LATO
Miło było z kimś powędkować, naprawdę. Laira nie spodziewała się, że towarzystwo drugiej osoby może aż tak uprzyjemnić tę prostą, niemal medytacyjną czynność. Sony wydawało się wręcz idealnym kompanem do tejże sztuki. Było w nich coś niesamowicie kojącego, z ich postawy biła naturalna pogoda ducha i nieudawana życzliwość. Najbardziej jednak doceniła tą próbę siedzenia w ciszy przez Sony; to, w jaki sposób starali się być cicho by nie spłoszyć ryb wiele dla niej znaczyło. Właśnie taka cecha, według niej, czyniła z kogoś dobrego wędkarza i dobrego towarzysza.
Nie znała Sony zbyt dobrze, właściwie to był jeden z ich pierwszych spokojniejszych momentów razem. A mimo to czuła, że mogłaby ich polubić. Ale nie zamierzała ich oceniać zbyt pochopnie, znała wartość tego, by dać komuś czas, pozwolić im pokazać się takimi, jakimi są naprawdę, bez pośpiechu i przymusu. Nawet mimo dobrych słów Violet na temat dziecka Apolla.
Jedno było jednak pewne - Sony było absolutnie rozkosznie pocieszne. Tak bardzo, że Laira nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdyby tylko otworzyła usta i wypowiedziała na głos to, co czuła, zamiast słów poleciałyby tęcze, motylki i błyszczące gwiazdki. Mimo tej przesadnej wręcz słodyczy (a może właśnie dzięki niej) ich obecność była niezwykle odświeżająca. W końcu ktoś, kto nie wyglądał jak zbity szczeniak w tym cholernym obozie! W ich świecie to było na wagę złota.
— Laira — powiedziała w końcu, spokojnie, niemal szeptem. Jej wzrok był utkwiony w tafli wody, skupiony na spławiku, który powoli dryfował po powierzchni, delikatnie bujany przez lekki, popołudniowy wiatr.
— Ooo, ładnie. Tak melodyjnie — odpowiedział Sony z entuzjazmem, jakby każde nowe słowo wypowiedziane przez Lairę było dla nich czymś wartym zachwytu. — Ktoś mógłby dla ciebie napisać serenadę i jako tytuł nadać jej twoje imię. Bo ludzie chyba tak robią. Pasowałoby.
Laira uśmiechnęła się, niespodziewanie szczerze. Uśmiech wszedł jej na twarz naturalnie, jakby został tam zaproszony. Prychnęła też cicho pod nosem, bo nie codziennie słyszy się tak dziwacznie uroczy i jednocześnie pozytywny komentarz. Nawet nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć. Ale nie musiała. Spokój między nimi mówił więcej niż słowa, choć nie chciała ujść za małomówną; wbrew pozorom do powiedzenia miała wiele.
— Wracając — zaczęła spokojnie, poprawiając uchwyt tuż pod kołowrotkiem tak, by wędka nie wypadła jej z ręki. — Próbujemy? — mówiąc to, podała Sony drugą wędkę, co prawda nie tak profesjonalną i z mniejszą ilością gadżetów w porównaniu do tej, którą miała Laira, tak jednak nadal była to dobrej, wręcz nawet bardzo dobrej jakości, wędka.
— Jasne! — rzuciło Sony z entuzjazmem, sięgając po wędkę. Niemal od razu było widać, że nie do końca wiedzą, co z nią zrobić. — Jak to się w ogóle… trzyma?
Spojrzenie Sony było pełne zaciekawienia i odrobiny niepewności, ale ich uśmiech był szeroki i szczery. Laira zachichotała cicho, podchodząc bliżej i kucając obok.
— No dobrze, żółtodziobie. Najpierw chwyt tu, zobacz — położyła swoją dłoń na ich nadgarstku, poprawiając ułożenie palców — Nie trzymaj za mocno, to nie miecz ani nóż do krojenia. To tylko i aż wędka. Subtelność, Sony, subtelność.
— Czyli zero dramy, rozumiem — zażartowali, śmiejąc się cicho.
— Dokładnie. Choć jak złapiesz szczupaka, to się przekonasz, że dramat i tak przyjdzie sam. Najgorzej jak taki skurczybyk cię ugryzie, to się zesrać z bólu można. Aczkolwiek wątpię, że miałobyś przyjemność spotkania tego gagatka w najbliższym czasie — mruknęła z uśmiechem, odgarniając kosmyk włosów, który wysunął się spod czapki.
Chwilę później oboje siedzieli już ramię w ramię, z wędkami gotowymi do rzutu, spławikami lśniącymi na tafli wody jak małe kolorowe światła. Wokół nich panował spokój, tylko szmer wody i delikatny śpiew ptaków tworzyły ścieżkę dźwiękową tej wspólnej chwili.
— Wiesz co? Mimo, że zwykle wolę wędkować samemu, tak jednak cieszę się, że mam ciebie za towarzysza. — odpowiedziała cicho Laira, z nieco łagodniejszym uśmiechem niż zwykle, szturchając Sony w ramię. — A poza tym, ktoś musi nauczyć cię porządnie zarzucać żyłkę. Bo na razie to wygląda, jakbyś próbowało strzepnąć robala z ramienia a nie złapać cokolwiek.
— Ej! — rzucili z oburzeniem, choć uśmiech nie schodził im z ust — Daj mi jeszcze pięć minut, a ryby same będą wyskakiwać z wody, żeby mnie poznać.
— To poczekaj, pójdę po patelnię i zrobi się z tego uczta dla całego obozu — skwitowała Laira z rozbawieniem. Śmiali się oboje lekko i bez napięcia, jakby znali się dłużej, niż rzeczywiście. W tle woda nadal szumiała cicho, a spławiki kołysały się leniwie na spokojnej tafli.
Właśnie gdy Laira chciała rzucić kolejną drobną uszczypliwość, nagle spławik Sony zadrgał.
— Ej… ej! Coś się dzieje! — zawołali z przejęciem, ściskając wędkę jakby trzymali granat bez zawleczki. — Laira! Ona się rusza! RYBA!
— Spokojnie! Nie ciągnij od razu! Poczekaj… — Laira niemal automatycznie przejęła ton głosu instruktorki. — Daj jej chwilę, niech połknie haczyk. Teraz… powoli, unieś wędkę… tak, właśnie tak!
Sony podniosło kij do góry z miną pełną skupienia i ekscytacji, jakby przeprowadzali operację na otwartym sercu. Wędka zadrżała, żyłka się naprężyła. Laira miała jedynie cichą nadzieję, że żyłka nie pęknie w kluczowym momencie. Inaczej mogło być wesoło…
Sony?
────
[803 słowa: Laira otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz