Caroline na co dzień była osobą ekspresywną — emocje dziewczyny były wymalowane na jej twarzy, możliwe do odczytania przez każdego zainteresowanego. Zemsta jednak była czymś zgoła innym niż pierwsza emocja. Za jej pomocą dziewczyna potrafiła gromadzić i pielęgnować gniew trzymany w środku. Nonszalancko machnie ręką, odwróci się i odejdzie; a potem wróci, żeby nauczyć nieszczęśnika, z kim nie powinien był zadzierać. Zemsta była według niej czymś szlachetnym, czego trzeba dokonać.
Wróciła do swojego domku, zignorowała parskające śmiechem rodzeństwo i czym prędzej poszła doprowadzić się do porządku. Musiała przede wszystkim wziąć prysznic i zmienić ubranie. Spodnie prawdopodobnie musiała wyrzucić, bo plamy z trawy na kolanach wyglądały na ciężkie do zmycia. Westchnęła, zwijając je w kulkę dosyć gniewnym ruchem. To były jedne z jej ulubionych. Dopisała w głowie kolejny punkt do listy pod tytułem ,,Dlaczego Ezra dostanie srogi wpierdol”. Zezłościła ją sama myśl o dziecku Tanatosa. Wcześniej Ezra było dla niej jedynie osobą, z której mogła się raz na jakiś czas pośmiać. Teraz żądała jejgo krwi.
Po prysznicu znów była czysta i pachnąca. Czarne fale miękko opadały jej na plecy, już kręcąc się na końcach. Posmarowała twarz kremem i z niesmakiem spojrzała na swoje paznokcie. Dwa się złamały, a reszta była zabrudzona i zielonkawa. Sam prysznic nie wystarczył, żeby pozbyć się śladów upadku. Nawet bycie dzieckiem Aresa nie mogło pozbawić ją resztek poczucia estetyki.
Zanim się obejrzała, nadszedł czas na kolację. Ironizując pogodny uśmiech, razem z resztą rodzeństwa pojawiła się w pawilonie. Zrzuciła część jedzenie ze swojego talerza do ogniska i poprosiła w duchu, żeby ojciec pobłogosławił ją mocną ręką. Potem zasiadła przy stole i pochłonęła swoją porcję. Czasami ze śmiechem wbiła łokieć w bok swojego brata, innym razem uchyliła się przed lecącym ponad jej głową ziemniakiem. Kątem oka jednak wciąż spoglądała na Ezrę, siedzącego przy stole nieopodal.
Wydawać się mogło, że miała kompletnie w dupie jejgo żywot, ale wciąż obserwowała, co robi. Czas po kolacji zwykle był leniwy; obozowicze albo rozchodzili się do swoich domków, albo zasiadali przy ognisku. Idealna pora, aby zapędzić kogoś w kawałek ciemnej przestrzeni i rozstrzygnąć spory.
Kiedy większość osób wstawała od stołów, wstała i ona. Widziała, że Ezra zaczął odchodzić gdzieś na pozór spokojnie. Uśmiechnęła się złośliwie. Głupi, trzeba się było trzymać z całą resztą.
— Znowu idziesz dręczyć tego dzieciaka? Nie dość cię już sponiewierał? — Usłyszała, kiedy odłączyła się od grupy.
Zdobyła się jedynie na prychnięcie i przewrócenie oczami.
— Sponiewierane, to będzie ono, jak tu wrócę — warknęła, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Nie musiała iść za Ezrą krok w krok. Wystarczyło, że widziała, w którą stronę poszło. Poza tym wcale jej się nie spieszyło; w obozie przez jakiś czas każdy będzie zajmował się samym sobą i ewentualnie swoimi znajomymi. Zatem oboje mają świetny zapas czasu.
Leniwym i niespiesznym krokiem podeszła pod budynek, w którym znajdowały się prysznice. Oparła się o ścianę po stronie lasu; nie chciała wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Czekała przez jakiś czas. Nie miała zamiaru tam wpaść podczas prysznicu.
Szum wody się urwał, więc odczekała jeszcze kilka minut i bezszelestnie uchyliła drzwi. Wślizgnęła się do środka i równie cicho zamknęła je za sobą. Ezra uderzające głową o ścianę-niecodzienny widok, ale sprawił jej satysfakcję. Bało się. I dobrze, bo dzięki temu będzie miała większe do popisu.
Niespiesznie przeciągnęła się i strzeliła palcami. Widziała, jak jejgo mięśnie sztywnieją, a sam Ezra odwraca się w jej stronę.
— Przepraszam… — powtórzyła po nim ironicznie, układając usta w podkówkę. A potem jej twarz na powrót pałała gniewem. — Przepraszasz, kurwa za co? ,,Nie” co? — warknęła, robiąc krok w jego stronę.
Wcześniej Ezrze udało się ją przestraszyć, ale w tym momencie była napędzana złością. Nie miała zamiaru się cofnąć. Złość dodawała jej zarówno odwagi, jak i sił. Irytowało ją zachowanie Ezry. A tym bardziej to, że udało się jejmu przed nią uciec. Dlatego teraz nie miała zamiaru się wycofać.
— Mogłabym cię zlać. Mogłabym ci wcisnąć ten durny łeb do zlewu i zapewniam cię, że ciężko byłoby się wyrwać. Ale najpierw z chęcią popatrzę, jak się poniżasz. No dawaj, tłumacz się, za co przepraszasz — syknęła.
Czasami mówiła przed sobą, że wcale nie jest okrutna. Może trochę wredna. Dopiero teraz skrzywiła się nieznacznie i uświadomiła sobie, że oszukiwanie samej siebie nie ma sensu.
— Ja sobie poczekam — prychnęła, zaplatając ramiona na piersi.
Weźmie swoją cenę za zniewagę, spodnie i połamane paznokcie.
────
[706 słów: Caroline otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz