sobota, 27 kwietnia 2024

Od Kuźmy — ,,Punk's not dead"

Co mnie do tego podkusiło? — zapytała samą siebie, gdy ochroniarz ją przeszukiwał. Zrobiła to ponownie, gdy zostawiała płaszcz w szatni (za opłatą w wysokości dwóch dolarów, co nieco wytrąciło ją z dobrego nastroju, bo jako typowa trzynastolatka nie miała wiele pieniędzy). I znowu, gdy spojrzała tęsknym wzrokiem na koszulki z nadrukami z jej ulubionych albumów i jeszcze bardziej tęsknym wzrokiem na pusty portfel. Ostatecznie kupiła małą przypinkę, która kosztowała, o zgrozo, dolara i pięćdziesiąt centów. Zakup bardzo ją zabolał, więc postanowiła, że nigdy tej biednej przypinki nie zgubi, dlatego włożyła ją do kieszeni spodni. To bardzo bezpieczne miejsce, gdy spodnie zostały kupione w lumpeksie i miały dziury nie tylko na kolanach.
Gdyby mogła, spojrzałaby na siebie w lustrze, poprawiłaby narysowane czerwoną kredką do oczu ogromne kreski, sprawdziłaby, czy włosy dobrze się trzymają i dorysowałaby jeszcze parę kropek i kresek na twarzy, ale trochę bała się szukać łazienki. Wszędzie było dużo osób, które wyglądały, jakby mogły zgnieść Kuźmę lekkim poczochraniem jej włosów i nie wątpiła, że było to całkiem prawdopodobne. A do tego na ścianach były narysowane dziwne krasnoludki i jeden z nich chyba sikał, ale Kuźma jakoś nie czuła dużej chęci, żeby pójść w jego stronę.
Wzięła głęboki wdech. Powiedziała sobie, że sama tego chciała i to było jej marzenie. Weszła na płytę, żeby znaleźć sobie miejsce... tuż pod sceną.
Każdy, kto chodzi na koncerty punkowe, wie, że najbezpieczniejszym miejscem dla niskiej trzynastolatki na pewno nie będzie pierwszy rząd widowni, oczywiście z wiadomych powodów, które zna każdy, kto był chociaż na jednym takim koncercie (zaliczają się do tego nie tylko koncerty punkowe, ale sytuację omawiam w dużym uproszczeniu). Niektórzy patrzyli na nią wzrokiem, który pytał: ,,A gdzie są twoi rodzice?", ale większość nawet na nią nie spojrzała. Kuźma zadbała, żeby wyglądać na choć trochę starszą, niż jest w rzeczywistości, chociaż wiedziała, że ubiór i makijaż nie załatwi sprawy aż tak dobrze, jak mogło się wydawać. A na pytanie, gdzie są jej rodzice, odpowiedziałaby z dumą, że jej mamę nie obchodzi, gdzie tak właściwie jest w tej chwili i pewnie zainteresuje się nią dopiero wtedy, kiedy zadzwonią do niej nauczyciele, bo córka opuściła tydzień zajęć. Gdy Alina została poproszona o kupno biletu, bo zbliżały się urodziny Kuźmy, to nawet nie przeczytała, na co ten bilet kupuje. Powiedziała tylko, żeby zjadła poza domem, skoro już gdzieś idzie, więc dziewczynka jej posłuchała i jeszcze nie zjadła obiadu, bo zapchała się chipsami.
Stała oparta o barierkę, wpatrując się w zalaną słabym światłem scenę. Ludzie dopiero się zbierali, trybuny świeciły pustkami, a na płycie utworzyły się dwa obozy: osób, które zbierały się w pierwszych rzędach pod sceną i miały już przy sobie plastikowe kubeczki z alkoholem i osób, które chroniły się za dźwiękowcami (również z plastikowymi kubeczkami).

Potem się zaczęło.

Już przy drugiej piosence Kuźma myślała, że ktoś złamał jej żebra i straciła rachubę w liczeniu miejsc, w których później pewnie znajdzie siniaki.
Ktoś wpadł na nią od tyłu, na moment przygniatając do barierki.
Nad nią przeleciał człowiek uniesiony przez tłum, a jedyne, co widziała to koszulka ochroniarza, który próbował złapać tego rzezimieszka.
Ludzie obok zderzyli się ze sobą i chlusnęło na nią piwo.
A potem ktoś znowu się z nią zderzył, odepchnął ją od barierki i prawie wrzucił w szalejący wir ludzi, którzy wyglądali, jakby potracili zmysły.
I nic z tego się Kuźmie nie podobało.
Nie tak wyobrażała sobie zabawę na koncercie. Owszem, można poskakać i zdzierać sobie gardło podczas wykrzykiwania słów ulubionych piosenek, ale nigdy nie myślała o takim szaleństwie, jakie tutaj zastała. Szybko straciła poczucie, w jakim miejscu się znajduje, gdzie jest przód, tył, góra i dół. Gdy kurczowo ściskała barierkę, jeszcze widziała, gdzie jest scena, ale odepchnięta do tyłu w swoim polu widzenia miała wyłącznie ciemne koszulki innych ludzi. Albo brak tych koszulek, co uznawała za jeszcze gorsze.
Próbowała przepchnąć się do przodu (prawdopodobnie), ale jej chude ramiona nie mogły zdziałać wiele w obliczu umięśnionych (?) mężczyzn. Pierwszy raz postawiona została w sytuacji, w której tłum nie rozstępował się przed nią z lekką obawą i głęboko skrywanym w duszy szacunkiem, którego najpewniej nikt nie był świadomy. Śmiertelnicy zazwyczaj tak na nią reagowali, ale ci tutaj najwyraźniej zbyt zatracili się w atmosferze imprezy, żeby móc odczuwać coś tak przyziemnego, jak strach przed małą, zdezorientowaną i zagubioną dziewczynką, która nigdy w życiu nie przyznałaby przed kimkolwiek, że jest małą, zdezorientowaną i zagubioną dziewczynką.
Zacisnęła zęby i pięści i zaczęła przepychać się w stronę, jak jej się wydawało, baru, gdzie nie było tak wielu ludzi. Przynajmniej tak myślała, bo w sumie nie pamiętała, po której stronie był ten cały bar. W każdym razie: gdzieś się przemieszczała. Co chwila ktoś ją potrącał, momentami tak, że traciła równowagę i gdyby nie inni ludzie dookoła, na których mogła się oprzeć, pewnie już dawno leżałaby na podłodze w towarzystwie pusty. Podeszwy jej butów nieprzyjemnie kleiły się do parkietu. Pewnie wdepnęła w rozlane piwo.
Ktoś kopnął ją w ramię, gdy inni próbowali przerzucić go przez barierki, a Kuźma poleciała w bok, niebezpiecznie się zataczając. Na tyle niebezpiecznie, że ludzie odskoczyli przed nią na boki, bo kto normalny nie odskakuje przed rozpędzoną kulką strachu?
— Kurwa! — krzyknęła, gdy przez chwilę nie mogła znaleźć oparcia w innym człowieku i już wyobrażała sobie siebie jako zdeptaną masę na podłodze. Co tylko pokazuje, jak bardzo nie znała się na pogo. Jeżeli ktokolwiek się wywróci, zawsze znajdzie się osoba (albo osoby), która tego kogoś podniesie i potraktuje jak najbardziej bezboleśnie (nikt nie odpowiada za twoje ubrania, włosy i wszystko inne, jeśli wylądujesz w kałuży piwa).
Ktoś złapał ją za ramiona i podciągnął do pionu. Już chciała wywrzeszczeć mu do ucha podziękowania, ale nieznajoma osoba chwyciła ją za rękę i pociągnęła… gdzieś.
Kuźma wyczuła zagrożenie.
Próbowała wyrwać rękę z uścisku, próbowała zatrzymać się i nie iść dalej, ale ludzie, którzy wciąż się z nią zderzali, nie pomagali ani trochę. W końcu pozwoliła wyciągnąć się aż do szatni, z przerażeniem zastanawiając się, czy nadal są tam ochroniarze i przygotowując wszystkie swoje moce, żeby jakoś wyrwać się z tej sytuacji.
Zatrzymali się w miejscu, gdzie było trochę ciszej i znacznie, znacznie spokojniej, a nieznajome pochyliło się do Kuźmy i wrzasnęło (co na wpół głucha dziewczynka z trudem zrozumiała):
— Żyjesz?!
— Tak! — odkrzyknęła, trochę zdziwiona zauważając, że sama ledwo się słyszy. I chyba miała chrypę, ale to powitała już ze znacznie mniejszym zdumieniem.
A potem dostała spojrzenie pod tytułem: ,,A gdzie są twoi rodzice?!” i już wiedziała, co będzie dalej.

Ktoś?
────
[1059 słów: Kuźma otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz