piątek, 19 kwietnia 2024

Od Wandy — „Do wesela się zagoi” — część 1 [Walentynki]

Zawartość listu:
„[plama z wina uniemożliwiająca odczytanie imion]
wraz z Hymenajosem pragną zaprosić CIEBIE i Twoją osobę towarzyszącą, tak, CIEBIE I OSOBĘ TOWARZYSZĄCĄ! na uroczystość zaślubin, która odbędzie się jutro o godzinie 13:00 przy Wrotach Orfeusza w Central Parku.
Prosimy o potwierdzenie przybycia do 15 minut od otrzymania listu. (małym druczkiem) Obecność obowiązkowa”.

– Wando? – Philip spojrzała na mnie, przewracając głowę na bok. – Nic nie mówiłaś, że przyjdziesz.
Złapałam ją za ramiona i popchnęłam do jej pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi.
– Jest problem – westchnęłam ciężko, drugą dłonią szukając w kieszeni moich spodni listu, który dziś mi dosłownie spadł z nieba. Kiedy go wyjęłam, odsunęłam się o parę kroków i przeczytałam treść, mówiącą o przyjściu na zaślubiny, wraz z osobą towarzyszącą.
– O, no gratuluję – delikatnie się uśmiechnęła, stojąc nadal plecami do zimnej ściany baraków Obozu Jupiter.
Wiedziałam, że muszę jej to powiedzieć. Wzięłam głęboki oddech.
– I problem jest taki, że… – przewróciłam wzrok na bok. Zaczęłam cicho stukać butem o podłogę, zagryzając usta. – Czy chciałabyś ty być moją osobą towarzyszącą? – powiedziałam szybko, patrząc jej w oczy.
Usiadłam na jej łóżku, widząc, jak się zastanawia. W ostateczności wezmę kogoś innego, jednak chciałabym spędzić ten czas z Philip, z dala od obozu Jupiter, gdzie większość tutejszych patrzy na mnie spod byka lub w swoim, gdzie wszyscy żyją plotkami.
– W sumie czemu nie – usłyszałam jej odpowiedź, na co ponownie zerknęłam w kierunku jej oczu. – A kiedy trzeba przyjść?
Wzięłam z powrotem list, szukając informacji.
– Jutro o 13 – odpowiedziałam, a wtedy zdałam sobie sprawę z największego problemu. – Masz w co się ubrać?
– Teoretycznie, byłam gotowa na taką okazję – po wypowiedzeniu tego zdania policzki Philip automatycznie się zarumieniły. – I jak chcesz… m-możesz mi pomóc wybrać – ledwo co wypowiedziała te drugie zdanie.
Przytaknęłam.
Centurionka podeszła do szafy. Miałam szczerą nadzieję, że ubierzemy się skromnie, ponieważ ja sama nie miałam w co się ubrać. Może mam jakąś koszulę pod łóżkiem i spodnie do tego pasujące, a buty… pójdę w trampkach. Nikt się nie zorientuje.
Jednak kiedy Philip zaczęła wyjmować te wszystkie sukienki, które wyglądały jak na co najmniej rozdanie Oscarów. Zacisnęłam usta, rozglądając się po pokoju, aż fioletowa koszulka z Obozu Jupiter poleciała mi na twarz. Już miałam mówić Philip, że to chyba nie najlepszy pomysł, by przebierać się tutaj, w końcu może ktoś wejść i…
– Którą na początek zobaczyć? – podeszła do mnie, trzymając w lewej ręce, białą do podłogi obcisłą sukienkę i drugą taką samą, ale czarną, trochę za kolano i większym dekoltem.
Zamarłam.
– Wando? – zapytała, kładąc swoją dłoń na moim czole. – Wszystko… dobrze? Jesteś cała czerwona.
– Ładne bokserki. Ten pegaz podobny trochę do Juana – uśmiechnęłam się głupio. – Ten koronkowy stanik też ci pasuje.
– Och, wiem. Jak je zobaczyłam, wiedziałam, że muszą być moje – cicho się zaśmiała. – To jak, którą?
– Ta – wskazałam na czarną. Nie wiem dlaczego, to było pierwsze, co przyszło mi na język. W obu wyglądała jak królewna.
Myślałam, że pójdzie się przebrać, ale nie. Została w tym pokoju. Atletyczna sylwetka młodej kobiety dawała po sobie znać, że spędza wiele czasu na ćwiczeniach. Szczerze, sama bym chciała tak wyglądać. Zazdrościłam jej tak cholernie zajebistej sylwetki.
Tego, jak potrafi zarządzać całą kohortą i utrzymać jej honor.
Jak jest ambitna, a zarazem opiekuńcza.
Mam nadzieję, że dla swego domku też taka jestem, że mnie też tak widzą.
– Wszystko dobrze? – zapytała, stojąc nade mną, kiedy akurat leżałam i rozmyślałam nad… nią.
– Tak, tak! – od razu ponownie usiadłam, patrząc na Philip, która, mimo iż nie miała makijażu ani ułożonych włosów, już wyglądała jak z okładki magazynu. – Wyglądasz przecudnie.
Dopiero teraz doszło mnie, że powiedziałam jej wprost to, co myślę.
– Powiedziałaś, że wyglądam przecudnie? – zapytała, cała się czerwieniąc.
– Tak.
Chwila ciszy.
Jak ja mam jej niby powiedzieć, co czuję, skoro tak reaguję za każdym razem. I ja i ona.
– No to widzisz, mamy już wszystko gotowe, to ja już pójdę, bo… no widzisz… Mam jeszcze trening i uch… co ja miałam powiedzieć… a no tak! Naukę tych tam młodych, obiecałam zajęcia z szermierki, to co do jutra! – wybiegłam z pokoju, ocierając pot z czoła trzęsącymi się dłońmi i nogami jak z galarety.
Ta korespondencja szła za daleko. Nie w takim momencie, kiedy ona stoi przede mną prawie goła, a ja leżę rozwalona na jej łóżku. Nie teraz. Nie chce tak zapamiętać tych słów, które bym chciała jej powiedzieć.
Usłyszałam jedynie jak Philip z dala mnie woła, jednak ja jej odpowiadam:
– Pamiętaj o jutrze!



Tamtego dnia zasnęłam o wiele wcześniej niż zazwyczaj, nawet koszmary mnie nie odwiedzały. Trening szermierki najmłodszych, boks, greka, potem zbroja, a z tyłu głowy nadal miałam Philip w pięknej sukni, wyglądającą jak córka Wenus, która, mimo iż spędza ¾ dnia w stajni, potrafi wyglądać z klasą. Jak dama.
Leniwie wstałam, rozciągając ręce. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek.
13.
Równo trzynasta.
Zbladłam, a bicie serca przyspieszyło. Klęłam pod nosem przez cały czas, biegnąc do łazienki, aby tylko chlapnąć sobie zimną wodą w twarz, umyć zęby, a następnie szukać ubrania. Problem był taki, że spodni nie mogłam znaleźć, a koszula nie miała jednego guzika. O jakichkolwiek ładniejszych butach mogłam zapomnieć. Wzięłam zwykłe trampki.
Tak oto wybiegłam z domku piątego, w koszuli bez guzika, brudnych od piachu i błota czarnych spodniach oraz trampkach, które się rozwalały. Chciałam założyć krawat, ale prawie się nim udusiłam, więc odpuściłam.
– Wando, wiesz, gdzie jest Kazue i Ellijah? – jeden z braci złapał mnie za ramię, gdy przekroczyłam próg drzwi.
– Nie, nie wiem. Dziś ty prowadzisz treningi, ja jestem zajęta, chyba że Kazue wróci, to ona – poinformowałam go i popędziłam w kierunku gdzie, umówiłam się z Philip. Ujrzałam jednak otwartą kopertę, która leżała przy wyjściu. Zostawiłam ją tu wczoraj, ale zamkniętą. Cholera jasna. Zignorowałam to.



Przybyłyśmy na miejsce. Jak wspaniale, że ostatecznie wybrałyśmy Juana jako środek transportu. Nie wyobrażam sobie, jakbyśmy teraz musiały jechać taksówką i czekać w korkach.
Wspaniała również była Philip. Ja co najwyżej wyglądałam jak jej parobek.
– W końcu jesteście! – bóg małżeństwa przybył nam na przywitanie.
Tymczasem pełno różnorodnych nimf (ku nieszczęściu, głównie tych od Dionizosa) wręczało nam kwiaty. I prezenty. Nie sądziłam, że gościom daje się drogie oraz ekskluzywne upominki, w także bukiety, choć muszę przyznać, że były przepiękne, jednak bałabym się wziąć je ze sobą do domku piątego. Pewnie zbyt długo nie przeżyłyby.
Ledwo co odłożyłam na bok te wszystkie podarunki, a Hymenajos chwycił nasze dłonie i zaprowadził przed ołtarz. Nawet nie patrzyłam na Philip. Zalałam się cała potem, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego zdania. Gdy puścił nasze ręce, trzęsły mi się tak, że nie byłam w stanie nawet wziąć telefonu do ręki.
Ślub z Philip. Coś, co chciałam. Była tak kurwa cudowna, że faktycznie, powiedziałabym tak, zrzuciła się w ramiona i pocałowała namiętnie na tle tych wszystkich róż i oczach nimf. Nie obchodziłoby mnie nawet to, że może tu gdzieś jest mój ojczym, który pobiłby mnie tak, że biała koszula już nie będzie biała.
Jednak co na to centurionka? Czy ona czuje to, co ja? Była zakłopotana, jak jej powiedziałam komplement. Serce mi waliło, czując puls z tyłu głowy, a w głowie wszystko się kręciło, ledwo widząc moją towarzyszkę, która zresztą patrzyła mi się w oczy, cała czerwona na policzkach i uszach, próbująca coś wydukać ze swoich ust, które pomalowała barwnym błyszczykiem.
Rozejrzałam się wokół. Nimfy siedziały, patrząc swoimi pięknymi oczami na nas, czekając, żebyśmy coś powiedziały, zrobiły, cokolwiek. W oddali jakieś dwa krzaki chyba się ruszyły, a w nich widziałam kogoś z blond czupryną i osobom z ciemniejszymi włosami. Kurwa. Wiedziałam kto to, przypominając sobie otwarty list i brak Elijaha oraz Kazue.
– Czy możemy już rozpocząć ceremonię?


[1187 słów: Wanda otrzymuje 11+20 PD]
Jak wyjaśnić bogu małżeństw, że wcale nie przyszliście tutaj wziąć ślub, bo w zasadzie nawet nie jesteście w związku? No, wyznać sobie miłość przed ołtarzem i postanowić, że w ów związek wejdziecie. A przynajmniej taką logikę postanawiają obrać Wanda i Philip.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz