poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Od Milio CD Andrew — „Miasteczko Halloween”

Poprzednie opowiadanie

LATO, DWA LATA TEMU

Był to najzwyczajniejszy domek letniskowy z czerwonej cegły, jaki Milio miał w życiu okazję zobaczyć.
Nie, żeby widział w swoim życiu wiele domków letniskowych. Pamiętał, że raz wujek zabrał go do takowego razem z Lydiją, żeby nauczyć go łowić ryby. „Milio, jesteś mężczyzną, a nawet ja umiem łowić ryby lepiej od ciebie” — rzucała wtedy Lydija z przekąsem, kiedy nie mógł nawet założyć na haczyk przynęty bez pokaleczenia sobie rąk. Byli dużo młodsi, mama właśnie dostała nową pracę w sklepie i Milio jeszcze nie wiedział, że kiedy wróci, zastanie ją w domu całkowicie pijaną, w tych samych ciuchach, w których zobaczył ją ostatni raz, kiedy wyjeżdżał, a na dodatek bez pracy. Z ostatnimi groszami porozrzucanymi na blacie stołu zaraz przy butelce wina.
Wracał czasem do tego domku letniskowego. Nie fizycznie, rzecz jasna — na wynajęcie zdecydowanie nie było go stać. Ale w myślach budynek ten wciąż pozostawał żywy, nadal przywodził mu na myśl zapach drewna i świeżej ryby, ciągle przypominał mu o rozkosznej niewiedzy tego, co czekało go w domu.
Domek letniskowy Hefajstosa w niczym nie przypominał jego ze snów. Ceglany, z ogromnymi oknami, w których jednak z zewnątrz nie było nic widać. Surowe kratówki otaczały ogromny basen — zdecydowanie większy od samego domku — z pływającym po powierzchni dmuchanym flamingiem i stojącymi nieopodal pstrokatymi leżakami. Milio w życiu by nie pomyślał, że obiekt ten należy do bogini piękna i boga ognia, ale może — tylko może — właśnie o to chodziło. Po podwórku radośnie skakały dwa mechaniczne psy, biegając tam, gdzie mechaniczna wyrzutnia piłeczek wystrzeliwała im zabawkę.
— Jak się tam dostaniemy? Przecież nie możemy po prostu wparować na posesj–... — Milio odwrócił się w stronę Aresa, a razem za nim podążyli Andrew i Ruben, ale na miejscu boga stała tylko bojowa świnia. Mpéikon zachrumkał piskliwie, ale Ruben zakrył mu pysk dłonią. — Świetnie. Zniknął. Bosko.
— Mamy tylko go czymś zająć, nie? — zauważył Andrew, wzruszając ramionami. — Może właśnie o to chodzi. Wejdziemy na posesję, zauważy nas, zagadamy go, Ares zrobi swoje szybkie cimcirimcim ram pam pam z Afrodytą i będzie po sprawie.
Milio naśladował odruch wymiotny.
— I na pewno powstrzyma go to od spalenia nas żywcem za wtargnięcie do jego domu — burknął Ruben, wycierając o spodnie dłoń upapraną świńską śliną.
Milio przewrócił oczami, wyglądając zza żywopłotu na basen.
— Najlepszy plan to brak planu? — zagaił.
— Milio, brak planu to nawet nie jest pla–...
— Zamknijcie się wszyscy. Idzie.
Drzwi przesuwne otworzyły się i Milio miał okazję zobaczyć najbrzydszego boga w swoim życiu — a był to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę, że parę razy widział się z Dionizosem.
Był barczysty, zdecydowanie przewyższał go przynajmniej o głowę, a Milio nie był najniższą osobą w Obozie Herosów. Rozłożyste barki ledwie przeciskały się przez drzwi, odsłaniając im najbardziej okrutnie owłosioną męską klatę, jaka kiedykolwiek pojawiła się na tej Ziemi. Milio był pewien, że gdyby Hefajstos odwrócił się do nich tyłem, równie potężny busz ujrzeliby na jego plecach. Zamiast tego bóg poklepał się po niechlujnej, żarzącej się brodzie, podrapał po krzywej głowie i podciągnął aż pod owłosiony brzuch kąpielówki, na które Milio nie miał ochoty zerknąć.
Nie, nie zerknie w dół.
Nie, nie zerknie–...
Zerknął. Nie było wcale tak źle, uznał po chwili. W zasadzie sam mógłby to założyć. I zdecydowanie byłaby to rzecz, którą znajomi kupiliby mu na urodziny, gdyby wiedzieli o jej istnieniu.
Do połowy owłosionych ud Hefajstosowi sięgały kąpielówki z najbardziej chamskim nadrukiem piwa, jaki można znaleźć w internecie. Twórca owych kąpielówek nie pofatygował się nawet na dokładne ich zszycie, bo na nogawkach szklanka piwa ucinała się gdzieś w trzech czwartych. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia — Milio pomyślał, że jeśli kąpielówki dużo mówią o człowieku, to z Hefajstosem zdecydowanie by się dogadał.
Hefajstos poprawił na nosie okulary przeciwsłoneczne (wyglądające przy okazji na cholernie drogie, a przynajmniej dwa razy droższe od kąpielówek z internetu) i rzucił się potężnym cielskiem na leżak, przy okazji przypadkowo podpalając pstrokaty materiał, co szybko ugasił ruchem ręki.
— Bogowie, przecież nie będę się bał boga w kąpielówkach z piwem — burknął Milio na wpół do siebie, odgarniając gałęzie żywopłotu, żeby spróbować się przez nie przecisnąć.
Andrew złapał go za tył koszulki i pociągnął do tyłu, zanim wyskakujące z ziemi mechaniczne kolce rozpłatały Milio na pół. Świnia kwiknęła przeraźliwie, więc Ruben znowu zatkał jej pysk.
— Mechaniczny system obronny. No tak, kto by pomyślał. W domu boga kowalstwa — warknął Ruben ironicznie, przytrzymując wyrywającego i wyjątkowo wystraszonego bojowego dzika.
Milio zaśmiał się nerwowo, choć serce waliło mu młotem i łzy adrenaliny cisnęły się do oczu.
— Andrew, mogliśmy wziąć zamiast Rubena dzieciaka Hermesa, co? Oni się zawsze przydają. No, częściej niż Ruben. I zawsze potrzebujesz ich akurat wtedy, kiedy ich nie ma. Są jak… jak mokre chusteczki — wymamrotał, przecierając twarz dłonią.
Mechaniczne kolce schowały się z powrotem. Bóg kowalstwa odpoczywający na leżaku pstryknął palcami i w jego dłoni pojawił się pomarańczowy drink z palemką. Psy nawet nie zareagowały, zbyt zajęte obszczekiwaniem się wzajemnie.
Andrew wyglądał na bardziej spanikowanego, niż Milio się spodziewał. Różowe okulary z oprawkami w kształcie serc opadły mu na nos i teraz Milio miał doskonały widok na jego rozbiegany wzrok, chodzący od miejsc, z których przed chwilą wychyliły się kolce, przez mechaniczne psy, aż po boga w samych gaciach.
Ruben głaskał świnię po szczecinie, jakby próbował uspokoić sam siebie.
Milio czuł się tak, jakby sam jeden miał być mózgiem operacji — co wyjątkowo go przerastało, zważywszy na to, że do tej pory nawet nie wiedział, że mózg w ogóle posiada. Ale był z nich najstarszy (zaczynał sądzić, że też najmądrzejszy) i prawdopodobnie najbardziej doświadczony, bo kolce z czujnikiem ruchu były niczym w porównaniu do trzech harpii, przed którymi raz musiał uciekać domek Dionizosa za opuszczenie dwunastki po północy.
W pierwszej chwili się rozejrzał. Najważniejsza zasada przetrwania — zawsze obejrzyj swoje otoczenie. Znajdź wszystko, co zapewni ci przewagę.
Co oni wtedy zrobili z tymi harpiami? Musiał sobie przypomnieć. Być może przypieprzyli jednej patelnią, ale nie sądził, żeby przydało mu się to teraz.
Jego wzrok zaczepił się na chwilę na drugiej stronie ulicy, dobry kawałek dalej. Przy szosie stał tam stary, porzucony rzęch, zapewne ludzi, którzy zostawili go tutaj i poszli wypocząć nad jeziorem w lesie. Domek letniskowy Hefajstosa był jedynym w pobliżu.
— Nie potrzebujemy dziecka Hermesa.



Andrew i Ruben wspólnie uznali, że zwariował. Okej, może i Ares miał zamiar ich zabić, jeśli nie zajmą uwagi Hefajstosa, ale może śmierć byłaby lepsza od ewentualnej wizji czekającego ich więzienia? Żaden z nich nie umiał kraść.
Ustalili więc dwie zasady. 1. Andrew nadźga okolicę taką ilością Mgły, żeby nikt się nie zorientował z krótkiego… zniknięcia. 2. Po wszystkim zwrócą samochód na swoje miejsce i dopilnują, żeby nie było na nim ryski.
Cały spocony ze stresu i gorąca, Milio przed domem Hefajstosa kazał Rubenowi „przydać się do czegoś i przebić parę rzeczy pod maską tą swoją wykałaczką”. Później Ruben i Andrew musieli pchać samochód pod podwórko Hefajstosa, a on siedział za kółkiem i wzywał Tyche, żeby zadział się cud, po tym, jak Andrew otworzył drzwi zaklęciem.
Jedno trzeba mu przyznać — Milio był urodzonym aktorem. Może gdyby życie potoczyło się inaczej, może gdyby widział jakiś sens w życiu, myślałby w ogóle o swojej przyszłości. Może wtedy wybrałby zostanie aktorem. Pławiłby się w bogactwie, dopóki nie zapiłby się na śmierć w wieku czterdziestu lat. Może nawet miałby błogosławieństwo swojego ojca, Dionizosa, który był przecież bogiem sztuki.
Wyszedł więc z samochodu i odegrał sztukę.
— Och, nie! Tylko nie zepsuty samochód! — zawył. — Pośrodku niczego! Co my teraz zrobimy! Tylko nie biedni, smutni półbogowie ze złapaną gumą, którzy nie mogą wrócić do domu! Na pewno zje nas teraz jakiś Minotaur!
Metalowa noga zastukała po chodniku i chwilę później stał przed nimi Hefajstos, z naburmuszoną miną i kąpielówkach z piwem. Zaraz pstryknął palcami i jego strój zamienił się w roboczy kombinezon, jakby bóg był gotowy na taką ewentualność całe życie.
— No, półbogowie. — Zmierzył całą trójkę surowym wzrokiem, ale bardzo szybko ich zignorował i z czułością popatrzył na starego rzęcha. — Cieszcie się, że nieczęsto widzę zepsutego Mercedesa z 1965 roku.
Super. Porwali jakieś zabytkowe auto, warte pewnie więcej niż Lamborghini. A do tego okłamali boga.
Hefajstos pstryknął palcami i cała ich czwórka wraz ze starym rzęchem znaleźli się w warsztacie samochodowym.


pragnę zauważyć że na ten złom czekaliśmy ponad rok. PONAD. na to jedno opko. i'm done.
────
[1338 słów: Milio otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz