W końcu ruszyła w stronę głosu Gaspara. Znalazła go na dziale ze spożywką. No kurwa zajebiście. Ten skurwysyn nawet nie umie porządnie szukać wyjścia.
Podeszła do niego, przez chwilę go obserwując. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że wlepia w niego swoje zielone oczy.
— Ej, wstawaj. Lepiej, żeby się nie dowiedzieli o tych chrupkach i cukierkach. — powiedziała, starając się być spokojna i przemówić do niego. No i oczywiście nie zadziałało. Przeszła więc do bardziej… agresywnej metody, jak to miała w zwyczaju.
Porządnie przyjebała mu w jego piękną (wcale nie) twarzyczkę. Aż poleciał do tyłu, na półkę. Wszystko na tej półce, razem z Gasparem, poleciało na ziemię. Wywołało to niezły huk, ale przynajmniej syn Demeter wrócił na ziemię. Dosłownie.
Wzięła go za rękę i zaciągnęła za kartony, które akurat się nie wywaliły. Szybko stworzyła coś w stylu „fortu” z kartonów. Była prawie pewna, że z zewnątrz wyglądało to jak po prostu poukładane kartony.
Słysząc zbliżające się kroki, zatkała mu usta ręką. Żeby się nie zaczął nagle śmiać jak wcześniej. Obserwowała go widocznie niezadowolonym wzrokiem, chociaż dalej nasłuchiwała otoczenia.
— Kurwa, co to zrobiło? — powiedział, zapewne ochroniarz lub pracownik sklepu, świecąc latarką dookoła. Na szczęście, nie uznał poukładanych kartonów za źródło tego… czegoś.
— Stary, mówię ci, jakieś dzieciaki albo uciekinier z zakładu psychiatrycznego się tu włamał. — powiedział kolejny głos, który natomiast brzmiał, jakby jego właściciel przed chwilą wciągnął 10 kg kokainy, po czym popił czystą. Chociaż pewnie coś takiego by go zabiło, więc pewnie nie. W każdym razie brzmiał i pewnie wyglądał jakby był mocno najebany.
— Dobra, chuj, nikomu nie mówmy. To będzie problem kogoś innego. — stwierdził pierwszy mężczyzna, powoli odchodząc od miejsca zdarzenia.
— Ta, ta. Dobra. Okej. — powiedział po kilka razy pijany pracownik. Chyba w ogóle nie powinien pić w pracy, ale jak już widać, obchodziło go to mniej, niż Kazue obchodziły protesty Gaspara, żeby nie nazywać go Gaweł.
W końcu obojga Amerykanów odeszło, a córka Aresa uwolniła chłopaka i pozwoliła mu mówić.
— Dzięki. — mruknął sarkastycznie chłopak, wygrzebując się spod kartonów. — Ej! Będziemy tu nocować! Wyobrażasz sobie, jak super będzie? Mamy cały magazyn dla siebie! Może wespniemy się na najwyższą półkę, jaka tutaj jest? Albo, albo, znajdziemy sobie jakieś śmieszne przebrania! — zaczął swój wywód, dopóki nie zauważył jeszcze bardziej wściekłego spojrzenia heroski. — No co… głodny jestem! Nie obrażaj się za te chrupki… — powiedział, masując się po policzku, który ciągle był czerwony od uderzenia.
— Obrażę się. — powiedziała, żartując, chociaż pewnie na żart to nie brzmiało. Wstała i rozejrzała się, zauważając więcej szczegółów. Jej oczy zdążyły przyzwyczaić się do ciemności panującej tutaj, ale ciągle... było ciemno. Nie widziała wszystkiego!
◇──◆──◇──◆
[427 słów: Kazue otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz