piątek, 19 kwietnia 2024

Od Havu — „Upendi” — część 1 [Walentynki]

Zawartość listu:
„Światła! Kamera! Akcja!
Jeśli zawsze marzyliście o karierze na estradzie: właśnie nadszedł Wasz czas! Już teraz zgłoście się do reżyserki »Miłości wśród półbogów«, Hedone! Stawcie się pod Tunelem Miłości w Waterland, Denver, aby skosztować na miejscu nowego, gwiazdorskiego życia!

PS. Jeśli otrzymaliście ten list, to zostaliście wybrani spośród zgłoszonych do castingu. Obecność obowiązkowa”.
Przydarzyło wam się kiedyś coś dziwnego? Na pewno. A czy przydarzyło wam się kiedyś dostać list, którego bardzo, ale to bardzo nie chcieliście dostać? Możliwe, jednak z całą pewnością stwierdzam, że nigdy taki śmieszny liścik nie został wysłany do was od boga. Nigdy. Chyba że jesteście półboskimi dzieciakami, które nigdy nie uciekną od swojego pochodzenia.
Dym papierosowy unosił się, by zaraz zniknąć w powietrzu tak, jakby nikt nie palił na parkingu wśród samochodów, bo zaraz musiał wejść do sklepu, a przegrał walkę z nałogiem. Nerwowe stukanie butem w niczym nie pomogło, a gwałtowne zaciąganie się jedynie powodowało kaszel, przez co inni ludzie prędzej wzięliby cię za trędowatego.
Kto przypuszczał, że mleko tak szybko traci ważność? Kupował je całkiem niedawno, a dzisiaj z rana, chcąc zrobić naleśniki, poczuł tak obleśny zapach, jakiego nie czuł nawet kiedy preparował zwłoki.
Dopalił papierosa i kiedy kierował dłoń w stronę śmietnika, by zgasić niedopałek, coś upadło tuż pod jego nogami. Zawiesił się w półzgiętej pozycji i wpatrywał się w dziwną, papierową rzecz, dopóki nie zdecydował się, aby wziąć ją do ręki. List.
List zapieczętowany był czerwonym woskiem, na którym odbite zostało serce. Znał ten znak i mógł się jedynie zacząć denerwować, bo nie ma opcji, że to wyrzuci. Woli pożyć jeszcze trochę.
Nie mając przy sobie niczego, zgiął list na pół i upchnął go do kieszeni spodni. Trudno. Miejmy nadzieję, że bogowie nie obcinają palców za pogięty papier.

Nie miał całkowitej pewności, kto mógł dostać drugi, taki sam liścik. W myślach jedynie błagał, żeby nie był to najcudowniejszy, najbardziej święty ksiądz, królewicz, ekscelencja Judas. Nawet nie przeczytał zawartości listu. Sam fakt, że wysłane zostało to przez bogów, świadczyło, że nie będzie to ani przyjemna wiadomość, ani taka, po której nikt by nie chciał się zamordować.
Siedząc w salonie, wpatrywał się w ekran telefonu. Zadzwonić czy napisać?
— Powiedz mi, czy dostałeś w najbliższych godzinach jakiś list od boskiego gołębia. — Wysłał bardzo prostą, bezpośrednią wiadomość i w końcu przełamał się, by przeczytać, co tym razem bogowie od niego chcą.
Pognieciona koperta wyglądała, jakby przeżyła piekło, a kartka, którą z niej wydobył, wyglądała niczym znalezisko po drugiej wojnie światowej.
Już pierwsze słowa listu rozkazywały mu (bogowie nigdy nie proszą), żeby wsiadał w samochód albo w samolot i przyjeżdżał do miasta oddalonego około dwa tysiące kilometrów od San Francisco.
Zadrżała mu powieka. Jeżeli Judas otrzymał ten sam list, to obiecuje każdemu, że wyskoczy z tego cholernego samolotu i będzie na zawsze miał spokój.
— Może dostałem.
Havu spojrzał na telefon i brakowało niewiele, żeby nim nie rzucił na drugi koniec pokoju.

Spotkali się na lotnisku, po wcześniejszym omówieniu planu działania, który wyglądał mniej więcej w ten sposób: „kupujesz te bilety, kurwa, czy nie?” „sam sobie kup, to moje pieniądze”. I tak wylądowali w samolocie, siedząc tuż obok siebie, a przy tym słuchając wrzasków dwulatka, którego nikt nie mógł uspokoić.
Na miejsce dojechali już taksówką, bo nikt o zdrowych zmysłach nie szedłby pieszo do jakiegoś dziwnego parku wodnego, który od lotniska znajdował się jakieś… siedem kilometrów?
— Coś mi nie pasuje — mruknął Havu, poprawiając plecak na ramieniu. — W sensie, kurwa, gdzie są ludzie? Myślałem, że to jakieś popularne.
Przeszli przez bramki, które niegdyś działały, wpuszczając tylko tych z biletami. Budynek, w którym można było zakupić wspomniane bileciki, stał porośnięty bluszczem, mchem i innymi chwastami. Przypomniało to postapokaliptyczne wesołe miasteczko.
Pod nogami trzeszczało im szkło, trochę, jakby zbierało się tutaj stado meneli albo młodzieniaszków, co chcieli posmakować alkoholu z dala od rodziców.
— Ty, Judas, może cię wsadzę do tego koła młyńskiego? — rzucił złośliwie do mężczyzny, który jedynie przewrócił oczami i wyminął rudowłosego, żeby poszukać czegokolwiek przydatnego.
Kiedy Havu przyglądał się konstrukcjom, jednocześnie dotykając każdego elektronicznego sprzętu, to Judas kręcił się po mniejszych budynkach, szukając żywej duszy. Rudowłosy zdążył zapomnieć, po co przyczołgał się do samego Denver, świetnie bawiąc się w zaroślach i pożartych przez rdzę metalowych budowlach.
— Ej, jak myślisz, gdzie ten tunel miłości?
— Jakbyś nie zauważył, to wciąż go szukam. — Wcisnął się do kolejnego budynku, z nadzieją, że to właśnie tam znajdzie jakąś wskazówkę.
Havu poszedł do mężczyzny i stanął w wejściu małego domku, opierając się o przemoczoną framugę.
— Tutaj raczej nic nie znajdziesz, wiesz? — Odwrócił się, słysząc czyjś głos. — Słyszałeś to?
— Możesz mnie nie denerwować? Chcę znaleźć mapkę tego parku.
— Ty jesteś głuchy? — Wyszedł na zewnątrz. — Chodź tutaj. Słyszę rozmowy.
Judas nieprzekonany, jakby bał się, że Havu ukrywa wiadro z wodą i zaraz dostanie zimnym chlustem w twarz, podszedł ostrożnie do rudowłosego.
— Chodźmy w tamtą stronę.
Havu powstrzymał się, żeby nie spapugować Judasa i ślamazarczym krokiem poszedł za towarzyszem. Bardzo nie chciał być tutaj razem z nim, ale bogowie nie są mili. Zawsze przydzielą ci do takich zleceń byle debila.
Idąc w stronę głosów, w końcu znaleźli się na… planie filmowym. Można było się tego spodziewać po zawartości listu.
— Och, moi kochani! — Długowłosa brunetka przywitała ich z otwartymi ramionami. Zaraz jej aura jednak uległa drastycznej zmianie. — Posłuchajcie mnie uważnie. Mam mało czasu, naprawdę mało, więc bądźcie mili i współpracujcie.
Brzmiało to jak rozkaz wydany przez sierżanta.
— Muszę nagrać i wyemitować na Olimpie odcinek: „Miłość wśród półbogów”. Ostatni nie cieszył się zbyt dużą oglądalnością, a więc wynik trzeba poprawić. Mam nadzieję, że wiecie, co to oznacza?
Havu nawet nie zdążył odpowiedzieć, bo Hedone szybko ruszyła przed siebie, by zaprowadzić dwójkę do jakiejś stylistki.
— Przebierzcie ich — rzuciła tylko do młodej kobiety. — Gdy dostaniecie odpowiednie stroje, zaprowadzę was do tunelu miłości. Piękna nazwa, prawda?
Ciężko było bogini pokręcić głową na „nie”, więc obydwoje nie pisnęli nawet słówkiem, pozwalając, by makijażystki i stylistki przygotowały ich do wystąpienia w cudownym odcinku. Pomalowano im twarze, by się zanadto nie świeciły, a przyodziani zostali w przesłodzone, różowe stroje.
— Ale, kurwa, jaja! — wrzasnął Havu, dusząc się ze śmiechu na widok Judasa w księżniczkowej sukience.
— Powiedział typ przebrany za kwiatka. — Wskazał palcem na kwiatową spódniczkę, w której Havu musiał teraz chodzić. Miał nawet różowe rajstopki, a na głowie czapkę w kształcie czerwonych płatków.
— Nie przewiewa cię za bardzo, Judas? A może się przyzwyczaiłeś, bo sutanna to też sukienka?
Brunet już szykować się do odpowiedzi, jednak przerwała im Hedone klaśnięciem w dłonie.
— Cudownie! Pięknie! — zachwyciła się. — A teraz zapraszam.
I poszli za brunetką, która usadziła ich do czegoś, co przypominało łódkę, tylko było całe różowe z serduszkowymi ozdobami oraz, jak się Havu wydawało, zostało przed sekundą posypane brokatem.


[1037 słów: Havu otrzymuje 10+20 PD]
Havu i Judas zmuszeni są wsiąść na przejażdżkę Tunelem Miłości. Nie muszę chyba dodawać, że woda w tunelu jest okropnie rwąca, oni ledwo utrzymują się na siedzeniach, a jeden fałszywy ruch i rozbiją o ścianę? Dodajmy do tego niespodziewane nagrywanie odcinka „Miłości wśród półbogów” z wyższą oglądalnością niż poprzedni. A wierzcie mi, że „Miłość wśród półbogów” to naprawdę kiepska telenowela. I ONI muszą pomóc naprawić ją Hedone. Ze wszystkich półbogów, Havu i Judas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz