czwartek, 31 lipca 2025

Od Oriany CD Kai — ,,My kink is karma"

Poprzednie opowiadanie

Spojrzenie Kai spotkało się z bardzo wyrazistym skrzywieniem współpracownicy — na tyle, że zapewne mogła poczuć, jak nieoczekiwane wzdrygnięcie promieniuje do wszystkich struktur jej mięśni.
— Poradzę sobie.
Z tymi słowami złapała za pudło i szybkim, gwałtownym ruchem je uniosła. Płuca zareagowały przesadnym, głośnym odetchnięciem i chwilowym bezdechem z powodu ciężaru. Oriana nie zerknęła nawet na Kayę, ruszając naprzód, a gdy się wymineły, trąciła kobietę ramieniem. Na tyle mocno i precyzyjnie, że musiało być to celowe. Dopiero wtedy drzwi od biura, do którego poszła kierowniczka, zatrzasnęły się z hukiem, który rozniósł się po całym zapleczu.

 
Kaya czekała na nią przy barze, z poczuciem niezdzierżonej niezręczności, obserwując, jak inni pracownicy sprzątają po sobie i chodzą w tę i wewtę, chcąc jak najszybciej pójść do domów. Też chciała iść jak najszybciej do domu, ale musiała czekać na kogoś, komu wcale nie było prędko do właściwie niczego i zaczynało to budzić w białowłosej nie zirytowanie, a niecierpliwość na myśl o Orianie, która nie pchała się właściwie do niczego, jakby niczym się kompletnie nie stresowała, a jej doba miała czterdzieści osiem godzin, dzięki czemu mogła mieć wszystko, kolokwialnie mówiąc, głęboko w dupie.
Oriana, nareszcie pojawiając się przy kobiecie, jak zwykle potraktowała ją manierą godną awangardowej nastolatki, której nie chce się żyć. Pokazała, jak wydrukować raport z całego dnia, co ma posprzątać po sobie na koniec zmiany i, co oczywiście najważniejsze, że to niebieski płyn jest do szyb, a nie żółty, żeby na następny dzień nikt się nie przyczepiał, że ,,szyby mają smugi”. Obserwowała, nie kiwając nawet palcem ani nie odzywając się ani słowem, jak sobie radzi i stwierdziła, że nawet nie ma po niej, o dziwo, czego poprawiać.
Po zgaszeniu połowy świateł restauracja wyglądała mroczniej, mimo ilości żywej zieleni, którą emanowały rośliny czy przyozdobionym przez kolorowe obrazy ścian.
— Dobrze ci idzie, jak na pierwszą pracę.
Kobieta spojrzała na nią takim wzrokiem, jakby była zaskoczona, że ta odezwała się pierwsza. Jednak już po chwili szeroko się uśmiechnęła, tak cholernie niewinnie — z dozą nastoletniej, a nawet dziecięcej radości wynikającej z nieznaczącej pochwały — że Oriana tego pożałowała.
— Dzięki.
Kaya musiała podciągnąć rękawy swej koszuli, czując duchotę przez wyłączoną już klimatyzacje, przy czym Oriana kątem oka omiotła, niezbyt dyskretnie, jej szczupłą, wysoką sylwetkę — szybko odwróciła wzrok, gdy dotarła do bladych przedramion., mimowolnie zauważając, jak kontrastują z jej lekką opalenizną.
— Kto ci powiedział?
Pytanie spotkało się ze zdziwionym wzrokiem białowłosej.
— Nie podciągnęłaś do końca rękawów.
Jeszcze chwilę była zmieszana, aż nie przeniosła spojrzenia na swoje przedramię. Ugryzła się we wnętrze policzków, uśmiechając się z zakłopotaniem.
— Pytałam, kto ci powiedział. Nie jesteś pierwszą osobą, która z obozu trafiła tutaj — odparła.
— Nikt szczególny. Przypadkiem o tym usłyszałam.
— O?
— Że tu są inni. I że… no wiesz, jest bezpieczniej, że będę mieć jakąś ochronę.
Wypalony tatuaż w tym miejscu widziała już wystarczająco wiele razy, żeby go rozpoznać nawet po małym fragmencie, który wystawał spod rękawa Kai. Widziała go u Edgara cały czas, przypominając sobie, jak powiedział, że w ich obozie zostałaby spalona za bycie córką Ateny, myśląc o tym, ile półbogów już poznała z Jupitera, choć raczej powinno ich być więcej z jej obozu. Widziała je tyle razy, poznając dzieci różnych bogów w tak łatwy sposób, przez jedno tylko spojrzenie, mogąc wydedukować w ten sposób cały (albo chociaż jakąś część) ich charakter, charakterystyczne cechy i zdolności. Z tego powodu mogła już (o ile prezycyjnie zobaczyła symbol, przedstawiamy przez tatuaż) wyrobić sobie jeszcze bardziej adekwatną ocenę o Kai.
— Ta, prawda — rzuciła krótko.
— Ile tu pracujesz?
— Długo. Za długo. Tak, było tu już wielu.
— Dużo ich już tu nie pracuje?
— To restauracja. Nikt tu nie chce pracować.
— Jest aż tak źle?
Oriana zauważyła, że próbuje ciągnąć dalej rozmowę. Wolała rozmowy o pogodzie niż głębokie, emocjonalne dyskusje, dlatego jeszcze nie urwała Kai w połowie wypowiedzianego zdania.
— Zawsze mogło być gorzej. Mogłoby być też lepiej — mruknęła pod nosem cicho. — Lepiej się przygotuj, że ta praca wymęczy cię fizycznie i psychicznie. Psychicznie bardziej.
Kaya uśmiechnęła się tylko na te słowa.
— Klucze zazwyczaj zabiera osoba, która ma też na rano zmianę, więc padło na ciebie — odparła. — Jutro też będę tu z tobą.
Poszła do szatni, a białowłosa, jak dopiero co raczkujący szczeniaczek, natychmiast popędziła za nią. Z Kayą za swoimi plecami, nie uraczając jej ani zerknięciem kątem oka. Wyglądała na taką, co by specjalnie czekała, aby z nią wyjść i może jeszcze by ją odprowadziła do metra, pytając się Oriany, w którą stronę idzie, a jakby miały iść w tą samą stronę, to zaproponowałaby, żeby ,,przeszły się na spacerek”, a może nawet by powiedziała przy tym, że ,,pogawędzą sobie i coś się o sobie dowiedzą” i na samą tę myśl zażenowała się tak mocno, że poczuła ukłucie i przebrała się dziesięć razy szybciej, niż zazwyczaj to robiła, do tego stopnia, że rzuciła pracowniczą koszulę gdzieś w bok i zapomniała, aby ją zabrać (co sprawi, że następnego dnia będzie musiała iść po nową koszulę, bo tej już nigdy nie znajdzie). Poczuła, jak jej plecy zalały się potem, gdy szybko otworzyła drzwi od szatni i ruszyła do wyjścia. Wyszła z restauracji, której wielki, neonowy napis ,,Kennkitchen” na zmianę świecił się i gasił, nawet w nocy, i już wiele razy przeżył usterki, przez co teraz jeden z napisów — drugie ,,k” się nie zapalał.

 
Gdy już sprawdzała, kiedy pojawi się upragniony, wieczorny środek transportu, ktoś zaszedł ją od tyłu, o czym zorientowała się dopiero, gdy owa osoba stanęła obok. Bez wzruszenia odwróciła do niej głowę, uraczając ją brakiem uśmiechu i zmęczonym wzrokiem, na które Kaya odpowiedziała pełnym uśmiechem i żywym spojrzeniem.
Orianę opuściła jakakolwiek życiowa siła, o ile w ogóle jakąkolwiek w sobie miała.
— W którą stronę idziesz?
No tak.

Kaya?
 ──── 
[926 słów: Oriana otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz