Miał dziś chujowy dzień. Nie, żeby stało się coś okropnego, ale wszystko go wkurwiało. A to wszystko zaczęło się od bycia wybudzonym ze snu przez muchę. Niesamowicie grubą i głośną muchę, która upodobała sobie twarz Centuriona. Dopiero po tym, jak użył na sobie różanego odświeżacza powietrza, nareszcie mucha się odczepiła i poleciała ignorować kogoś innego. Ochrzcił ją Andrzej.
Oczywiście, że to nie było wszystko. W kawiarni Bombilo skończył się cukier do kawy. A kawa, która nie smakuje bardziej cukrem i mlekiem niż kawą, to nie kawa. Był zmuszony pić gorzką mieszankę parzonej kawy z mlekiem. Niby nie była to wielka tragedia, ale mucha już go zdenerwowała.
Na tym się nie skończyło, bo podczas treningu na Polu Marsowym jakiś in probatio zapomniał panować nad sobą (i chyba zapomniał, że to trening, a nie wojna), bo ,,przypadkowo” rozwalił kilka pechowych manekinów, na koniec się wywalając i zdrapując sobie kawałek skóry z ramienia. Nic poważnego, każdy przeżył coś takiego, tylko że na kolanie, a nie ramieniu. Mimo tego coś powiedziało dzieciakowi, że to pora na dramatyzowanie. In probatio zaczął się zachowywać, jakby co najmniej Minotaur odgryzł mu całą rękę. Niby zdezynfekowali mu tę ranę i dokładnie owinęli bandażami, ale dalej się upierał, że mógł przecież stracić rękę i takie ćwiczenia są bardzo niebezpieczne. Tylko po to, aby następnie chodzić za Rodionem i gadać o tym, żeby poprosił Senat o dodatkowe środki bezpieczeństwa. Powiedział dzieciakowi, aby przyniósł mu kawałek papirusu i orle pióro, aby mógł złożyć formalny wniosek. Nie wiedział ile czasu ma, żeby się ulotnić, więc zrobił to jak najszybciej.
Aby rozluźnić się po byciu zaatakowanym przez robala i męczonym niemal cały dzień, postanowił odwiedzić łąkę, gdzie lubił zajmować się dzikimi roślinami. Do tego, miało to służyć jako miejsce do ukrycia się przed in probatio. Tym największym roślinom starał się nadawać imiona, głównie takie, które dzieliłyby z historycznymi postaciami.
Rozmawiał z roślinami (w końcu, to im pomaga w dobrym wzroście), podlewał, pourywał uschłe gałązki… aż nagle nie usłyszał za nim zdecydowanie wkurwionego krzyku. Zszokowany obrócił się w stronę dźwięku, zastanawiając się, jak ma zareagować. Wziął głęboki wdech, łapiąc niezbyt komfortowy kontakt wzrokowy z Legionistą. Szczerze — zbytnio nie rozpoznał kto to, co mogło mówić tylko jedno. Nowo spotkane nie było w Senacie.
– Możesz… nie krzyczeć? To źle wpływa na rośliny, a Pepin Krótki już jest zestresowany – powiedział spokojnie do fioletowowłosego, podnosząc się na obydwie nogi. I zauważając, że jest zdecydowanie wyższy od półboża. Był przyzwyczajony do tego, ale tym razem, spodziewał się trochę wyższego rozmówcy. Znaczy się, przynajmniej tak wyglądało, kiedy Rodion jeszcze kucał blisko roślin. – A oprócz tego, pomóc w czymś..? – zapytał, podchodząc nieco bliżej i podając dłoń. – Rodion Fedorov, Centurion trzeciej kohorty, legatariusz Ceres i Wulkana. – Przedstawił się szybko, całą formułką.
Wolał, aby potem pod koniec rozmowy pojawiło się pytanie ,,a tak w ogóle, jak się nazywasz?”, więc i to było najlepszym sposobem na zapobieganie temu. Miał szczerą nadzieję, że nie dostanie odpowiedzi w postaci ciszy.
Vex?
◇──◆──◇──◆
[484 słowa: Rodion utrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz