sobota, 20 kwietnia 2024

Od Theodore'a do Rodiona — ,,Bo do tanga trzeba dwojga"

Poprzednie opowiadanie

Minęły zaledwie sekundy, zanim Theodore przyjął wyciągnięta w jego stronę dłoń Rodiona.
— Nie jestem dobrym tancerzem — ostrzegł od razu.
— Spróbować zawsze można — odparł Rodion, wzruszając ramionami.
I nie przesadzał. Nie zabawiał na szkolnych potańcówkach, w ogóle nie interesowały go żadne dyskoteki. A kiedy już musiał w tej karuzeli śmiechu uczestniczyć, preferował raczej obstawianie bufetu. Dlatego też nie był zbyt obeznany z tańcem. A tym bardziej nie spodziewał się, że zatańczy dzisiaj.
Muzyka była przyjemna dla ucha, a nastolatek umiał docenić muzykę. Może to nie było to, czego słuchał na co dzień, ale wciąż było… dobre. Jego nieco nieporadne ruchy wypadały blado na tle wirujących w tańcu driad. Ale tu liczyła się zabawa, prawda?
Wciąż czuł słodki posmak ciasta na języku i był pijany swoim pierwszym w obozie sukcesem. Atmosfera dookoła nich była iście szampańska. Ciężko było nie podzielać nastroju wszystkich tu obecnych, tego podekscytowania drgającego w powietrzu. Święto zakochanych było chętnie i hucznie świętowane. Kto nie chciał upajać się wszechobecną miłością? Zapewne było sporo takich osób, ale uczestnicy przyjęcia jak najbardziej mieli ochotę na zabawę.
Potknął się o kamyk, który utkwił wśród źdźbeł trawy. Być może zahaczył o stopę Rodiona. Więcej niż jeden raz. W zamian posyłał przelotne, przepraszające uśmiechy w stronę Centuriona i nie zatrzymywał się. Przecież ostrzegał, że nie jest idealnym partnerem do tańca.
Pod koniec piosenki już wcale tak bardzo się nie mylił. Muzyka driad porywała każdego, nawet największych uparciuchów, wstrzymujących się przed tańcem. Miał nadzieję, że chociaż częściowo wynagrodził Rodionowi poświęcenie, jakim była ta misja. Mimo że chłopak w teorii również był zawarty w liście, wcale nie musiał iść na ratunek in probatio. Podjął się jednak zadania i mu pomógł, więc Theo okazywał wdzięczność na swój sposób.
W końcu ostatnie nuty wybrzmiały w powietrzu, a brunet puścił ciepłą dłoń Rodiona.
— Mam nadzieję, że nie pobrudziłem ci mocno butów — powiedział, błyskając zębami w uśmiechu.
Odgarnął z oczu ciemne loki i spojrzał na Centuriona swojej kohorty. Nie spodziewał się, że będzie z nim tańczył na walentynkowym przyjęciu, ale wyroki bogów bywały przewrotne. A szczególnie wyroki Wenus.
— Nie było tak źle, jak mogło być. — Rodion wykrzywił twarz w sposób, który mógł przypominać uśmiech. A przynajmniej Theo starał się trwać w swoich względnie optymistycznych przekonaniach.
Chłopak oparł się o brzeg stołu przepełnionego słodkościami. Aromatyczne zapachy przyciągały wszystkich do ciast, ale niezdrowo jest przesadzać.
— Przynajmniej się nam udało. Na początku obawiałem się, że jednak nie pójdzie nam dobrze — przyznał, wsłuchując się w szum rozbrzmiewających wokół nich rozmów.
Był krytyczny moment, w którym myślał, że misja skończy się fiaskiem. Driady były niesamowicie uparte i dzieliła ich cienka granica od poważnych rękoczynów. Cóż, może przynajmniej mógłby wtedy opowiadać swoim dzieciom, że za młodu pobiło go drzewo. Ale na szczęście nie musiał się o to martwić, bo jakimś cudem udało im się do nich dotrzeć.
— Czeka nas jeszcze powrót, pamiętasz? — przypomniał Rodion, powodując tym jedynie westchnienie chłopaka.
No tak. Kolejny, jakże emocjonujący spacer po magicznym labiryncie. Idealnie zwieńczenie trudów i sukcesu. Mogli jedynie liczyć, że szczęście ponownie się do nich uśmiechnie i wrócą do Obozu Jupiter w jednym kawałku.
— Ale jeszcze nie czas na to. W nagrodę powinniśmy się bawić, no nie? — zapytał, uśmiechając się. Starał się rozdawać uśmiechy w gratisie, licząc, że być może wzbudzi tym sympatię rozmówcy.
Nie wiedział, skąd zaszła w nim taka gruntowna zmiana. Po prostu ten klimat tak bardzo różnił się od nielubianych przez niego imprez, że nie potrafił grymasić. I chyba nieco odreagowywał stres spowodowany otrzymaniem misji.
Muzyka przeszła z walca na coś mniej oficjalnego. Postukiwał palcem o blat stolika stojącego obok, odwzorowując rytm granej piosenki.
— Wolisz towarzystwo ciastek, czy masz ochotę na jeszcze jedną wizytę na parkiecie? A może się zmęczyłeś? — zapytał, nieznacznie unosząc brew.
Walentynkowy nastrój najwidoczniej udzielił się nawet synowi Somnusa.

Rodion?
────
[616 słów: Theodore otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz