sobota, 14 stycznia 2023

Od Gaspara — „Gaspaś w areszcie”

Jeszcze niedawno, gdy Gaspar wchodził do biedronki po trochę sadzonek roślin, nie mógł przypuszczać, że tak to się dla niego skończy. Tym razem miało być normalnie. Ale już nic nie mógł zmienić. Prawda była taka, że jedyne, czego chciał, to sadzonki i odzyskanie swojego portfela.
Spał na ziemi, cały obolały, a jakby było tego mało, dostał szczurzej gorączki. Czuł się fatalnie. W pewnym momencie poczuł, jakby świeciło się jakieś mocne światło. Słyszał przez sen różne wściekłe głosy wokół siebie, ale nie był na tyle przytomny, żeby je rozpoznać i zrozumieć, o co chodzi. Obudził się dopiero po kilkunastu sekundach, ale gdyby mógł cofnąć czas, na pewno by tego nie zrobił.
Właściwie, to w ogóle nigdy by nie wszedł do tej chrzanionej biedronki.
Ledwo udało mu się usiąść. Przy każdym ruchu czuł, jak bolą go kości. Dlaczego był taki głupi, żeby wejść na półkę? I to żeby tam SPAĆ?
Chwilę później przekonał się, że to nie była najgłupsza rzecz, jaką zrobił. W jego życiu nie było wielu momentów, w którym nie tryskał ekscytacją do wszystkiego, co odwala. Noc w magazynie nagle przestała być tylko żartem. Czegoś takiego nie czuł nawet wtedy, gdy spadł z drzewa, a jakaś biedna dziewczyna musiała go ratować. Ani wtedy, gdy trafił do szpitala, bo jacyś nastolatkowie pobili go za to, że wydał ich policji.
Teraz to Gaspar został wydany. Albo raczej sam się wydał własną głupotą. Chociaż nie wszystko było tylko jego winą…
Wszystko działo się wyjątkowo szybko i wolno jednocześnie. Szybko — bo to było tak straszne i powalone, że nikt, nawet Gaspar, nie mógł się w tym połapać. Nawet dla niego oznaczało to ogromny stres. To już nie była ta przyjemna adrenalina, którą tak często czuł. Wolno — bo czuł się tak fatalnie, że nawet nie miał pewności, czy to sen, czy nie.
Niestety, to już nie byli ci pijani pracownicy. Chociaż chłopak bardzo by tego chciał.
Mówili o czymś. Jedyne, co Farkas z tego zrozumiał, było to, że ma poważne kłopoty. Nie rozpoznał prawie żadnego słowa, po prostu to wyczuł. Czuł coś tak ciężkiego, że był tego pewny. Upewnił się jeszcze bardziej, gdy stanowczym głosem jeden z mężczyzn kazał mu wstać. Gaspar nie wiedział, czy na pewno właśnie tak powiedział, czy coś mu się wydawało. Nic nie wyglądało realnie. W każdym razie rzeczywiście spróbował się podnieść. Skutek był fatalny. Nawet nie rozprostował nóg, a już runął do tyłu. Był jak bezwładne, niemal nieżywe ciało.
— To jakiś chory dzieciak. Jesteście pewni, że to ten?
— Tak. Na pewno.
Mimo całego bólu te zdania Gaspar zrozumiał doskonale. Czuł się tak źle, że w pewnym sensie było mu już wszystko jedno, co się z nim stanie. Nie potrafił nad tym myśleć. Po prostu czekał, co się wydarzy. Nie spodziewał się niczego dobrego. Dostał nauczkę, ale patrząc na wszystko, co zrobił w ciągu ostatnich paru lat, nigdy niczego całkowicie nie zrozumiał. Gaspar po prostu jest tym typem człowieka, którego śmieszy prawie wszystko. Niczego nie traktuje poważnie. Zmienienie go nie jest łatwe.
Nie potrafiłby opisać, co się działo w ciągu następnych kilkunastu minut. Może to i lepiej? Obudził się z tego dziwnego stanu dopiero, gdy jechał gdzieś samochodem. Chwilę mu zajęło zrozumienie, że był to samochód p o l i c y j n y.
Serce natychmiast zaczęło mu szybciej bić. Gaspar nie wiedział, co było straszniejsze — gorączka czy serce, które sprawiało wrażenie, jakby miało wylecieć z jego organizmu. Musiał się uspokoić. Nie zrobił niczego szczególnego. No dobra, to wszystko było dość oryginalne, ale przecież nikomu nic się nie stało. Wszyscy przeżyli. Pewnie po prostu zapłaci fortunę za to całe jedzenie i w ogóle. A no tak. Był biedny prawie jak ten menel, który zabrał mu portfel.
Starał się nie myśleć o pieniądzach ani o niczym innym. Patrzył się w szyby. Przemierzał różne ulice Nowego Yorku, co mogłoby być naprawdę fajne. Ale nie z policjantami…
Padał deszcz. Bawił się w wyścigi kropel, co dawało dziwny kontrast ze względu na to, w jakiej sytuacji się znajdował. Starał się przeżywać padające na szybę kropelki bardziej niż to, że zaraz pewnie będzie musiał powiedzieć, co się wydarzyło. Był przecież w zbyt złym stanie, żeby wydusić z siebie choćby jedno słowo.
Ledwo wytrzymał drogę do komisariatu. Nogi tak go bolały, że nie mógł się na nich utrzymać. Gaspar włożył całą swoją siłę w to, żeby się nie wywrócić. Głowa bolała go tak, jakby zaraz miała pęknąć. Gorączka mu się nasiliła. Nie dziwne, że w pewnym momencie upadł na ziemię. A ze względu na jego niesamowite szczęście, wylądował akurat w kałuży. Ochlapał się brudną wodą, co tylko pogorszyło jego stan. Wyglądał dosłownie jak bezdomne dziecko. Policjanci musieli na niego zaczekać, bo trochę mu zajęło, zanim wstał. Gaspar najchętniej zostałby w tej kałuży i spokojnie się w niej rozpuścił. Wolałby to niż komisariat.
Jednak gdy już tam dotarł i usiadł, poczuł się odrobinę lepiej. Rozejrzał się wokół. Nie był już taki załamany. Wszystko go ciekawiło, bardzo chciał wiedzieć, co się za chwilę wydarzy. Znów był zwyczajnym Gasparem, chociaż tym razem nie tryskał energią, bo zbyt źle się czuł. Zresztą, nie zrobił niczego bardzo złego. Nie powinien mieć jakieś bardzo poważnej kary. Wpatrując się w podłogę, rozmyślał o tym, jak zareagują jego dziadkowie na te wspaniałe wieści. Szybko wpadł na pewien plan.
Gaspar nie miał wyjścia. Musiał powiedzieć, jak się nazywa. Kłamanie tylko by go pogrążyło, akurat zdawał sobie z tego sprawę.
— Wygląda na to, że nieźle narozrabiałeś — zaczął policjant.
Chłopak mimowolnie się uśmiechnął.
Ale szybko przestało być śmiesznie. Te wszystkie zarzuty brzmiały naprawdę poważnie, a zwłaszcza kwota, którą był winien Biedronce. Gdy usłyszał o wybiciu szyby, nie wytrzymał ze zdziwienia.
— Jak to?! — jęknął — jaka szyba?!
To był dopiero początek, a on już miał dosyć.
Niedługo po tym, zadzwonili do jego dziadków, którzy byli jego opiekunami prawnymi. Gaspar ciężko zniósł taki stres. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo ich zawiódł. Starał się o tym nie myśleć. Wymyślił, że potem do nich zadzwoni i powie, że to skutek jakiejś misji. Po prostu w oczach śmiertelników tak to wyglądało. Niczego sensowniejszego nie potrafił wymyślić, a nie był gotów przyjąć na siebie pełnej odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. Wciąż był tylko dzieciakiem i chciał zrobić wszystko, aby uniknąć poważnych konsekwencji.
Jak się okazało po przesłuchaniach, sędzia skazał go na trzy miesiące w zakładzie karno-opiekuńczym. Nie był tym szczególnie przerażony. To przynajmniej nie poprawczak. Dla niego najważniejsze było naprawienie sytuacji z dziadkami. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jego sytuacja w obozie też jest w poważnym zagrożeniu. Obawiał się, że zostać nawet wyrzucony. Mimo wszystko nie zamierzał wydawać Kazue, a tym bardziej Colina, który tak naprawdę niewiele zrobił. Przyleciał do Biedronki, aby im pomóc. Gaspar miał jednak pewne podejrzenia co do tego okna. Niemożliwe, żeby on to zrobił. To na pewno byli oni. Farkas był trochę zły, że przez nich ma większą karę. Gdyby zdradził Kazue, pewnie trafiłaby do zakładu z nim. Przynajmniej nie byłby w tym wszystkim sam. I chociaż dla niego byłoby to bardziej opłacalne, nie zamierzał tego robić. Możliwe, że bał się, jak bardzo go pobije. Oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał. Po prostu chciał być dobrym kolegą czy coś takiego. Wątpił, że Kazue go doceni, ale przynajmniej nie czuł się aż tak beznadziejnie. No bo w końcu raczej mało kto by tak postąpił.

***

Jego priorytetem było dodzwonienie się do dziadków. Na szczęście mu się to udało. Rozemocjonowany do granic możliwości chaotycznie tłumaczył, że to była jedna z jego misji, która niestety skończyła się w taki sposób. Dziadkowie mieli trochę wypaczony obraz Gaspara. Uważali, że to bardzo dobre dziecko, któremu ciągle przytrafiają się różne niesprawiedliwe rzeczy. Zaoferowali nawet, że spróbują go stamtąd wyciągnąć, ale on od razu zaprzeczył. Starał się jak najbardziej pokazać, że ta misja była bardzo ważna, ale nie może o niej zbyt wiele powiedzieć. Nie zadawali wielu pytań na ten temat, wiedzieli, że to tajemnica. Pytali głównie o to, jak się teraz czuje i tak dalej. Piętnastolatek starał się sprawić dobre wrażenie. Nie chciał przysporzyć im więcej zmartwień. I tak nabawili się przez niego sporych kłopotów. Owszem, był głupi, ale zdawał sobie sprawę z tego, że ten stres na pewno źle im zrobił. Zawsze starał się nie utrudniać im życia. Zwykle z marnym skutkiem.
Na chwile do telefonu dostali się również bliźniacy. Nie traktowali tej sprawy poważnie, nie rozumieli tego. Wyobrażali sobie, że Gaspar przeżył jakąś niesamowitą przygodę i w ogóle. Tylko Kerim zapytał, czy tam jest jak w więzieniu.
— Ee, nie do końca — odpowiedział Gaspar. Chociaż tak naprawdę, to właśnie tak się czuł. Jak w więzieniu. — Nie jest tak źle.
Było źle.
W tamtym momencie jego plecak się przewrócił. Zupełnie zapomniał, że było w nim kilka szczurków. Przez cały ten czas starał się je ukrywać, żeby nie przysporzyć sobie jeszcze większych problemów. Dobrze, że akurat nikogo nie było w pokoju, ale będzie ciężko ukrywać je przez dłuższy okres czasu.
A przecież miał tam spędzić dwa miesiące…
Chłopak usiadł na podłodze. Trochę rozpiął plecak, aby szczurki miałby więcej dostępu do powietrza. Poważnie martwił się o ich stan. Obiecał sobie zrobić wszystko, aby przeżyły. Zamierzał zabrać je potem do obozu.
Oczywiście o ile nie zostanie wywalony. A taką miał nadzieję.

***

Przez następne dni stan Gaspara stopniowo się poprawiał. Dostał odpowiednie leki. W zakładzie było do wytrzymania, chociaż bywały też trudne momenty. Może to i dziwne, ale jego największym zmartwieniem były szczurki. Dbał o nie, jak tylko się dało, ale ukrywanie ich okazało się być wyjątkowo trudne. Nie przejmował się tym, że przez nie jest chory. Traktował je jak swoje dzieci. 
Poza tym ciągle czekał, aż ktoś go odwiedzi. Oczekiwał, że może Kazue któregoś dnia do niego przyjdzie. Mogła go nie lubić, jasne. Ale według Gaspara w tej sytuacji byłoby to odpowiednim zachowaniem. Chociaż po niej tak naprawdę nie spodziewał się niczego szczególnego.
Farkas musiał pilnować kilku rzeczy. Pierwszą było niezwracanie na siebie szczególnej uwagi. Nie chciał pogorszyć swojej i tak tragicznej sytuacji. Drugą były szczurki. 
Wiele razy myślał o tym, jak będzie wyglądał jego powrót do obozu. I czy w ogóle będzie mógł wrócić. Doszedł do wniosku, że raczej tak. Gorszy był dla niego fakt, że nie ma pieniędzy, aby zapłacić za wszystkie szkody. Nie był aż tak beznadziejny, żeby wziąć je od dziadków. Zresztą, nie byli zbyt bogaci. 
Przez chwilę przyszło mu do głowy, że może powinien coś sprzedać. Najwartościowszym co posiadał był jego traktor. Ale, jak wiadomo, nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Musiał wymyślić coś lepszego…

◇──◆──◇──◆
[1717 słów: Gaspar otrzymuje 17 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz