piątek, 19 kwietnia 2024

Od Blanche — „W blasku świecidełek” — część 1 [Walentynki]

Zawartość listu:
Miło mi ogłosić, że otworzyła się właśnie PIERWSZA wystawa błyskotek, biżuterii i wszelkich ozdób! Zapraszam waszą dwójkę, na spędzenie czasu wśród srebra, złota oraz innych świecidełek! Na wejściu każdy otrzyma specjalne naszyjniki, które, mam nadzieję, przypadną wam do gustu! A teraz zabierać się i śmigać prosto do Nowego Jorku pod Muminkową 660c!

(na odwrocie)
Specjalną częścią wystawy będzie biżuteria walentynkowa. Organizatorzy nie przyjmują żadnych zażaleń. Jeśli takowe się pojawią, proszę kierować je bezpośrednio do Aglai * uśmiechnięta minka *
Walentynki nigdy nie należały do grona ulubionych świąt Blanche Lemieux. Nic w tej kwestii nie zmieniał fakt, że pierwsze lata swojego życia spędziła w „mieście miłości”, jak ludzie zwykli szumnie nazywać Paryż. Później zaś, gdy sama zaczęła odkrywać jasne i ciemne strony potężnego uczucia celebrowanego 14 lutego, rzadko kiedy miała okazję spędzić ten dzień z kimś, kogo byłaby w stanie nazwać swoją poważną drugą połówką.
W tym roku sytuacja była dość skomplikowana. Owszem, miała już za sobą kilka randek z Zionem, ale wszystkie zgodnie uznali za niezobowiązujące. Podczas gdy coraz częściej przyłapywała się na myśleniu o tym mężczyźnie, zawsze uciszała wtedy głosik w jej głowie, który odpowiadał za te fanaberie. Nie miała czasu na myślenie o relacjach damsko-męskich. Dlatego, jakkolwiek miły nie byłby czas spędzony z McQueenem, nie zamierzała odbierać dziś jego ewentualnych połączeń, na wypadek gdyby wpadł na najgłupszy pomysł świata, jakim było wspólne spędzanie „Święta Zakochanych”.
Kłopoty zaczęły się jednak później, gdy po skończonym spotkaniu zarządu opuściła budynek Zakładu Bukmacherskiego BETter. Jej dotychczas dobry humor (prezes firmy, Dirk Müller, ogłosił właśnie, że wraz z końcem niedawno rozpoczętego roku kalendarzowego uda się na zasłużoną emeryturę, a ona, jego zastępczyni, była świadoma tego, że plasowała się wysoko w zakładowym rankingu kandydatów na jego następcę) popsuł fakt, że Winter, który po kolejnej nagłej wizycie w zakładzie miał na nią poczekać w lokalu, oczywiście tego nie zrobił.
Białowłosy chłopak nie zaprzątał jej głowy zbyt długo, ponieważ oto tuż pod jej nogami wylądował gołąb. Miejskie ptaki były oczywiście praktycznie oswojone i non stop podlatywały do ludzi, licząc na jakiś smaczny kąsek, nie byłoby w tym więc nic dziwnego gdyby nie to, że zwierzę trzymało w dziobie zapieczętowaną kopertę, którą upuściło jej na buty, i odleciało, tak jakby nigdy przed nią nie stało.
— No tak, kolejny normalny dzień w życiu herosa — mruknęła pod nosem, schylając się po kopertę.
Wbrew wszelkim instynktom samozachowawczym, przełamała pieczęć i wyciągnęła list. Trudno, najwyżej sprowadzi na siebie jakąś klątwę czy… cokolwiek robią podejrzane listy przyniesione przez gołębie. Przesunęła wzrokiem po treści wiadomości. Wystawa błyskotek, biżuterii i wszelkich ozdób… specjalne naszyjniki… organizatorzy nie przyjmują żadnych zażaleń… Aglaja… Wszystko to brzmiało podejrzanie. Jedynym, co powstrzymywało ją od wyrzucenia kartki do śmieci, było rzucone w treści listu imię bogini, której zdecydowanie nie chciała rozgniewać. Miała dość własnych problemów.
Dlatego też, pomimo swojego wcześniejszego postanowienia, wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do Ziona. Oczywiście przyszedł jej do głowy tylko i wyłącznie dlatego, że skoro już i tak miała podwójne zaproszenie, to syn Ateny może okazać się pomocny, wcale nie dlatego, że był po prostu pierwszą osobą, która przyszła jej na myśl, kiedy przeczytała o walentynkowej biżuterii, wcale.
 
Zion zgodził się względnie szybko. Prawdopodobnie pomogło to, że już na samym początku rozmowy telefonicznej powiedziała mu, że uważa, że w tej sytuacji jest coś podejrzanego i sama zamierza się tam wybrać tylko i wyłącznie dlatego, by „zbadać sprawę”. W lokalu przy ulicy Muminkowej 660c znaleźli się więc już pół godziny później. Na klapie marynarki Blanche lśniła przypinka, „na wszelki wypadek” znajdując się w zasięgu ręki.
Pierwszym, co zauważyli, po wejściu do pierwszej sali wystawowej, były tłumy. Większość z nich stanowiły pary, młodsze i starsze, trzymające się za ręce. Przy gablocie z pierścionkami z brylantami zebrała się spora grupa młodych mężczyzn szukających tego wyjątkowego świecidełka, które zachęci ich wybranki serca do odpowiedzenia „tak” na jedno z ważniejszych zapewne pytań w ich życiu.
— Skoro już i tak tu jesteśmy, to może się rozejrzymy? — zaproponował Zion.
Oderwała wzrok od grupki mężczyzn, wyglądających na zagubionych w obliczu mnogości pierścionków i skinęła głową. Po chwili namysłu chwyciła go pod rękę. Równie dobrze mogli wtopić się w tłum zakochanych par.
Przy bliższym kontakcie biżuteria i inne ozdoby jedynie zyskiwały. Oczywiście Blanche nie była w stanie sprawdzić, czy próby zapisane obok produktów nie są sfałszowane, ale nic nie wskazywało na to, że wystawa miałaby być jednym wielkim oszustwem. Od czasu do czasu zatrzymywali się na dłużej przy naszyjnikach, pierścionkach, koliach czy kolczykach — wszystkie wyglądały jak małe dzieła sztuki użytkowej.
Osoby kobiece nie były jedynymi, które mogły znaleźć tu coś dla siebie. Po jakimś czasie znaleźli się w innej części sali, w której znaleźli spinki do krawatów, spinki do mankietów i wysokiej jakości zegarki na rękę czy kieszonkowe. Ceny niektórych sprawiały, że nie tylko przeciętnemu Smithowi zakręciłoby się w głowie.
Blanche widziała, jak jeden z zegarków przyciągnął wzrok Ziona. Początkowo zamierzała to zignorować — nie sądziła, że byli już na tym etapie relacji, kiedy kupowali sobie drogie prezenty. Coś (być może magia miłości otaczającej ją z każdej strony w tym pomieszczeniu) skłoniło ją jednak do poproszenia Ziona, by podszedł do kelnera stojącego z boku sali po dwa kieliszki szampana. Kiedy mężczyzna zajęty był odbieraniem napojów, ona sama powróciła do stanowiska z zegarkami i zakupiła ten, który wcześniej przyciągnął wzrok jej dzisiejszego towarzysza.
Schowała pudełko z prezentem do torebki. Zamierzała go wręczyć McQueenowi na koniec wystawy, zanim się rozejdą, każde z powrotem do swoich spraw.
Teraz zaś przeszli do kolejnego pomieszczenia. Już od progu uderzyła w nich czerwień i róż, kwiatki i serduszka.
— Czyli to ta specjalna wystawa walentynkowa — mruknęła pod nosem, wyraźnie nieprzekonana do otaczającego ich wystroju.
Zanim Zion zdążył cokolwiek odpowiedzieć, nagle tuż przed nimi zjawił się szeroko uśmiechnięty mężczyzna. Blanche posłała mu chłodne spojrzenie, próbując ocenić, czy stanowi jakieś zagrożenie.
— Och, jaka piękna z państwa para! — oświadczył piskliwym głosem. — Ale pani nie wygląda na tak szczęśliwą, jak powinna wyglądać w najpiękniejsze święto w ciągu roku… Już wiem! Zaprowadzę państwa tam, gdzie dzieje się prawdziwa magia! Jestem pewien, że stamtąd wyjdzie pani szeroko uśmiechnięta!
Blanche już zaczynała protestować, kiedy Zion trącił ją w bok. Spojrzała na niego, starając się odczytać cokolwiek z jego spojrzenia.
— Och, jak ja uwielbiam patrzeć na zakochane pary! Piękne, piękne! — zapiszczał mężczyzna.
Powstrzymała grymas i skinęła niemal niezauważalnie głową. Skoro już i tak tu przyszli na przeszpiegi, to dlaczego mieliby nie iść do „miejsca, gdzie dzieje się prawdziwa magia” z jakimś podejrzanym typkiem? Kto nie marzyłby o takich walentynkach?
— W takim razie proszę prowadzić. Chętnie zobaczymy tę… magię — odezwał się Zion.
Przeszli do kolejnego pomieszczenia. Ich uwagę od razu przyciągnęły ogromne naszyjniki i szklane zawieszki w kształcie serca. Przedmioty znajdujące się za witryną zdawały się wręcz ich wołać, a Blanche nieświadomie zrobiła krok w ich stronę. Być może gdyby nie Zion wciąż stojący w miejscu i jej dłoń spoczywająca na jego przedramieniu, zbliżyłaby się do naszyjników jeszcze bardziej.
— Widzę, że potrafi pani docenić piękno naszych najwspanialszych eksponatów. Mam więc dla państwa specjalną propozycję, doprawdy jedyną w swoim rodzaju!
Mężczyzna zbliżył się do gablotki i wyciągnął z niej dwa naszyjniki. Dopiero teraz, gdy obcy zbliżył się do niej z ozdobą, gotową zawiesić jej ją na szyi, zauważyła, że szklane serce wypełnia jakiś dziwny płyn.
Instynktownie zrobiła krok do tyłu.
— Ten płyn… Co to jest?
— Och, proszę się tym nie przejmować! To tylko część wizji ich twórcy!
Spojrzała na Ziona. Coś w tym wszystkim jej się zdecydowanie nie podobało.

[1136 słów: Blanche otrzymuje 11+20PD]
Ponownie dobrze dobrana dwójka, tym razem starszych, doświadczonych herosów będzie mierzyć się z małą zagadką. Dla syna Ateny wielką trudnością nie będzie odgadnąć, czy coś, co znajduje się w naszyjniku jest bezpieczne, a dla córki Tyche...
Nawet nie ma co więcej opowiadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz