niedziela, 14 kwietnia 2024

Od Havu CD Judasa — „Take me to church”

Poprzednie opowiadanie

Wziął głęboki wdech, ale nic nie powiedział, po prostu wbijając wzrok w ciemną, brudną ścianę, która dla niektórych najwidoczniej była jedną, wielką kartką papieru. Zapewne ktoś, kto nigdy nie trafił na dołek, nie widział tylu narysowanych kutasów w jednym miejscu. A może widział, jak należał do tych wkurwiających dzieciaków, rysujących po zeszytach kolegów, by zabić nudę.
Dwie starsze kobiety wpatrywały się w mężczyzn pustym wzrokiem, nieprzyjemnie uśmiechając się i szepcząc coś do siebie co jakiś czas. Z jednej strony Havu miał policjantów, którzy nie kryli się z tym, że ich obgadują, a z drugiej dwie stare raszple.
Wstał z trzeszczącej, brudnej ławeczki i zrobił dwa kółka po celi. Czuł się jak kryminalista, chociaż to on był ofiarą. Kto atakuje ludzi w biały dzień? Mógł poczekać, chociaż na wieczór, by nie skończyło się to w taki sposób.
— Która godzina? — zapytał wyższego policjanta, który nawet nie zaprzestał rozmowy ze współpracownikiem. Śmiał się, wyszczerzając brudne zęby i wymachiwał rękoma. — Sory, że przerywam tę fascynującą rozmowę, ale naprawdę chciałbym wiedzieć, która godzina. — Uśmiechnął się słodko, ale wyszło z tego coś przeraźliwego, przez co policjanci wybuchnęli śmiechem, jak te denerwujące dzieci z ostatnich ławek, które nigdy nie słuchały nauczycieli i pokładali się na samo słowo ,,sperma”.
— Słuchaj, będzie godzina, kiedy będziesz mógł wrócić do domu, to na pewno się dowiesz. — I odwrócił się do Havu plecami, klepiąc drugiego policjanta po ramieniu, by prędko wyszeptać mu do ucha kolejne złośliwe żarty na jego temat oraz Judasa.
Rudowłosy wolał nie pytać, co takiego widzieli, gdy przybyli na miejsce bójki. Śmiertelnicy, którzy nie widzą przez mgłę, potrafią powiedzieć, że miecz przypominał im długiego kija albo maczetę. Mogą to być też znacznie gorsze rzeczy, przez które kończysz na dołku z pijanymi chłoptasiem i starymi babami, bo nikt nie potrafi ci uwierzyć, że tym razem jesteś trzeźwy.
Zrobił jeszcze dwa kółka po celi, czując narastające poirytowanie, które wcale nie osłabło, a rosło, gdy Judas na klęczkach postanowił się modlić, szepcząc do ściany śmieszne słowa, których Havu wcale nie chciał rozumieć. Ani słyszeć. Mogli zamknąć go w izolatce.
— Nawet tutaj musisz to robić? — wypalił nagle, zdenerwowany do granic możliwości.
Judas jednak zignorował współwięźnia w tak perfidny sposób, że Havu nawet nie próbował więcej interweniować. Znowu mogliby się pobić, a dwójka dziecinnych policjantów przedłużyłaby im pobyt w celi.

Musiał być późny wieczór, gdyż policjanci zapalili światła i nie ustępując kroku od celi z rudowłosym oraz księdzem, dalej rozmawiali o swoich rzeczach. Havu zdążył usłyszeć już historię o tym, jak jeden z nich nie potrafi gotować do tego stopnia, że spalił nową patelnię, a raz zalał kuchnię. Opowieść o dziewczynie, którą obydwoje przelecieli, też była niezła.
— A dowiem się, która godzina? — spróbował znowu, ale oczywiście na marne, bo nikt mu nie odpowiedział. Ba, nawet na rudowłosego nie spojrzeli prawie tak, jakby nie istniał.
Usiadł na ziemi, pod zimną, wilgotną ścianą i spoglądał na ładnie oświetlony korytarz. Komisariat mieli ładnie wyposażony: nowe meble, zamówione na wymiar, wygodne krzesła w poczekalni, które Havu kilka godzin temu przetestował oraz jeden automat na zimne napoje.
Zaschło mu w gardle, gdy pomyślał o lodowatej coli.
— Dostanę coś do picia?
Cisza.
— Zdechnę z pragnienia.
Cisza.
Zacisnął wargi. Nic nie irytowało go w tej chwili bardziej, niż ta dwójka bezczelnych policjantów, którzy najwyraźniej myśleli, że są wyżej postawieni od cywili i mogli robić to, co żywnie im się podoba. Ciekawe, czy śmialiby się tak samo głośno, gdyby Havu przyprowadził ze sobą jakiegoś ducha i rozkazał mu odrobinę postraszyć głupich śmiertelników.
Siedzące po drugiej stronie starsze kobiety nie spuszczały z Havu wzroku przez te godziny. I wyglądały, jakby nie potrafiły mrugać.
— Myślisz, że one są chore? — zwrócił się do Judasa. — Nawet się nie ruszają.
Judas wzruszył ramionami, najwidoczniej nieprzejęty obcymi staruszkami w celi. Zaczął tylko modlić się znowu, wypowiadając tym razem bardzo krótkie modlitwy, które dla Havu brzmiały na wymyślone.
— To już choroba psychiczna, Judas — bąknął pod nosem, co najwyraźniej obudziło mężczyznę.
— Z czym masz problem?
— Śmieszne, że masz tak oczywisty słaby punkt. — Przewrócił oczyma i wskazał na dwie staruszki. — Z nimi coś jest nie tak.
Judas zrobił kilka kroków do przodu, by przyjrzeć się współwięźniom, ale najwidoczniej nie dostrzegł niczego podejrzanego, gdyż omiótł Havu podejrzliwym spojrzeniem. Wręcz oceniającym.
Rudowłosy poczuł się potraktowany, jak niespełna rozumu i już brał się do zwyzywania księdza, kiedy jedna z kobiet się poruszyła. Wyszła z ciemnego kąta, spoglądając na wyższego mężczyznę, a później skierowała stare, zmęczone oczy na Havu. Uśmiechnęła się kącikiem ust, marszcząc się na twarzy tak bardzo, jakby była gnijącym owocem.
Judas wyciągnął dłoń, by się przywitać, a może też sprawdzić, czy staruszka jest prawdziwa, jednak w tej samej chwili, ta miło wyglądająca pani przestała być taka miła. Zmieniła się w najokropniejszą postać babci, jaką można sobie wyobrazić. Na dodatek wyhodowała sobie na plecach duże, skórzaste skrzydła.
Havu cofnął się, szukając po kieszeniach ukochanego ołówka, a Judas stał nieruchomo, obserwując drugą staruszkę. Zapewne powoli zaczynało do niego dochodzić, co się dzieje i kim są te nieznajome seniorki.
Kiedy wygrzebał wspomniany ołówek, od razu przygotował się do krótkiej walki; bo erynie, którymi były staruszki, nie należały do przesadnie silnych. Karały grzeszników, a do tego nie potrzebowały przesadnych mocy. Samo bycie grzesznikiem i przebywanie wieczność na równinach kary było wystarczające.
Jedna ze staruszek pognała w kierunku Havu, którzy trzymając w dłoni iaculum, przymierzał się do rzutu. Strzał okazał się celny, wręcz idealnie wymierzony w głowę babci, która krzyknęła piskliwym, starczym głosem i rozprysnęła się w powietrzu. I tak odrodzi się za jakiś czas, by nawiedzać kolejnych herosów.
Druga staruszka strzeliła długim, obślizgłym biczem, szczerząc się obrzydliwie brudnymi zębami.
Mlaśnięcia bata odbijały się echem po celi. Policjanci mogli tego nawet nie usłyszeć. A jeśli cokolwiek słyszeli, to zdecydowanie się tym nie chcieli interesować. Ważniejsze były rozmowy na temat kobiet.
Nim Havu zdążył się zorientować, to druga erynia również zniknęła z krzykiem, przypominającym wrzask umierającego szpaka. Judas stał ze swoją złotą spathą, drugą ręką otrzepując spodnie z kurzu.
Nawet mu nie podziękował.
Czuł się, jak obrażone dziecko w przedszkolu, ale to Judas napadł go w biały dzień i wszczął bójkę. Teraz mógłby nawet nie wtrącać się w tę krótką i jakże żałosną bójkę, lecz ksiądz najwidoczniej czuł potrzebę wtrącania swoich pięciu groszy wszędzie.

Siedział znów pod tą samą zimną, wilgotną ścianą i przyglądał się własnym paznokciom, pod którymi dostrzegł zaschniętą krew. Krwotoki z nosa zdarzały mu się już wcześniej, to oczywiste, czy istnieje ktoś, komu nie leciała krew z nosa? Nie były jednak tak silne i gwałtowne jak po idealnym trafieniu w tę część ciała. Zaczynał się zastanawiać, czy jeszcze jest prosty.
Kiedy próbował oczyścić paznokcie z zaschniętej czerwonej mazi, policjanci zaczęli rozmowę na temat znacznie bardziej interesujący, niż dupy i cycki.
— …i ostatnio mamy całkiem sporo zgłoszeń, już nie wiemy, w co włożyć ręce — powiedział jeden z nich, nerwowo drapiąc się po głowie. — Wydawało nam się, że w końcu się to skończyło, ale najwidoczniej nikt sobie z tym nie radzi.
— Co na to rząd?
— Przestań, to tylko jeden śmieszny morderca, naprawdę myślisz, że rząd się tym zainteresuje? — prychnął śmiechem starszy. Havu dostrzegł, jak policjantowi drży warga. — Nikt nam nie wierzy, że to niemożliwe, by ktoś się w taki sposób… zabijał.
Rudowłosy zmrużył oczy. Brzmiało to zbyt podobnie do tego, o czym myślał.
— Zawsze zostawia miejsce zbrodni tak, by upozorować samobójstwo. I nikt nie wierzy, że może być to morderstwo.
Havu siedział już przed kratami, przyciskając twarz do zimnego metalu. Musiał usłyszeć całą rozmowę.
— Co teraz?
— Nie wiem, ale podobno znów wrócił. — Policjant urwał i schował twarz w dłoniach. — Nie mam na to siły, naprawdę.
Chwila ciszy i wrócili do rozmowy o dziewczynach, tinderze oraz innych niesmacznościach, na które zachciało się Havu wymiotować.

Biskupie?
◇──◆──◇──◆
[1256 słów: Havu otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz