła, wywijała bronią tak, jak robią to profesjonaliści, a wciąż nie zostali wywołani z tłumu. Traktowani raczej jak powietrze, bądź jak straszne rodzeństwo, które nienawidzi ludzi i wszystkiego, co się samodzielnie porusza.
— Nie podoba mi się to — powiedział do Kurta, kiedy dotarli na ich święte miejsce treningowe. — Coś jest z nią nie tak.
— Mhm — mruknął tylko, głaszcząc Terminatora za uchem. Duży pies specjalnie się położył, by półbóg mógł bez problemu go dosięgnąć.
— Co z tym robimy? — zapytał, przechadzając się dookoła placu. Cały czas nasłuchiwał, czy wspomniana wcześniej centurionka za nimi nie poszła. Dorian zdecydowanie nie był zbyt ufny, właściwie, to oprócz bycia zazdrośnikiem, był też samotnikiem, niedopuszczającym do siebie nikogo, chyba że chodzi o Kurta.
Kopnął pierwszy lepszy kamień, który napatoczył się mu pod nogą i wrócił do Kurta, stojącego wciąż tam, gdzie chwilę wcześniej.
— Jak mamy być lepsi, kiedy nową centaurionką jest córka Arcus? — warknął, pozwalając sobie na irytację. Przez ten cały czas dusił w sobie negatywne emocje, by nie denerwować przy okazji Terminatora. — Czemu ona? Kto ją wybierał?
Kurt nie odpowiadał, tak samo poirytowany, co jego brat krążył dookoła placu, rozmyślając o wszystkich za i przeciw. Pozbyć się Edel? Przejąć stanowisko? Zniszczyć pierwszą kohortę?
— Może to pomyłka, co? — mruczał dalej Dorian. — Naślę na nią psa.
Kurt się zatrzymał. Spojrzał na brata tak, jakby ten wpadł na genialny pomysł uratowania biednych, zagłodzonych dzieci na całym świecie.
— Właśnie! Terminator!
Pies podniósł głowę, usłyszawszy swoje imię. Przyglądał się dyskutującej dwójce z wyraźnym zainteresowaniem. Długa strużka śliny skapywała na piaszczyste podłożę, przez co tworzyło się coś na wzór błota. Oślinionego błota.
— Myślisz, że zrezygnowałaby z funkcji, gdybym postraszył ja psem? — Potarł dłoń o dłoń, patrząc na Kurta (a raczej próbując patrzeć w stronę brata). — Musimy mieć plan, Kurt. Najlepiej byłoby zacząć jeszcze dzisiaj.
— Poczekaj. — Kurt położył dłoń na ramieniu półboga. — Jesteś zbyt niecierpliwy.
— Kto to mówi — bąknął, urażony komentarzem ze strony brata. — Nie ma czasu na zastanowienia. Trzeba działać.
Kurt przewrócił oczami, bo nawet jak chciał pozbyć się denerwującej Edel, to nie mógł działać pochopnie; a Dorian najchętniej wszcząłby rewolucję obozową już teraz, w tej chwili.
— Jeśli ma się nam to udać…
— To potrzebujemy planu, tak, wiem. — Machnął ręką. — To jaki mamy plan?
— Terminator mógłby zacząć ją prześladować.
Dorian wyciągnął otwartą dłoń w stronę psa. Chciał pogłaskać zwierzaka, ale ten momentalnie oślinił mu całą rękę.
— No… — Strzepnął wielkiego, oślinionego, gluta na ziemię. Obrzydzenie wymalowało się na twarzy rudowłosego. — Mógłby ją oślinić, czy coś… — mruczał, trzymając spiętą rękę w powietrzu, bo nie miał jej o co wytrzeć; a już za żadne skarby nie ubrudzi sobie czystych ubrań.
— Nie, posłuchaj mnie, Dorian. — Kurt złapał brata za skrawek koszulki i pociągnął na bok. Dorian nic nie widział, ale ufał półbogowi, że właśnie znaleźli się w miejscu, w którym nich nie podsłucha ich rozmowy. — Wystarczy, że Terminator zacznie za nią chodzić. Wszędzie. Nie musi być agresywny, bo jest już… no, wiesz…
— Duży?
— Dokładnie. — Potaknął, uśmiechając się jak skończony wariat. — Jest duży, nie, on jest ogromny. To wystarczy, by ją wystraszyć.
Dorian zaśmiał się cicho, bo wyobrażenie grzecznego Terminatora, który chodzi krok w krok za Edel, był na tyle śmieszny, że nie mógł zachować powagi.
— Ej, ale myślałeś o tym, że mogłoby jej to nie wystraszyć? — Uśmiech zszedł z twarzy chłopaka. Patrzył teraz na Kurta z konsternacją i wątpliwością, czy ten plan ma prawo się udać.
— A widziałeś kogoś, kto nie bał się Terminatora?
— Ciebie?
— Nie mówię o sobie, debilu — prychnął. — Terminatora boi się każdy. Nieważne, jak duże ktoś ma doświadczenie i nieważne, jaką funkcję pełni. Ty go nie widzisz, ale ten pies to… naprawdę potężne bydle.
Dorian w pierwszej kolejności miał się obrazić za wytknięcie mu faktu, że jest niewidomy, ale szybko o tym zapomniał na rzecz wspominki o krwiożerczym i wielkim psie. Terminatora może nie widział, ale wyczuwał wibrację, kiedy zwierzę stawiało kroki bądź warczało. Czuł też ogromne łapy, kiedy ten chciał wgramolić się swojemu właścicielowi na kolana.
— Jeśli to nie wypali, to przysięgam, że zamorduję cię własnymi rękoma.
Groźba nie była tylko pustymi słowami. Dorian zdecydowanie mógłby próbować zabić Kurta, gdyby ich plan nie wyszedł. Mógłby wyciągnąć broń, przystawić ostrze srebrnego miecza do szyi brata i prosić, by przeprosił. Był w końcu synem Invidii; a dzieci bogini nie są pierwsze do wybaczania.
Kurt uniósł delikatnie kącik ust, patrząc na zmarszczone w ostrzegawczym geście, rude brwi brata.
— Nie musisz się o to martwić.
— Nie płacz, kiedy będę musiał cię zasztyletować — bąknął i ścisnął ramię Kurta. Tą ręką, którą przed chwilą obślinił mu Terminator. — O… — Wycofał się, czując, że zostawił właśnie na koszulce Kurta duży, mokry ślad.

Kurt, bracie? 
─── 
 [942 słowa: Dorian otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz