środa, 24 kwietnia 2024

Od Yasmin CD Adama — ,,Bóg jednak istnieje"

Poprzednie opowiadanie

– I co jeszcze potrafisz, Adamie, pierwszy człowieku na Ziemi? – uniosłam brwi, wyjmując z torebki moje kochanie parazonium. – Myślisz, że możesz mnie robić w konia? Nie wiem, czy kłamiesz, ale coś tak czuję, że wcale nie masz daru od Boga, wiedząc, jak ktoś się nazywa, więc musiałeś już mnie znać. Tak dla swojego bezpieczeństwa i chęci spokojnego pójścia spać, nie zastanawiając się, dlaczego jakiś ksiądz zna moje imię, skoro nawet nie należę do waszej parafii, chcę się tego dowiedzieć.
Próbował się podnieść, jednak ja nie lubię zostawiać spraw niewyjaśnionych. Złapałam ją za ramię, przyciskając do ściany, drugą ręką, w której trzymałam sztylet, przybliżyłam do jejgo szyi. Rzecz jasna, nie zrobiłabym mu żadnej krzywdy.
– To jak? Opowiesz mi trochę?
Oczy obcej osoby, które przez cały czas wpatrywały się w moje, niespodziewanie zaczęły zmieniać kolor na różowy, pudrowy róż. Jak dobrze pamiętam, wcześniej miał fiołkowe.
– Haha, no wiesz, tak jakby to powiedzieeeć. – Zmieszany ksiądz, będący cały czerwony na policzkach, nosie i z różowymi oczami, próbował pozbierać słowa do jednej kupy.
Zabrałam sztylet spod gardła. To nie mógł być ktoś zły, za bardzo się bała. Zresztą… coś dziwnego czułam w sercu, będąc przy niej. Nawet samo spojrzenie Adama kierowane w moją stronę, w moje oczy, w moją duszę, które zmieniły kolor… coś tu przede mną kryła, a się obawiała o tym powiedzieć.
– Możliwość poznania ciebie, twojej osoby, jest darem od Boga – powiedziała, opierając się nadal o ścianę.
– SŁUCHAM?!
– No wiesz, taki dar, niewiasto. – Uśmiechnął się głupio, wciąż wlepiając we mnie swoje pudrowe oczy.
Uśmiech zzszedł z jejgo twarzy, kiedy ponownie przyłożyłam parazonium do krtani księdza.
– Nie wierzę w Boga – jasno powiedziałam, by zrozumiała.
– Ładny rzymski sztylet, skąd masz? – Adam najwyraźniej próbował zmienić temat rozmowy. – O, ja też nie wierzę, widzisz, mamy nawet wspólne tematy do rozmów. Fascynacja rzymskimi sztyletami, brak wiary w Boga…
– Teraz mi się tego Boga trochę szkoda zrobiło. – Nie miałam zamiaru zabierać broni spod jejgo podródka. – Obdarzył cię niby to znajomością wybranych osób i możliwością zmieniania koloru oczu, a nawet w Niego nie wierzysz.
Zaniemówił.
– Jak to zmieniania koloru oczu? – Przełknął ślinę tak głośno, że nawet ja to słyszałam.
Zamiast odpowiedzieć, zaczęłam szperać w swojej torebce. Wyrzucałam z niej rzeczy, wiedząc, że lusterko trzymam zazwyczaj na samym dole.
– Masz dobry gust co do perfum. Cytrus i jaśmin, lubię to połączenie, przypominają mi o moich wakacjach w San Francisco – wypowiedział z nutką sentymentalizmu, zerkając w kierunku kolejno wyrzucanych przedmiotów. – Masz nawet gaz pieprzowy?
– Musiałabym być skończoną idiotką, żeby chodzić nocą po Nowym Jorku bez niczego, czym mogłabym się obronić.
Oczy Adama ponownie były fioletowe, jak wcześniej, tylko że tym razem patrzył na przedmioty, nie na mnie.
Tęczówki znów miały fiołkowy kolor. Zmieniały się w róż, kiedy patrzyła mi się w duszę, w oczy, nie na ciało.
– To patrz teraz… jak się mówi na was, księży? – zapytałam, z grzeczności. Zdjęłam również ten sztylet spod gardła.
– W teorii ojcze. – Wzruszyła ramionami.
Zmrużyłam brwi.
– Nie, nie będę mówić na ciebie ojcze. Zostanę przy Adamie.
Wyjęłam lusterko i je otworzyłam, trzymając przed twarzą księdza.
– O… – zaniemówił na chwilę. – To tak, bo… wiesz, od światła. – Uśmiechnął się pogodnie.
– Jak byłam tu wcześniej, gdzie było ciemniej niż teraz, miałeś fiołkowe, więc to również ten twój dar od Boga?
– Tak jakby.

Adam?
────
[532 słowa: Yasmin otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz