niedziela, 26 października 2025

Od Lucasa — „ABC bycia młodym ojcem” cz. 2

Lucas jeszcze spał. Odsypiał poprzednią noc. Udało mu się zdać kolosa, choć jakim kosztem. Obudził go dzwonek telefonu. Gdyby nie on, spałby jeszcze dłużej, mimo iż była 10.
— Halo?
— Prosimy przyjechać…
Po usłyszeniu gdzie ma się udać, wstał z łóżka w pośpiechu. Pobiegł do łazienki, nawet nie upewniając się czy ktoś tam jest (nikogo nie było). Nie cackał się z skin care, przemył twarz wodą, założył co było pod ręką i wybiegł z akademika.
— Hej, Lucas, gdzie ty tak pędzisz? Wyglądasz jakbyś co najmniej zobaczył ducha!
Próbował go wywinąć, ale na nic.
— Słuchaj. Jesteś bladszy niż zazwyczaj. Powiedz mi o co chodzi. Ja ci pomogę, naprawdę.
— Iriel… kurwa, dostałem wezwanie do szpitala. Tego niedaleko nas — przeklął jeszcze parę razy pod nosem, patrząc w podłogę, a potem ponownie w przyjaciela. — Napisze ci o co chodzi jak będę na miejscu, dobrze?
Bez poczekania na odpowiedź, pobiegł. Nie brał taksówki ani roweru. Szpital naprawdę był niedaleko, z jakieś pięć minut spacerem. Po drodze jedynie było trzeba przebiec przez park, otaczający szpital.
Lucas czuł jak jego całe ciało sie poci, nie wiadomo czy z wysiłku czy nerwów. Na miejscu ustał zdyszany przed ladą, kładąc na niej łokcie.
— Może wody? — spytała sekretarka za biurkiem. — Pan…wygląda nie najlepiej, a… aktualnie wszystkie sale z kroplówkami mamy zajęte.
Podniósł powoli wzrok, zaprzeczając.
— Nie, naprawdę nie trzeba… ja… dostałem wezwanie. Pani mogłaby sprawdzić o co chodzi?
Oddech już pomału wracał do normy, choć serce nie przestawało bić. Zerknął na komputer kobiety zza ladą, która coś sprawdzała.
— Tak, sala numer 301, na 1 piętrze.
Skinął głową, wchodząc do windy. Oparł się o metalową ścianę, patrząc na swoje odbicie w dużym lustrze. Poprawił włosy, przylepione do czoła. Winda wydała cichy dźwięk kiedy był już na miejscu. Wyszedł powoli, rozglądając się za salą.
— Przepraszam, pan potrzebuje pomocy? — jedna z pielęgniarek podeszła do niego, czekając na odpowiedź.
— O..e… — zająknął się. — Tak. Sala 301 to na….
— Lewo — odpowiedziała z uśmiechem i ruszyła dalej.
Odwrócił głowę w tym kierunku i od razu, szybkim i stanowczym krokiem tam się udał. Wszedł do wyznaczonej sali.
— To sala 301? — zapytał, pytając się jednej z położnych.
— Tak, to tutaj. Dowód?
Lucas podszedł bliżej, pokazując dowód.
— Więc… to chyba on - szepnęła do niej druga położna, która podeszła bliżej. — Podobny do tego co opowiadała, nie?
Mężczyźnie zmroziło krew w żyłach.
— Chciałbym wybaczyć, ale… — jego głos się trząsł, próbując złapać powietrze. — O kogo chodzi?
— Cynthia.
Parę razy pomrugał oczami. Cynthia? Nie odzywała się do niego przez te paręnaście miesięcy po tym jak ostatnim razie na imprezie… Ona… była z nim w ciąży? Przecież mógł zaoferować pomoc, kupić mieszkanie, wprowadzić się. Nie miał wystarczająco dużo pieniędzy na małe mieszkanie, ale może, jakby dołożyli budżet to na współlokatorkę by było.
— Cynthia opowiadała o panu. Oznajmiła, że pan ma wziąć dziecko. Na szczęście, szybko się zregenerowała, wystarczyły trzy dni na odpoczynek.
Nie pytał się o to w jakim kierunku poszła. Wątpił, żeby wiedziały. Mają o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż przyglądanie się dokąd zmierza kobieta.
— Dobrze…. dziękuje bardzo. Do widzenia.
Wyszedł z sali, trzymając dziecko na ręku, które położna mu podała. Usiadł na jednym z krzeseł. Drugą ręką, chwycił za telefon.
— Iriel, przyjedź tu proszę. Weź auto. Nie mam siły by wracać na piechotę.


────
[530 słów: Lucas otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz