— Ale ja nie chcę jechać! — krzyczał niemal na całe gardło.
— Nie pyskuj gówniarzu — skwitowała ciotka, siedząca z kamienną miną na kanapie. W rękach trzymała jakąś książkę kryminalną, których była fanką. Od momentu wejścia do domu Setha i przekazywania informacji, że ma się pakować, bo wyjeżdża, ani razu nie podniosła wzrok znad stronic. — Przypomnę Ci tylko, że to była wola twojego ojca. Powinieneś się cieszyć, że nie posłałam Cię na obóz całorocznie już wcześniej — dodała sugestywnie.
— Ależ jestem cioci wdzięczny… — prychnął, przewracając oczami.
— Mam nadzieję — odparła, jakby nie wyczuwając żadnej ironii w wypowiedzi bratanka, którego wzięła pod swój dach, kiedy to jego ojciec zmarł. — A teraz idź do siebie i spakuj najważniejsze rzeczy.
— Co z River? — spytał, jakoby godząc się z obecnym stanem rzeczy. Isabella Mitchell słynęła ze swojej nieugiętości, także to zawsze ona wygrywała wszelkie kłótnie z nastolatkiem.
— Jedzie z Tobą, tak jak zawsze. To Twój pies, a raczej ogar, ja za to zwierzę nie biorę odpowiedzialności — mruknęła, wracając do śledzenia tekstu lektury. Młody Fox jedynie ciężko westchnął, zastanawiając się, czemu ciotka mu to robi. Przecież był grzeczny… no w miarę, jednak to nie jego wina, że Misty go omamiła i wciągnęła w takie, a nie inne bagno. Gdyby wiedział, jak skończy przez tę znajomość to od razu, by ją spławił. Ale nie, zachciało się mieć romansu, to teraz za to płać.
W końcu ruszył z dotychczasowego miejsca w salonie, by skierować się korytarzem do swojego pokoju. W tych czterech ścianach przebywała River, która jako jedyna go chyba rozumiała. Opadając ciężko na łóżku, ta już po chwili znalazła się koło niego, jakoby próbując pocieszyć Setha, który jedynie położył dłoń na jej głowie. W takich momentach pozwalał odpłynąć gdzieś myślami, tylko po to, by nie analizować obecnego stanu rzeczy. Naprawdę nie chciał jechać znowu na Obóz Herosów, nie było mu to potrzebne — jeszcze uznają go za jakiegoś dziwaka, tak jak to zrobiła większość ludzi w szkole. A nie, to już dawno nastąpiło. Wystarczyło, że po śmierci Lonana każdy patrzył się na niego krzywo, jakby to była jego wina, że chłopak zginął. Niby tam każdy był potomkiem jakiegoś greckiego boga, lecz jego matka była mniej znaną boginią niż taki Zeus czy chociażby Hekate. Eris, bogini niezgody, chaosu i kłótni, to właśnie ona była boską rodzicielką, którą miał okazję poznać w wieku czternastu lat, kiedy to został przez nią uznany — cokolwiek to znaczyło. Mimo posiadania boskich korzeni to nadal mało co wiedział o tym wszystkim, nie mając długo świadomości, że posiada umiejętności odziedziczone po Eris. Był głównie samoukiem w tym temacie, samemu doskonaląc swe zdolności, nawet kiedy był na obozie. Inni herosi robili to od najmłodszych lat przez cały rok, jednak on nie czuł, aby należał do tego świata.
Nawet nie zauważył, gdy jego umysł zmorzył głęboki sen, z którego brutalnie został wyrwany następnego dnia z samego rana. Wtedy właśnie Isabella poinformowała go, że to dzisiaj wyjeżdża, a nawet nie spakował ani jednej rzeczy, co zdenerwowało kobietę. Seth jednak się tym nie przejął, w końcu skoro opuszcza dom ciotki, to nie będzie się już musiał martwić jej humorkami, którymi lubiła dawać się we znaki. Ledwo słońce świtało za oknem, a on już musiał wstawać, jakby miało się zaraz wszystko palić i zostało mu jedynie pięć minut, by uratować cały dorobek kobiety.
[538 słów: Seth otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz