poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Od Caroline CD Ezry — „Uroki wiosny”

Poprzednie opowiadanie

Ley nie była strachliwą osobą. Chociaż pomiędzy odwagą a skrajną głupotą granica była niewyobrażalnie cienka. Różnica potrafiła być nawet niemal nierozpoznawalna. Kiedy Ezra się do niej zbliżyło, nie zrobiła kroku w tył i nie opuściła hardo uniesionego podbródka. Na komentarz herosa w jej brązowych oczach błysnął gniew.
— Nie będziesz mi groził, ty szczy… — zaczęła mówić, a potem została popchnięta w tył.
Nie spodziewała się żadnego ruchu w tym rodzaju z jego strony. Na twarzy nastolatki przelotnie pojawiło się zaskoczenie, kiedy zachwiały się pod nią nogi. Spotkanie z miękką, świeżą trawą trwało krótko. Jeśli wcześniej była rozgniewana, w tej chwili emanowała furią.
Czas reakcji i koordynację ruchową miała dobrze wyrobioną. Poderwała się na nogi, zignorowała możliwość otrzepania spodni i ruszyła się za uciekającym Ezrą. Miało przewagę, wybiegło wcześniej i mogło stawiać większe kroki. Ale Caroline była napędzana przez złość, więc rzuciła się za herosem z prędkością godną atletyka. Ciemne loki łopotały za nią w zdradliwie ciepłym powietrzu, a kroki wybijały równy rytm.
Jej spojrzenie wwiercało się w plecy Ezry. Dręczenie go wyłącznie z nudów nagle nabrało całkowicie innego charakteru. Teraz na szali znajdowała się jej duma i honor. A dzieci Aresa o swój honor walczyły wyjątkowo zaciekle.
Niespodziewany okrzyk Ezry sprawił, że jej ciało nieznacznie się wzdrygnęło, ale grymas złości na twarzy ani trochę nie zelżał. Była rozjuszona i coś takiego nie było w stanie jej zdekoncentrować. A jedynie jeszcze bardziej ją sfrustrowało.
Dystans pomiędzy nimi stopniowo się zmniejszał. Jeśli przyspieszyłaby jeszcze odrobinę, za chwilę byłaby w stanie dotknąć opuszkami palców jego pleców. Tak mało brakowało, żeby mogła się zemścić na tym irytującym dzieciaku.
Była zmotywowana. Wybiła się nieco wyżej, chcąc go dopaść jednym susem. Pech chciał, że grunt był nierówny, a niedaleko lasu w ziemi tkwiły korzenie. Najpierw poczuła szarpnięcie, a potem świat nagle zawirował wokół niech. Wydała z siebie cichy, nieartykułowany dźwięk zawodu i schowała głowę w ramionach. Upadek był twardy, ale nieszkodliwy. Przetoczyła się po trawie, czując jej źdźbła na twarzy, rękach i włosach. Pewnie skończy z kilkoma bolesnymi siniakami; czuła, że obiła sobie biodro.
Niebo ponownie zatrzymało się w jednym miejscu, kiedy tylko otworzyła oczy.
Była wściekła.
Rozluźniła napięte podczas upadku ciało i wypluła nieco śliny z domieszką zielonej trawy. Wbiła palce w ziemię, wygniecioną jej wcześniejszym upadkiem. Włosy tworzyły splątaną mieszankę loków i zielska, ale w tej chwili ani trochę jej to nie obchodziło. Kwestia wyglądu została przyćmiona przez żądzę zemsty.
— Ty zasrany śmieciu — wysyczała przez zaciśnięte zęby, nawet nie myśląc nad tym, czy uciekające wciąż Ezra w ogóle ją usłyszało.
W jej głowie zgasły wszystkie wątpliwe myśli o zachowaniu rozsądku. Jedyne, o czym mogła teraz myśleć to to, że musi dopaść tego skurwysyna i zrobić z nim to, co powinna już na leśnej polanie.
Podniosła się i wiedziała już, że pomimo dzielącej ich odległości, za wszelką cenę dogoni jejgo jeszcze przed centrum obozu. Szczególnie, że Ezra zwolniło, oglądając się przez ramię. Głupi nawyk miłosiernego samarytanina.
Rzuciła się do biegu; nie, to już nie był bieg. To była pogoń, w której upokorzony myśliwy próbował dogonić ofiarę jedynie z prywatnych pobudek. Czuła szum krwi w uszach, kiedy biegła jak na skrzydłach w kierunku dziecka Tanatosa. Może gdyby nie piekło jej ego, to by sobie odpuściła. Może gdyby jej ojcem nie był bóg wojny, nie dałaby rady dogonić Ezry. Żałowała w tej chwili, że jej matką nie była Nemezis. Może matula pomogłaby jej wymyślić zemstę, dzięki której Ezra nie pomyślałby więcej, że to był dobry pomysł.
Czuła się ośmieszona, nawet jeśli jej upadek nie był w żadnej mierze winą Ezry. Ot, zrządzenie losu, który postawił na jej drodze wystający z ziemi korzeń. Ale logiczne myślenie w tym momencie naprawdę do niej nie przemawiało. Żądała tylko i wyłącznie krwi, która zmyłaby skazę na jej honorze.
Choć Ezra szybko zaczęło biec w poprzednim tempie, adrenalina dodała jej sił. Widziała, jak jejgo sylwetka w niezłym tempie się od niej oddalała, a potem biegli w równym tempie. Teren był jednak nierówny, co nie sprzyjało wyścigom. A Caroline teraz dużo bardziej uważała na to, co ma pod nogami. Biegła tak szybko, jak tylko pozwalało jej na to ograniczone ciało śmiertelnika.
— Spierdalasz jak tchórzliwa fretka! — krzyknęła za nim w porywie złości, a jej głos poniósł się do przodu wraz z wiatrem.
Nie wiedziała jakim cudem udawało jej się powoli zmniejszać dystans między nimi. Irytował ją fakt, że tym samym znajdowali się już niedaleko bliższego skrzydła domków. Była wściekła, ale nie zaślepiona; ktoś pewnie by na nią doniósł, gdyby zobaczył, jak mści się na innym dzieciaku. A ona nie chciała dostać dodatkowego dyżuru w kuchni.
Nadal jednak nie przestawała biec. Do jasnej cholery, Ezra naprawdę musiało wprawić się w uciekaniu, bo pędziło jak wiatr. Odległość między nimi zmniejszała się irytująco wolno. A wraz z tym rosła jej złość.
Mogła to rozwiązać w inny sposób. Mogła odpuścić jejmu teraz, a potem dopaść jejgo, kiedy będzie sam. Tak, to miało całkiem sporo sensu. Ale czy była w stanie teraz się zatrzymać i pozwolić, żeby uciekło? Nie wiedziała, czy da radę się na to zdobyć, kiedy już zatraciła się w tym szaleńczym pędzie. Choć prawdopodobnie nie miała innego wyjścia, bo Ezra znalazło się już kilkanaście metrów od najbliższych domków.
Stopniowo zwalniała. Być może Ezra pomyśli sobie, że odpuściła. To byłoby dla niej korzystne. Patrzyła, jak znika pomiędzy domkami, kiedy sama zatrzymała się na trawie. Serce biło jej mocno od adrenaliny i wysiłku fizycznego. Przeczesała palcami włosy, musiała skupić na czymś dłonie. Wyjęła z nich kilka kolejnych źdźbeł trawy i z nienawiścią w oczach wpatrywała się w miejsce, w którym zniknęło Ezra.
Nawet nie będzie wiedziało, kiedy w końcu jejgo dopadnie.

Ezra?
◇──◆──◇──◆
[922 słowa: Caroline otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz