wtorek, 16 kwietnia 2024

Od Tiry — ,,Właściwie to ja lubię gołębie"

Poprzednie lato

Turniej szachowy powoli dobiegał końca. Tira siedziała w cieniu drzewa na szkolnym dziedzińcu (chciała przecież jak najbardziej przypominać azjatyckich idoli o porcelanowobiałej skórze, dodatkowo od promieni słonecznych człowiek się szybciej starzeje, duh) i czekała na ostatnie wyniki partii. Sama wygrała sześć z ośmiu rozegranych, jedną zremisowała i jedną przegrała, jednak nie uważała tego za jakąś wielką porażkę.
,,Przecież sześć wygranych mówi o mnie więcej niż jedna porażka.” – Zarzuciła swoimi różowymi warkoczami na plecy.
Podniosła wzrok znad swojego odtwarzacza muzyki i zobaczyła trzy znajome twarze, wychodzące na dziedziniec i zbliżające się powolnym krokiem: Daphne, Lizzy oraz ich idolkę, Chloé. Razem były tym legendarnym trio, które wszyscy lubili. Wszyscy, poza Tirą. Dziewczynka nienawidziła tych słodkich uśmiechów. Prychała za każdym razem, kiedy widziała, jak dziewczynki pomagają rówieśnikom w szkolnych zadaniach, i wrogo patrzyła się na ich występy cheerleaderskie. Tira uważała takie darcie się i machanie tyłkiem za pozbawioną klasy czynność. Prawdziwe damy śpiewały tylko przy pianinie oraz uczyły się tańca w strojach wykonanych z najwyższej jakości tkaniny, a nie w jakiś przepoconych koszulkach zrobionych przez dzieci w Chinach, Bangladeszu albo innym Taiwanie. Dodatkowo to były wcielone diablice, może nawet aspirujące Erynie. Swoim słodkim i niewinnym zachowaniem tylko oszukiwały wszystkich nauczycieli wokół, malując Tirę na ,,tą złą”. Tira nie zamierzała grać w ich grę i nie zamierzała z nimi dyskutować. Miała być czarnym charakterem? Więc będzie najczarniejszym, najokrutniejszym i najbardziej bezwzględnym na ich lamerskie zaczepki.
– Och, kogo my tu mamy? – usłyszała ironiczne pytanie Chloé, przebijające się przez koreański pop w słuchawkach.
Tira nie miała ochoty z nimi rozmawiać w tej chwili. Musiała przygotować swoją przemowę na chwilę rozdania nagród. Na pewno chciała podziękować swoim rodzicom, dzięki którym w ogóle rozpoczęła przygodę z szachami. Wyobrażała sobie, jak stoi na podium z uniesionym podbródkiem w górze i patrzy się z pogardą na Chloé i jej świtę, wszystkie zapłakane, ponieważ zdobyły najniższą liczbę punktów. Smarkałyby w jakieś lipne dyplomy i ciumkałyby jak niemowlaki lizaki-nagrody pocieszenia.
Ale teraz to Tira klęczała na asfaltowej płycie a Chloé stała nad nią i uśmiechała się podle. Niechętnie, córka Afrodyty zerwała słuchawki z uszu i, ignorując obecność trzech dziewcząt, zaczęła chować elektronikę do swojej torebki.
– Niech zgadnę, wygrałaś tylko jedną partię? – zapytała blondynka, ikona i ,,najgrzeczniejsza” z całej trójki.
– Znając ją, mogła tylko zremisować! – dorzuciła za nią piegowata dziewczynka, której jaskrawo błękitna bluzka kontrastowała z ciemnoczerwonymi włosami.
– Och, Daphie, nie bądź taka niemiła dla naszej koleżanki – powiedziała Chloé i usiadła obok Tiry na chodniku. Złapała jeden z jej warkoczy i uniosła pod swój nos. – Na pewno z takimi włosami znajdzie sobie jakąś pracę, na przykład w cyrku!
Tira uniosła podbródek nieco wyżej, patrząc w przeciwną stronę.
,,To tylko słowa, to tylko słowa…” – powtarzała sobie, próbując zapanować nad rosnącą chęcią przywalenia blondynce w nos.
Z drugiej strony dosiadła się Lizzy. Złapała materiał lnianej sukienki Tiry, która naturalnie wpadała w nieco szarawy odcień.
– Z taką szmatą do cyrku? Tirunia, na pewno cię nie przyjmą na naczelnego klauna.
Policzki dziewczynki zapłonęły i skupiła swój wzrok naprzeciwko siebie, kiedy Chloé i Lizzy się zanosiły śmiechem. Zacisnęła mocniej zęby, kiedy zobaczyła przed somą szmaragdowozielone oczy Daphne, w których można było dostrzec coś pomiędzy szaleństwem a okrucieństwem. Wyciągnęła ze swojego plecaka paletkę cieni do oczu i otworzyła ją.
– Pora na metamorfozę!
Po raz pierwszy trening Chejrona w Obozie Herosów na coś się przydał. Z wyrobionym instynktem, Tira zgrabnym ruchem wytrąciła dziewczynce paletkę, jakby trzymała w dłoni sztylet i miała zaraz jej rozpruć klatkę piersiową. Na jedno wychodziło, patrząc, że miały jej zniszczyć sukienkę. W zasadzie to byłoby nawet gorsze od śmierci.
Szybko podniosła się i przeskoczyła nad dziewczynkami, stając w pozycji obronnej. Policzki jej płonęły i nie widziała zbyt wyraźnie przez napływające do oczu łzy.
,,Ale bym je teraz wysadziła w powietrze greckim płomieniem…” – Jedyna myśl, jaka przebijała się przez szyderczy chichot pozostałych dziewcząt.
– Spójrzcie tylko na nią! Wystraszyła się jak gołąb! Nawet ma szarą sukienkę jak pióra! Gru, gruuuu! – zaczęła Lizzy, co szybko podłapały pozostałe. Tira w mgnieniu oka została otoczona dźwiękami gruchania i chichotami.
Akurat to był ciekawy widok i całkiem zabawny. To one właśnie upokarzały się na cały dziedziniec szkoły, przed oczami dzieci i ich rodziców, nauczycieli i innych pracowników szkoły, udając gołębie!
Gołębie poza tym były jej przyjazne. I bardzo mądre! Ile razy pomogły jej na sprawdzianie z matematyki albo historii. Rozumieją ludzkie pismo! Dodatkowo są naprawdę dobrymi doręczycielami wiadomości i szpiegami. Niby skąd Tira miała tyle intymnych i wstydliwych informacji na temat dziewcząt ze swojej klasy i mogła bez problemów szantażować je? Gołębie były świetne!
Wygłupy Chloé, Lizzy oraz Daphne przerwał dzwonek oznajmiający rozpoczęcie rozdania nagród. Tira wytarła policzki, zarzuciła warkocze na plecy i spojrzała na dziewczynki z góry.
– Właściwie, to ja lubię gołębie. Więc mi to schlebia.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do sali gimnastycznej, żeby odebrać swój złoty medal.

────
[792 słowa: Tira otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz