TW: temat samobójstwa i śmierci
Kolorowa słomka trzymana między dwoma palcami zamokła w połowie wysokiej szklanki, a rozmrożona, obdarta z intensywnie czerwonego koloru truskawka opadła na dno. Herbata przybrała blado-różowo-brązowego koloru, rozwodnionego jeszcze bardziej przez kostki lodu. W otoczeniu zamglonego umysłu było to jedyne, na czym potrafił się skupić na tyle, by po chwili nie zaczęło mu falować przed oczami. Powiew zerwał się na tyle mocno, że poruszył bez trudu płynem w naczyniu, otulając jego poliki ciepłem.
Odwrócił powoli wzrok. Napił się swojej gorącej, kremowej latte, smakującej jak pieprz i kardamon, co ewidentnie nie komponowało się ze słodką truskawką Havu, gdy mimowolnie wyobraził sobie w swych kubkach smakowych połączenie tonów ich kawy i herbaty.
Zawsze uważał łączenie przeciwnych smaków (czy to gorzki ze słodkim, czy nawet uwielbiany słodko-kwaśny) za absurdalny wymysł, bo on sam nigdy nie rusza czegoś, co jest jednocześnie słone i słodkie, uznając takie mieszaniny za niekompatybilne, podobnie jak niekompatybilne było to, że siedział teraz w uroczej kawiarence z Havu, rozmawiając o koszmarnej śmierci.
— Zabił się. Zabił samego siebie — stwierdził tak, jakby powiedział właśnie o swoim ukochanym zwierzęciu, że ,,zdechło” (a w życiu by tak nie powiedział!).
— I wierzysz w to?
— Tu nie ma znaczenia, czy w coś wierzę. Tak się stało i czy chcę się z tym pogodzić, czy nie, mu- — urwał gwałtownie z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu i przełknął ślinę. — I był wyjątkowo głupi, że to zrobił.
Siedzący naprzeciwko uniósł brew, wpatrując się zachłannie oczami koloru kiwi w twarz Judasa. Wyglądał, jakby coś cisnęło się mu na usta, ale powstrzymuje się za wszelką cenę od powiedzenia tego. Zamieszał słomką po raz już któryś, co tym bardziej rozpraszało go od reszty otoczenia.
— Chyba nie powinieneś tak mówić o kimś, kto był dla ciebie ważny.
Ksiądz skrzywił się, czując gorąc rozchodzący się po nim przez sposób, w jaki Havu ingeruje w jego osobistą sferę — a co gorsza, teraz się nim nie bawił. Widział to po mimice mężczyzny, po swobodnych, właściwie… harmonijnych niemal (a nie przesiąkniętych wzbudzającym jadem, jak zazwyczaj) gestach i głosie. Słowa półboga nie były w żadnym ułamku naśmiewające, wręcz przeciwnie — była w nich pewna empatia, może nie wyjęta żywcem ze słownika, ale tak samo tkliwa, a już samo to, że z nim siedział przy stoliku i jakby nigdy nic popijali wspólnie kawę oraz herbatę, zamiast od niego odejść na jak najdalszy dystans, sprawiało, iż w zamiarach rudowłosego było coś szczerego.
— Możesz… mógłbyś nie wchodzić mi do głowy?
— Nie wchodzę do twojej głowy, tylko wszedłem na teren umarłych.
Judas odpiął dwa górne guziki białej koszuli. Nie wyglądało to elegancko, ale nie musiał już się w ten sposób prezentować. Zdążył spocić się w marynarce, co powodowało, że czuł się brudno, a to tylko potęgowało poczucie otępienia i bycia istnym wrakiem człowieka, istoty zlepionej właściwie z kości, mięśni i skóry, jakkolwiek tandetnie do brzmi — istoty, która nie jest niczym innym od jej fizycznego ciała, nie może nawet sformułować żadnej życiodajnej siły, a przez apatię czuje przebijające się, uciążliwe emocje. Coraz bardziej próbował je blokować i coraz bardziej się w nich zatapiał. Może tak czuje się człowiek, który chce popełnić samobójstwo — w ten sam pusty sposób, pusty jak otchłań bez dna i końca.
Ale on nie chciałby popełnić samobójstwa. Nigdy. Nawet tego nie rozumiał, bo zrozumieć nie potrafił (bądź nie chciał). Śmierć była dla niego czymś prezentującym się wyjątkowo boleśnie (szczególnie duchownie), więc dlaczego ktoś miałby celowo sobie zadawać takie cierpienie? Samobójcze metody wydawały się tym bardziej bolesne i sądził, że trudne, skoro tyle się słyszy o nieudanych próbach. Przychodzili do niego ludzie mówiący, że chcą popełnić (samo użycie sformułowania ,,popełnić” nadawało całej czynności wyrazu przestępstwa, jakby niewidzialnie wpisała się do kodeksu karnego i równoważna była z popełnieniem zabójstwa — w takim razie, nurtowało go, czy zabijanie nie kogoś, a siebie, byłoby zbrodnią czy występkiem?) samobójstwo, bądź że próbowali, opisując mu wszystko ze szczegółami, których wcale nie chciał słyszeć — mówiąc często o płukaniach żołądka, samookaleczeniach czy rzucaniu się pod pojazdy, o pożegnalnych listach, o przedśmiertnych rytuałach, a on nie mógł właściwie powiedzieć nic innego, że życie to dar od Boga, bo tak nauczyli go mówić. Niektórzy uczyli go też, żeby traktować ów czyn jako grzech (do czego już nie był taki pewien), czyjeś zagubienie, żeby błogosławił takie osoby, żeby dawał im pokutę i rozgrzeszenie, ale tak naprawdę robił to bez większej głębi czy współczucia, które powinien odczuwać w takiej sytuacji.
Przypominał sobie o tym wszystkim i zastanawiał się, jak Aiden targnął się na swoje życie.
Decydowanie samemu o takiej kwestii, która powinna dziać się naturalnie, a nie z mocy decyzji — irracjonalnej czy raczej nie — także było dla niego czymś bezsensownym, szczególnie jeśli ktoś nie wierzy w życie pośmiertne. Dlaczego ktoś miałby chcieć umierać?
,,Dlaczego akurat on miałby chcieć umrzeć?” — pomyślał, a jego świat w końcu przestał się tak rozmydlać.
— Co ty przed chwilą powiedziałeś?
— Huh?
— Że widziałeś jego ducha? Rozmawiałeś z nim? I co, wywnioskowałeś, że to ktoś go zabił?
— Mniej więcej.
Judas dalej patrzył na niego w taki głupi sposób, jakby nie dochodziło mu do głowy żadne słowo i dopiero konwertował to, co usłyszał dziesięć minut temu oraz fakt, że uczęszczał w pogrzebie i czyj pogrzeb to był.
— I wiem, kim dla ciebie był — dodał Havu.
— I czemu mam ci wierzyć? — warknął, marszcząc czoło.
— Może jestem synem Plutona.
Mężczyzna przez sekundę ani drgnął, a potem parsknął śmiechem, a z wargami uśmiechnęły się też pochmurno-niebieskie oczy, choć nie czuł się ani odrobinę wesele. Zaśmiał się głośno jeszcze raz, oparł łokcie o stolik i przerzedził ręką sztywne włosy.
— Ty?
— Ja. Mogę przywołać tego ducha w każdym momencie, żebyś mi uwierzył.
— Nie ingeruję w życie pośmiertne. Nikt nie jest dla mnie na tyle ważny, abym to robił. — Ścisnął szklankę, ocieplając swoje odwiecznie zimne palce. — O nic cię nie proszę, więc nie powinieneś… i… ty synem Plutona? — Znowu zarechotał, ale znacznie słabiej. — Przestań być takim idiotą, to oczywiste, że nie uwierzę, że…
Westchnął ciężko, gdy usłyszał, jak plącze się w swoich własnych sformułowaniach. Szczęka mężczyzny zaczęła niekontrolowanie drżeć. Ścisnął zęby, pochylając głowę, wbijając wzrok w stół, jak w obawie, że Havu spostrzeże spięcie na jego twarzy.
— Masz siwego włosa. — Usłyszał. — Pasuje do twojego grobowego nastroju, co nie?
Nawet się nie zdenerwował na ten przykry żart.
— Te wspomnienia były na tyle intensywne, że nie wierzę ci, że tak po prostu nie chcesz w to ingerować.
Słyszenie czegoś takiego powodowało w nim uczucie kompletnej nagości. Havu nie powinien się wtrącać w akurat jego (!) życie, a cholera, słyszenie, że to jego (!) wspomnienia były dla kogoś innego tak samo intensywne, że mógł odczuć to samo, co czuł Judas — jakby tknął go w sposób gorszy (głębszy) niż fizyczny, było najbardziej intymnym doświadczeniem w życiu mężczyzny, powodującym nadmierny wstyd i zgorszenie. I ani trochę mu się to nie podobało.
— Namawiasz mnie do złego. Mówią, że to jest i że wszystko wskazuje na samobójstwo.
— Jesteś cholernie upierdliwy. Wiesz, że wszystko można upozorować?
Judas parsknął, jakby właśnie usłyszał wobec siebie obelgę, krzyżując ręce na piersi. Wiedział, że gdy zacznie wierzyć w ,,stukniętego mordercę” i kogoś, kto ,,zabija księży” wszystko stanie się znacznie bardziej skomplikowane. Jeśli Havu mówi prawdę (a nie wyczuwał od niego kłamstwa) — jeśli rzeczywiście rozmawiał z duchem zmarłego, jeśli jest on synem boga śmierci (pytanie, czy mu w to wierzył, ale odłożył trawienie tej informacji na później), jeśli zdołał poprzestawiać trybiki w mózgu Judasa i wpłynąć na jego myśli, to nie znaczyło już tylko komplikacji, ale cały chaos, ten sam, który był przed stworzeniem świata.
Rany boskie, że też musiał się wtrącać, wytrącając przy tym złudność Judasa, w którą naprawdę wolałby nadal wierzyć, mimo, że — jak każdy oczywiście wie, taki irrealizm i nieszczerość do samego siebie jest durna.
— Nawet gdyby, to nie twój interes.
Havu zmrużył lekko blade powieki i poruszył się na krześle.
— Racja.
Ukłucie, które poczuł na dźwięk szkaradnego tonu, uświadomiło mu jeszcze dogłębniej, że miał rację co do swoich wcześniejszych myśli — wewnętrzna euforia, którą odczuwał ze względu na zainteresowanie jego osobą przez Havu to rzecz bardzo niebezpieczna i złudna, którą musi wyprzeć. Musi wyprzeć i ograniczyć.
— Mh — burknął pod nosem obwiniająco.
Ta dziwna namiastka lekkości w towarzystwie rudowłosego, umniejszająca całej boleści (może po prostu odwracał uwagę Judasa, a może bycie w czyimkolwiek centrum uwagi budziło jego wewnętrzne, niespełnione dziecko) ciążyła mu jednak na sercu. Bardziej i bardziej. Z sekundy na sekundę. Jak się też okazało, agresja co do niego nie przeminęła do końca. Wciąż chciał go rozerwać na strzępy — a w połączeniu z tą euforią, której nie odczuwał już dawno, która nim miotała i paliła, jakby wrzucony został żywcem do ognia, mogło to wywołać (auto)destrukcję.
— Cóż — szepnął do siebie, nie patrząc na Havu — dzięki za kawę.
────
[1414 słów: Judas otrzymuje 14 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz