wtorek, 30 kwietnia 2024

Od Arnara CD Heather — „My kayak is calling and I need to go”

Poprzednie opowiadanie

Nienawidził kajaków. Naprawdę, naprawdę bardzo i z całego serca. To chyba oczywiste, że Hermes nijak się z wodą nie łączył, prędzej z powietrzem i ziemią, więc tak samo, na wzór swojego ojca i trochę stereotypowo, Arnar nienawidził wody. Co za tym idzie, nie potrafił pływać i gdy słyszał słowo „jezioro” automatycznie zaczynał się topić. Tym bardziej nie posiadał ważnej na spływach umiejętności sterowania kajakiem, bo na każdych zajęciach wykazywał się wręcz niemożliwie ogromnym leserstwem i albo w ogóle unikał tych przeklętych łódek zagłady, albo spokojnie dryfował po jeziorze, próbując wyglądać tak, jakby naprawdę coś robił, podczas gdy tak naprawdę próbował się opalać.
Tym razem nie wywinął się od tego parszywego spływu, bo powoli już mu się kończyły wymówki. I jeszcze znalazł się w parze z dziewczyną, z którą przez cały swój obozowy staż nie porozmawiał chyba ani razu, oprócz zgromadzeń grupowych. Ale to szczegół, bo grupowi i tak czasem wykazują się cudowną zdolnością niekojarzenia innych grupowych, ale nie można ich za to winić. Niektórzy są tak głupi, że nikt nie chciałby ich kojarzyć.
Z uwagą spojrzał na kajak. Przyjrzał się mu jeszcze dokładniej w poszukiwaniu żab i innych niechcianych stworzeń, które z obrzydzeniem wyrzuciłby za burtę przy pierwszej możliwej okazji. Chyba był w miarę czysty, co i tak było dużym osiągnięciem, patrząc na ogólnodostępne kajaki w Obozie Herosów. I, co najważniejsze, nie dziurawy, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
— Kto siada gdzie? — spytał, przyglądając się tym idiotycznym i bardzo niewygodnym plastikowym siedzeniom, które nagrzewały się od słońca tak bardzo, że czasem można było sobie dupę poparzyć, gdy się na nich siadało.
— Ty z tyłu — odparła Heather, jakby to była oczywista oczywistość albo podstawowa zasada, na której zbudowano wszechświat. — Bo jesteś wyższy — dodała, a Arnar zrobił minę, która miała znaczyć: „Ależ ja pamiętam, wypraszam sobie”.
— Rzeczywiście. Tak — rzucił, starając się brzmieć na takiego, który to od samego początku wiedział, ale na chwilę zapomniał. — Czekaj, ten z tyłu to steruje, nie?
W odpowiedzi dostał spojrzenie, które mówiło: „A ty z drzewa spadłeś, czy jak?”. Zaśmiał się nerwowo, jakby to miał być żart.
Problem w tym, że nie był.
Arnar nie miał pojęcia, jak się tym sterowało. Wszystkie wspomnienia z zajęć, które miały go nauczyć obsługi kajaka, wyrzucił z głowy sekundę po ściągnięciu kapoka, albo nawet i wcześniej, nie pamiętał. Ale wiosłowanie nie może być takie trudne, prawda? Coś w stylu „prawa, lewa, prawa, lewa i do przodu”, nie?
Wcisnął się do kajaka (ale tam jest tak mało miejsca na nogi…), ostrożnie sprawdzając, czy da radę normalnie usiąść na siedzonku. Jeszcze nie było tak źle, było zwyczajnie ciepłe. Jak na razie.
Przez chwilę siedzieli w ciszy i bezruchu.
— No weź nas popchnij — warknęła Heather.
Arnar wywrócił oczami i odepchnął kajak od brzegu, wkładając w to całą swoją siłę i o mało co nie gubiąc wiosła.
— No to, ten, startujemy — mruknął wielce entuzjastycznie.
Poszło im całkiem nieźle. Tak, cudownie wręcz. Po paru minutach bezsilnego i pełnego irytacji szamotania się z wiosłami, bo Arnar musiał sobie przypomnieć, co i kiedy macza się w wodzie, dotarli na linię startową. (Warto zauważyć, że przez nieporadną obsługę kajaka już byli cali mokrzy, chociaż spływ w sumie się jeszcze nie zaczął).

Do wioseł, gotowi i… ruszyli!
Niektórzy z impetem, jakby kajaki im wybuchły (co u niektórych mogło być prawdą), inni od razu zostali wciągnięci w szuwary albo ich kajaki odwróciły się tyłem na przód.
Jeszcze nikt nie utopił kajaka, a to był dobry znak.
Arnar i Heather musieli zgrać wiosła („Kurwa, ty wiesz, która to jest prawa strona w ogóle?!”), a potem niepewnie popłynęli do przodu.
Bardzo niepewnie. I chwiejnie.
Prąd rzeki pchał ich do przodu, ale z tyłu głowy pozostawał strach przed Aresiakami i innymi idiotami, którzy podczas takiego spływu mogli zabić wszystkich dookoła i przy okazji siebie, jakby ich dostatecznie zdenerwować.
— UWAŻAJCIE!
Piskliwy wrzask nadleciał do nich z tyłu i Arnar zdążył tylko się odwrócić, otworzyć oczy z przerażeniem i wydać z siebie jęk rozpaczy (ucięty mniej więcej w połowie), gdy dwa małe Hefajstosiątka (może miały trzynaście lat, choć Arnar nieco w to wątpił) uderzyły w ich kajak z głośnym BUMMMM.
I ŁUBUDUBU.
I jeszcze BADAMMMMMMM.
Oraz, co bardzo istotne, bardzo nieprzyjemnym i głośnym PLUSK.
(Tutaj można wstawić fontannę albo inny słup wody i te sprawy, dodać jeszcze parę małych plusków i prysków i takie tam, jak kto woli).


Heather?
────
[711 słów: Arnar otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz