sobota, 27 kwietnia 2024

Od Kala CD Theodore'a — ,,Smile smile!"

Poprzednie opowiadanie

Brak złych zamiarów? No, może. Może Kal zareagował zbyt mocno. Może to było niepotrzebne i przesadzone. Może powinien się zamknąć, nie powodować całej sytuacji, zniknąć i przestać wyładowywać emocji na innych.
Tylko kogo to teraz obchodzi?
Tak jak Theodore nie miał zamiaru się wycofywać i nadal budować swój wizerunek, tak Kal nie miał zamiaru nagle zmieniać zdania i pokornie się przed nim układać, że ,,ojej, masz rację, robię problem z niczego, sam jestem problemem, a teraz idę płakać w kąt”, choć w głębi klatki piersiowej zaczął odczuwać nieprzyjemny niepokój. Sprawiało to tylko, że z jednej strony odczuwał coraz większą chęć uderzenia Theodore’a, a z drugiej cisnęły się mu na usta przeprosiny. Oczywiście, że nie zacznie teraz przepraszać. Już prędzej by mu naprawdę przyłożył.
Do tego był w stanie poczuć, że go zdenerwował. Nawet jeśli mówił całkiem spokojnym i cierpliwym tonem, Kalowi nie umknęły iskierki zdenerwowania, które na moment wbiły mu się w mózg, zanim je wprawnie zignorował. Przynajmniej miał jeszcze większą świadomość, że będzie miał za co przepraszać. O ile zdobędzie się na odwagę, żeby to zrobić.
Wbił paznokcie w dłonie. Spojrzał na Theodore’a spod byka.
Nawet jeśli nie powinien uważać go za irytującego, bo w sumie nic mu nie zrobił, to… To i tak uważał go za okropnie denerwującego, zwłaszcza że ciągnął tę całą rozmowę. Nie łatwiej byłoby się zamknąć, odwrócić i odejść? Kurwa, czy to takie trudne, gdy już wiadomo, że obie strony zapędziły się zbyt daleko, żeby zmienić zdanie i się pogodzić? Gdy nie ma już miejsca na magiczną zmianę tematu i stwierdzenie, że wszystko jest okej, bo oboje najchętniej by się pozabijali (to jest, Kal na pewno)?
Na chwilę odejść. Uspokoić się. Wykonać jakieś ćwiczenia oddechowe, które każdy poleca, a których nikt nie lubi i nie robi. Dać sobie spokój z ludźmi, żeby ich jeszcze bardziej nie ranić, mimo że z całego serca chciałoby się dalej ciągnąć kłótnię, dopóki nie postawi się na swoim. Odciąć się.
Ktoś mu kiedyś to tłumaczył, że tak niby jest lepiej dla obydwu stron, ale nigdy w to jakoś szczególnie nie wierzył. Aktualnie nie potrafił sobie nawet przypomnieć, kto mu to mówił.
Sorry — powtórzył za Theodore’em tonem przesiąkniętym jadem — ale mam cię serdecznie dość.
I odwrócił się, żeby odejść. Zaznaczając, że wcale nie czuł się ani nie był pokonany. Robił to z czystej rozwagi i niechęci do bicia się. Poza tym był już tym zmęczony, więc miał same dobre powody na odpuszczenie. Znaczy, nie odpuszczenie, a taktyczny odwrót.
Nie spojrzał za siebie, bo to i tak nie miałoby sensu. Wyszedł na idiotę, każdy to wiedział. Nawet on sam, chociaż głośno nigdy by się do tego nie przyznał.
Głównie było to widać po sinych półksiężycach, jakie zostawił na swoich dłoniach. A jego poduszka mogła narzekać na to, na ile decybeli wściekłego wrzasku została narażona.
Inne osoby z jego kohorty postanowiły nie wypominać mu tego krzyku. Każdy czasem potrzebuje się porządnie wydrzeć. W końcu lepiej zrobić to niż pobić nic niewinnego kolegę, który zwyczajnie się uśmiechnął.
To nie był jego dzień. To po prostu nie był jego dzień.

Theodore?
────
[505 słów: Kal otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz