niedziela, 17 marca 2024

Od Vex do Rodiona — ,,Na łąkach nie ma tylko kwiatków"

Było... złe. Wkurzone. Zirytowane. I w dodatku sfrustrowane. Dodać do tego wszystkie synonimy tych słów, a także wszystko to, co się z nimi kojarzyło.
Od kiedy się obudziło i jeszcze nie bardzo rozumiało, co się wokół niejgo dzieje, każdy dookoła czegoś od niejgo chciał. Zrób to, zrób tamto, przynieś mi to, pójdź tam, i tak dalej, i tak dalej. Dobrze, dziesięć lat służby ot tak się nie odrobi, ale no dajcież spokój (i trochę chwili dla siebie).
Nawet jeśli ktoś usłyszał tę desperacką prośbę, nikt się nią nie przejął i głośne stukanie martensów słychać było w całym obozie, gdy ewidentnie podminowane Vex biegało w tę i z powrotem, bo miało ręce pełne roboty, a poza tym jeszcze dwadzieścia rzeczy, których nawet nie zaczęło robić. Co jakiś czas tupot ustawał, żeby Vex mogło poprawić wąsy tlenowe i na chwilę odetchnąć, a kiedy podczas tej krótkiej przerwy ktoś do niejgo podchodził i prosił o kolejną rzecz, dostawał przekleństwem prosto w twarz. Ewentualnie prychnięciem lub środkowym palcem. Vex w pewnym momencie zaczęło czuć się jak główny bohater gry komputerowej, który nie może robić fabuły przez to, ile mu się naleciało side questów i bardzo chce odbębnić wszystko jak najszybciej. Tyle że z szybkością u Vex bywało różnie.
Gdy nagle musiało znaleźć się po drugiej stronie obozu, stwierdziło, że zwyczajnie to pierdoli.
Teoretycznie nie powinno ot tak wychodzić z obozu, ale starało się wyglądać na człowieka, który w ten piękny dzień spokojnie zmierza do Nowego Rzymu, żeby odwiedzić swoją rodzinkę i zjeść domowy obiadek. Nikt z rodziny Vex tam nie mieszkał, więc w trakcie drogi po prostu skręciło gdzieś na łąki, żeby choć przez chwilę pobyć samo. Jak wróci do obozu może wszyscy zapomną o tym, że miało w ogóle coś zrobić.
Z rękami w kieszeniach i wzrokiem wbitym w trawę uparcie parło przed siebie, byle odejść jak najdalej, żeby kolejnym natrętom nie chciało się jejgo gonić.
Po czym nagle stanęło i to nie przez to, że wdepnęło w coś swoimi idealnie czystymi butami, tylko przez to, że usłyszało czyjś głos. Całkiem niedaleko.
— Na bogów, Kazimierzu Wielki, ale ty się rozrosłeś...! A ty, Napoleonie, jakoś bardzo zmarniałeś, biedaku... Weź, bo ci jeszcze uwierzę, że jesz wystarczająco. Tak, na pewno. Ale mnie nie wyzywaj, nie jestem wre…
— KURWA MAĆ — wrzasnęło Vex, gdy zlokalizowało wzrokiem człowieka, który albo był potomkiem jakiegoś bóstwa od roślin albo był niespełna rozumu. — CZY JUŻ NAPRAWDĘ LUDZIE MUSZĄ BYĆ WSZĘDZIE?!
Ledwo łapiąc dech, patrzyło spod byka na chłopaka, który siedział na trawie i rozmawiał z paprotkami i kwiatkami. On za to patrzył na jejgo wzrokiem człowieka, któremu przerwano w czymś bardzo ważnym.
Po zastanowieniu, Vex stwierdziło, że skądś typa kojarzy. Chwilę zajęło jejmu skojarzenie oczywistych faktów (jak się jest zaraz po wybuchu gniewu, to trochę trudno jest myśleć logicznie), ale wreszcie przypomniało sobie, kim on jest. Chociaż chyba wolało żyć bez tej wiedzy. Albo nie krzyczeć na nieznajomych ludzi spotkanych na łąkach wokół obozu. Ogólnie krzyczenie na ludzi to niezbyt dobry nawyk, chyba kiedyś ktoś mówił o tym w szkole…
— A — bąknęło po dłuższej ciszy, bo przypomniało sobie, że wypadało coś powiedzieć. Najlepiej przeprosić, ale na to się jeszcze nie zdobyło. — Centurion.

Rodion?
◇──◆──◇──◆ 
[521 słów: Vex otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz