piątek, 19 kwietnia 2024

Od Judasa — „Upendi — część 2 [Walentynki]

Poprzednie opowiadanie

Zawartość listu:
„Światła! Kamera! Akcja!
Jeśli zawsze marzyliście o karierze na estradzie: właśnie nadszedł Wasz czas! Już teraz zgłoście się do reżyserki »Miłości wśród półbogów«, Hedone! Stawcie się pod Tunelem Miłości w Waterland, Denver, aby skosztować na miejscu nowego, gwiazdorskiego życia!

PS. Jeśli otrzymaliście ten list, to zostaliście wybrani spośród zgłoszonych do castingu. Obecność obowiązkowa”.
— Nie jestem przekonany.
Powiedział to w stronę Havu cichym tonem, by przypadkiem nie usłyszała go Hedone. Zerknął na nią kątem oka, a ta uśmiechnęła się szeroko do Judasa. Przeszły go momentalnie ciarki. Przełknął ślinę, udając, że bardzo interesują go rajstopy drugiego półboga — a na jego nogach były naprawdę fascynujące.
— Cholera, czemu akurat my mamy…
— Lepiej się przymknij, zanim cię utopię — wyszeptał z krzywym uśmiechem mężczyzna, rzucając brunetowi jednoznaczny wzrok.
Ugryzł się w język (dosłownie), poprawiając swoją różową sukienkę. Próbował za wszelką cenę zignorować niekomfortowe przebranie, jednocześnie starając się nie śmiać na widok Havu. Miał wrażenie w obecności bogini, że jakikolwiek nieprzemyślany ruch może sprowadzić na niego jakąś klątwę. Że też musiał się na to godzić (nie godził się, on nie miał wyboru, więc zapierdalał dwa tysiące kilometrów na jakiś durny plan filmowy). Miał ochotę spytać Hedone, na czym to wszystko polega, ale jednak wolał nie kwestionować jej pomysłów.
— Co mamy właściwie dokładnie robić?
— Pewnie improwizować.
O, to jeszcze lepiej. Przypominał sobie coraz bardziej, czemu tak bardzo nienawidził bogów, a ten cały, cholerny „tunel miłości” jedynie potęgował jego zawiść, gdyż bycie w jego środku z drugim facetem, na dodatek, jak na złość, Havu, to najbardziej żenująca rzecz, jaka przydarzyła mu się w dosłownie całym, trzydziestoparoletnim życiu. Jeśli w każdym z odcinków obsadzali takich aktorów, a fabuła opierała się… na czymś takim, to Judas się nie dziwił ich słabą oglądalnością. Nikt normalny nie chciałby oglądać dwójki dorosłych facetów w różowych strojach. Prawda?
— Przecież taki dobry z ciebie aktorzyna — zadrwił Havu. — Nie spinaj się tak, nie ma czym.
— Zrobię z siebie pośmiewisko na Olimpie. Będą mnie widzieć — wymamrotał do siebie, pocierając nerwowo o siebie dłonie. — Na. Jebanym. Olimpie.
— Od kiedy takie coś cię obchodzi? — parsknął z drwiną.
Ich środek transportu ruszył powoli, a przy pierwszym szarpnięciu Judas zastanowił się, czy może nie ma choroby morskiej i co ważniejsze — czemu ta cholerna łódź nie ma pasów. Okazało się bowiem, że ten chwilowy spokój był tylko ciszą przed ogromną burzą, a może w tym przypadku ogromnym tajfunem.
Już nie obchodziła go gra aktorska i to, jak wypadnie w oczach bóstw, ani prawdopodobne przyszłe niezadowolenie Hedone, bo jego gardło samo z siebie zaczęło głośno krzyczeć, a wraz z nim Havu, trzymając się czegokolwiek, byleby nie wypaść. Zaczęło szarpać nimi na dosłownie każdą stronę, aż nie mając nic innego stabilnego do utrzymania się, złapali się nieświadomie, niezdarnie za ręce (o dziwo, było to najbardziej efektywne), przybliżając do siebie jak najbardziej, a rudowłosy omal nie wszedł mu na kolana.
Judas zamknął oczy, modląc się i przeklinając jednocześnie, szykując się w każdej sekundzie na śmierć, słysząc w tle jakąś muzykę. Postarał się na niej skupić, mając nadzieję, że to odwróci jego uwagę od destrukcyjnych i krwawych myśli (roztrzaskana na milion kawałków głowa, powyrywane kończyny, brunatno-czerwone plamy, wnętrzności porozsypane po całym parku), ale szybko tego pożałował, bo w sekundę rozpoznał tę melodię i przez nią zwątpił w całą rzeczywistość, bo znana każdemu (nawet temu, kto nie obejrzał Titanica) muzyka kompletnie nie pasowała do pozostałej scenerii, a ich krzyki raczej ją dominowały.
KOMPLETNIE.
No, chyba że miał czuć się jak na zatapiającej się łajbie i miało być to romantyczne — jeśli tak, to chyba gdzieś zapodział pojęcie i całą definicję romantyczności.
Miał wrażenie, jakby odbijał się cały czas od czegoś twardego, a szalupa prawie że wypadała z toru biegu przez rwącą, burzliwą wodę, co dawało poczucie, jakby zbudowana była jedynie z desek sklejonych klejem ze szkolnego sklepiku i taśmą. Przysiągłby, że momentami tunel był pionowy i jechali (płynęli) chwilami głową do dołu, co wywoływało mdłości u Judasa. Moment i by się porzygał. Tak właściwie może to zrobił, ale z szoku nawet nie miał o tym pojęcia.
Całość przypominała bardziej maszynę tortur niż rozrywkę z parku wodnego. Pewnie dlatego był opuszczony. To musiała być kara za jego przewinienia, którą wymierzyli mu nie ci bogowie, jakich by się spodziewał.
Na dźwięczne w tle „You’re here, there’s nothing I fear” łódka aż z wrażenia podskoczyła, unosząc się dziesięć centymetrów nad gruntem, a Havu przestał drugą ręką trzymać się boku łajby, w zamian łapiąc gorączkowo za różowy materiał ubrania drugiego mężczyzny, pokrywający jego klatkę piersiową. Pociągnął go tak cholernie mocno, że Judasowi zrobiło się ciasno i na moment nie mógł oddychać poprawnie, bo jego przebranie i tak było wystarczająco opinające oraz obcisłe, jakby specjalnie dali mu o cztery rozmiary mniej niż nosi. Teraz to on musiał przejąć stery i z całej siły trzymać pojazdu, bo Havu się do niego przykleił obydwoma rękoma i obydwiema nogami.
Gdy zatrzymała się w miejscu gwałtownie — przysiągłby, że ta przejażdżka trwała wieczność — wyrzuciło ich ciała najpierw do przodu, a potem do tyłu i uderzyli plecami o łódkę z ogromnym impetem. Judas z bólu, jaki przeszedł cały jego kręgosłup, zobaczył gwiazdozbiory, chmury, niebo i samego Boga przed oczami. Serce waliło mu jak nigdy, jakby w każdej sekundzie mogło przestać bić, przez co całą minutę siedział sztywno, skulony, w obawie przed wykonaniem jakiegokolwiek nagłego ruchu.
Spojrzał na Havu, który był w podobnym stanie. Rude włosy półboga porozrzucane były w każdym kierunku geograficznym, a kwiatowa czapka spadła mu gdzie po drodze. Podobnie jak Judas, był wilgotny we wszystkich możliwych miejscach. Trząsł się, zagryzał wargę i nadal trzymał księdza za spocone dłonie.
— O, fuj! Nie dotykaj mnie! — Rozbudził się Judas, rzucając mu obrzydzone spojrzenie.
— Co? To ty mnie dotykasz! I nadal to robisz!
— To mnie puść, bo ci roztrzaskam łeb! — Ścisnął mocniej jego rękę.
— Sam se, kurwa, puść, jebany debilu! — warknął mu w twarz. — Skręcę ci kark za moment.
— Ty pieprzony pedale!
Nie wiedzieli, że nagrywanie odcinku programu nadal trwa, a uświadomił ich o tym przerażony wzrok Hedone, gdy w końcu przypomnieli sobie, gdzie są. Nie niezadowolony, a przerażony (choć nie wiadomo, co byłoby gorsze) Judas uśmiechnął się niezręcznie, niepewny dalszego losu swojego życia.
— To było… — zaczęła, niemal roztrzęsiona. — Pełne emocji. I… akcji. Ale… myślałam, że jesteście sobie przeznaczeni do czegoś innego, a jednak zamiast…
Odwróciła się tyłem do nich, najwyraźniej nad czymś zastanawiając, szepcząc przy tym do samej siebie. Dwie osoby z planu filmowego pomogły im wysiąść z łódki i słusznie, bo omal się nie przewrócili przez drżące nogi. Adrenalina aż pulsowała Judasowi w skroni. Błagał w myślach, by jego nowa kariera aktora romansideł nie okazała się aż tak zła, bo potęga bogów mogła go rozgnieść. Skrył się za plecami Havu przed Hedone, co niezbyt wiele mu dało przez bycie tym wyższym.
— Jesteście genialni! Nie w sposób, jaki chciałam, ale to było naprawdę, bardzo… interesujące.
Byli tak zdezorientowani jej postawą, że nie odezwali się słowem.
— Coś nie tak?
Spojrzeli po sobie. Judas uderzył Havu w plecy, zmuszając go, by coś zrobił.
— Nie, wszystko w porządku, jesteśmy po prostu bardzo… rozemocjowani tym wszystkim. I zmęczeni. Naprawdę bardzo zmęczeni. — Rudowłosy zmarszczył brwi na księdza. — I z tych emocji aż nas przemarzło, czy możemy się już przebrać w coś normalnego?
— Tak, tak, naturalnie! — Hedone kiwnęła dłonią do pozostałych kobiet, dając znak, żeby zmyły im nareszcie makijaż z twarzy.

— Tak więc, jak się okazało, oglądalność była rzeczywiście wysoka.
Judas pomyślał, że bóstwa muszą mieć naprawdę okropny gust co do programów, a z drugiej strony byłby zawiedziony, gdyby jego cierpienia i łzy poszły na nic. Choć poczuł z kolei ukłucie żenady, gdy do ich dłoni Hedone sypnęła parę drachm zamiast dolarów. Starał się z całych sił, by na jego twarzy nie było widać boleści. Czuł resztki czerwonego pudru na polikach. W domu umyje twarz jeszcze z pięć razy. I ręce.
— Jeden z bogów nazwał ten odcinek Horrorem wśród półbogów. Nie powiedziałabym, że to coś dobrego, ale… ale było lepiej, niż zazwyczaj.
— To jak niby było zazwyczaj? — wymamrotał cicho Havu, lecz bogini albo go zignorowała, albo nie usłyszała.
— Gdybyście byli chętni do współpracy, możemy spróbować jednak w przyszłości ponowić odcinek, by był taki, jak w oryginalnym scenariuszu. — Widząc blade twarze półbogów, zaśmiała się. — Tylko żartuję.
Nie było im do śmiechu, gdy usłyszeli, że w ogóle istniał jakiś oryginalny scenariusz, ale odetchnęli z ulgą, że mogą się pożegnać z wodnym parkiem rozrywki. Oby raz na zawsze.
Brunet czuł wciąż wodę w ubraniach i nie było mu ani trochę cieplej, bo całe to opuszczone miejsce powodowało u niego na nowo drgawki (tego dnia ewidentnie nabawił się traumy do tuneli, udawanych łódek, kolejek górskich, morskich i wszystkiego, co było z tym związane i nigdy nie wsiądzie na nic takiego, choć miało to miejsce po raz pierwszy).
Opuścili park. Nie wiedzieli, ile spędzili w nim czasu, bo kompletnie zaprzepaścili poczucie rzeczywistości, ale robiło się powoli ciemno. Z miejsca, w którym się znajdowali, widać było, jak zachodzi słońce, poskramiając niebo pomarańczową poświatą. Havu z wyczerpania opadł na ławkę przed parkiem. Jego rude włosy najwyraźniej już wyschły z wody, która się do nich dostała, ale wciąż wyglądały jak po huraganie. Wyglądał tak marnie, że brunetowi aż zrobiło mu się szkoda. Dołączył do niego, prostując przed sobą długie nogi.
— To kto kupuje bilety powrotne? — zapytał Judas.
— Sam sobie kup, idioto.
— Nie mam pieniędzy.


[1469 słów: Judas otrzymuje 14+20 PD]
Havu i Judas rzekonali bogów. Matko, co za ulga! Szkoda tylko, że Miłość wśród półbogów okazała się Horrorem wśród półbogów. Cholera wie, czego się spodziewali po swojej karierze aktorskiej będąc dziećmi boga śmierci i boga terroru, ale w trakcie emisji odcinka Olimp był autentycznie przerażony. To może pozostać naszą słodką tajemnicą, że nie taki był plan — niech bogowie myślą, że to wszystko było w zamiarze od początku. W każdym razie, odcinek został uznany jako naprawdę dobry horror i im się poszczęściło.
Dostali parę drachm od Hedone w ramach nagrody, to ich udział za zyski z emisji odcinka. Nie jest to jednak jakaś specjalnie duża kwota. Poza tym są teraz całkiem rozpoznawalni na Olimpie, co może okazać się zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem — niektórzy bogowie będą ich fanami, szczególnie ci odpowiadający za strach, śmierć i horror, ale za to będą też przez jakiś czas częściej przyciągać potwory. I potwory zdecydowanie nie będą chciały autografu.
A jeśli chodzi o fandom wśród bogów horroru, to jeśli podczas następnej misji spotkają jednego z tych edgy bóstw na swojej drodze, postarają się im pomóc, niezależnie od kierujących ich motywów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz