WIOSNA
— Przykro mi, ale spieszę się do pracy. Nie mam czasu odprowadzać tego gów… przemiłego chłopca do domu, poza tym… — rzucił spojrzeniem na dzieciaka — …wygląda na takiego, który sobie poradzi.
Pani Berrycloth nie była zadowolona z odpowiedzi blondyna.
— Ciągle chodzisz do tej pracy, Zion! Przyda ci się dzień wolny, a tobie. - wskazała na zaskoczonego całym zajściem chłopca — A tobie, mój drogi, przyda się eskorta do domku.
I Zion, i nowo poznany młodzieniec nie mieli już sił protestować przeciwko pani Berrycloth. Wyszli z kawiarni i rozpoczęli lawirowanie pomiędzy wszędobylskimi przechodniami. Dzieciak prowadził, blondyn trzymał się z tyłu, próbując wcisnąć szefowi przez telefon, jak on się źle nie czuje i musi zostać w domu. Na chłopaku skupił się po rozłączeniu telefonu.
— Zapnij kurtkę.
— Nie jest mi zimno.
— W kawiarni narzekałeś na temperaturę. Jak ty w ogóle masz na imię?
— Winter, proszę pana.
— Tylko nie pan, proszę cię… Zion. — powiedział blondyn i odruchowo wyciągnął rękę w stronę chłopca.
Winter był zaskoczony, ale uścisnął dłoń starszego mężczyzny, uśmiechnął się krzywo i schował ją z powrotem do kieszeni.
Zion nie był fanem dzieci, czy innych młodych osób. Może dlatego, że nie miał z żadnym kontaktu odkąd skończył 18 lat, a żadnych znajomych z dziećmi nie miał, z rodziną też nie utrzymywał kontaktu. Chłopak z kawiarni nie był wyjątkiem i umocnił go, że nie jest z tych, którzy dzieci nie lubią.
Reszta ich spaceru przebiegła w ciszy. Oboje wiedzieli, że są tu tylko przez panią Berrycloth, oboje chcieli wrócić już do domu i zająć się swoimi sprawami.
***
— Proszę bardzo, to tutaj! — dzieciak wskazał na drzwi jednego z wielu bloków mieszkalnych Nowego Jorku.
— Numer mieszkania? — zapytał syn Ateny, pochłaniając wzrokiem domofon.
Winter zamyślił się po czym wyrzucił z ust liczbę. Blondyn wyklikał coś na domofonie, po czym zaczekał na odpowiedź.
— Halo? — głos starszej kobiety rozbrzmiał w uszach mężczyzny.
— Dzień dobry, ja przyprowadziłem pani wnuka, zgubił się chłopak i musiałem mu pomóc, proszę otworzyć drzwi.
— Co?! Nie dam się znowu okraść, wy łobuzy! Właźcie do góry, czekam na was! — swój okrzyk skwitowała jeszcze paroma przekleństwami i czymś co zabrzmiało, jak przeładowanie strzelby.
Przerażony Zion spojrzał się na chłopca, ale zobaczył jedynie jego cień znikający za rogiem.
◇──◆──◇──◆
[357 słów: Zion otrzymuje 3 Punkty Doświadczenia]
hej to moje pierwsze opowiadanie prosze zostawcie jakis cieply komentarz to mi bedzie milej na sercu
OdpowiedzUsuńgratulacje karo
Usuń